26 maja 2014

Rozdział 7: Jestem Darcy


                Budząc się następnego ranka wstydziłam się sama przed sobą swych własnych myśli. Jak w ogóle mogło przyjść mi do głowy, żeby wyjawić tajemnicę Lauren? Przecież to całkowicie nie w moim stylu. Ja taka nie byłam. Mimo tego, co doświadczyłam z jej strony, nie byłabym w stanie zniżyć się do jej poziomu, nie chciałam tego. Nawet w jakimś skrajnym wypadku zachowałabym w sobie choćby szczątki racjonalności i powstrzymałabym się przed wypowiedzeniem pewnych słów. Niestety, wczorajszego wieczora zapanował nade mną okrutny impuls, przez który zachowałam się, jak nie ja, jak gówniarz. Przeklnęłam na głos, uderzyłam pięścią w stół, a wewnątrz mnie kipiało jak spod pokrywki wielkiego gara stojącego na ogniu, a to wszystko tylko i wyłącznie przez jedno, durne zdjęcie, nic nieznaczącą błahostkę. Lecz wyłonił się spośród tego jeden plus, a mianowicie znów reagowałam „żywo” na pewne rzeczy. Moja melancholia i przysłowiowa „depresja” zdawały się odchodzić drobnymi krokami w dal, co naturalnie było powodem do radości. W istocie większej dla osób mnie otaczających niż dla mnie samej. Świadomość, że z czasem zaczęło mi się polepszać i udało mi się rozpocząć proces regeneracji sił była poniekąd pocieszająca, ale nie straciłam zdrowego rozsądku i nie rzuciłam się w to całkowicie, żeby nie przedobrzyć. Powoli, krok po kroku, stopniowo łatałam rany, a w planach miałam unicestwić wszelkie defekty powstałe na skutek przegranej. Aby przypadkiem moje starania nie poszły na marne, postanowiłam odciąć się kompletnie od Lauren i reszty towarzystwa w razie gdyby niespodziewanie miała nadejść kolejna konfrontacja niosąca za sobą negatywne skutki. Nie potrzebowałam wokół siebie więcej kłamstwa i obłudy, granice mojego zaufania już dawno zostały przekroczone, jak więc mogłam dalej przyjaźnić się, o ile to słowo nie było zbyt mocne, z ludźmi, którym najzwyczajniej w świecie nie ufałam. Odpowiedź była jedna i prosta: nie było to możliwe. Będąc w Ardamine nie musiałam się zbytnio martwić tym, że któreś z nich zechce mnie odwiedzić, natomiast po powrocie do Dublina takowe odwiedziny były nieuniknione. Dlatego decyzja o ograniczeniu kontaktu w takim wypadku wydała mi się nie tyle rozsądna, co prawidłowa. Uciekać przed nimi nie miałam zamiaru, choć ignorowanie ocierało się odrobinę o ucieczkę i niekoniecznie należało do najdojrzalszych opcji, zaś innych rozwiązań nie dostrzegłam. Ciężko będzie powrócić do względnej normalności, jaka czekała mnie w domu, w Dublinie. Nie potrafiłam sobie do końca wyobrazić swojego codziennego życia w takich warunkach. Bez Maxa, bez starej, dobrej Lauren, bez całej reszty osób, z którymi przebywałam dzień w dzień przez ostatnie kilka lat. Wciąż miałam Cathy i znajomych z klasy, nie było zatem na co narzekać, lecz zupełna zmiana otoczenia wymagała ode mnie przyzwyczajenia i przystosowania się, nad czym zamierzałam pracować, aby czuć się lepiej.
                Kalendarz znajdujący się tuż przy drzwiach wskazywał środę, dziesiątego lipca. Do powrotu do domu zostały trzy tygodnie. Aż trzy tygodnie czy tylko trzy tygodnie? To zależało z jakiej perspektywy się na to patrzyło. Aż trzy tygodnie biorąc pod uwagę często towarzyszącą mi nudę, brak ciekawych, czasochłonnych zajęć i zero kontaktu z rówieśnikami, przez który między innymi właśnie nie za bardzo miałam co robić w wolnym czasie. Tylko trzy tygodnie zważywszy na pracę i rutynę, w jaką niebawem wpadnę, a co za tym idzie każdy dzień wyglądać będzie tak samo, co w końcu sprawi, że godziny zaczną przemykać mi niczym piasek przez palce. Zatem... Czy te dwadzieścia jeden dni to było dużo czy mało na uodpornienie się i bycie gotowym do powrotu do smutnej rzeczywistości? Spójrzmy prawdzie w oczy. Dwadzieścia jeden dni brzmiało bardziej przerażająco niż trzy tygodnie. Dlaczego by nie zostać nieco dłużej...






                Przed pojechaniem do pracy, kilka razy przeszłam się ze Spinem na brzeg klifu, aby sprawdzić jak się ma stan morza i czy dostanie się do jaskini było wykonalne. Owszem, było. W sprzęcie do nurkowania i butlą pełną tlenu, ponieważ poziom morza wzrósł na oko o dobre półtora metra, a fale nadal szalały i walczyły z dość silnym wiatrem, który notabene szarpał moje włosy na prawo i lewo, co było niesamowicie irytujące, gdy już wskoczyłam na rower i ruszyłam do Riverchapel. Bez żadnego problemu trafiłam do celu, droga z Ardamine nie należała do jakichś kolosalnie skomplikowanych. Jedyną komplikacją podczas podróży był niecny żart ze strony dwóch nieznanych mi osobników płci męskiej, którzy mijając mnie swoim ciekawie wyrestaurowanym cooperem zatrąbili dwa razy, przez co niemalże wylądowałam w pobocznym rowie. Na szczęście w porę zapanowałam nad kierownicą i skończyło się bez większych obrażeń. Jeden z chłopaków, ten siedzący na miejscu pasażera obrócił się za mną i pomachał z szerokim uśmiechem. Szkoda, że nie zdążyłam podnieść ręki odpowiednio wcześnie i pokazać mu środkowym palcem co sądzę o ich małym psikusie. Ten nieoczekiwany akt ogromnej dojrzałości dwójki, nieznanych mi młodych mężczyzn przerwał moje dywagacje na temat Duine'a i tego, co powinnam zrobić w przypadku, kiedy nie miałam dostępu do jaskini. Było mi przykro, że burza przyniosła ze sobą takie, nie inne skutki i na nie wiadomo jak długo zostaliśmy od siebie odcięci. Podobało mi się pisanie z nim, czekałam z niecierpliwością na każdą kolejną notatkę, czytałam je po kilka razy, wszystkie trzymałam w jego puszce. Czy to była obsesja? Bo tak to wyglądało, gdy posiliłam się, aby spojrzeć na to obiektywnie, tyle, że była to moja jedyna atrakcja, dlatego pochłonęła mnie dostatecznie. A może tak próbowałam usprawiedliwić się sama przed sobą? Kto wie. Jedno zaś było pewne, nie miałam w planach tego przerywać dopóki nie dowiem się kim był ten człowiek. Wobec tego nie pozostało nic innego, jak czekać aż poziom morza opadnie i znów znajdę wiadomość od niego.
                Zajechałam pod sklep dziesięć minut przed czasem, niepotrzebnie tak bardzo się spieszyłam. Przynajmniej wiedziałam, że następnym razem wcale nie muszę tak gnać. Wszystkie stojaki na rowery znajdujące się tuż przy Sullivans były zajęte, pewnie zważywszy na porę dnia. Rozejrzałam się po niewielkim rynku Riverchapel w poszukiwaniu jakiegoś innego miejsca, w którym mogłabym zostawić swój jednoślad i znalazłam takowe nieopodal rybnego pana Totenmore'a. Przypięłam pojazd do stojaka i zanim odeszłam, dwa razy sprawdziłam czy aby na pewno dobrze zapięłam zabezpieczenie.
                Po sklepie rozpłynął się całkiem przyjemny dźwięk dzwoneczka zawieszonego nad drzwiami, informując Penny, że jej zmiana właśnie nadeszła. Nie zdążyłam dobrze wejść do środka, a na moim tułowiu uwiesiło się jakieś dziecko. Wskoczyło na mnie z impetem, uprzednio biegnąc wprost na mnie w zawrotnym tempie. Wszystko działo się tak szybko, że przez chwilę w ogóle nie wiedziałam co się dzieje. Machinalnie złapałam chłopczyka pod pachami, żeby niefortunnie nie upadł i ostrożnie odstawiłam go na ziemię. Mały był wyraźnie ucieszony całym zajściem, a jego roześmiana twarzyczka umorzyła moją lekką irytację i wywołała u mnie nieznaczny uśmiech.
                - Collin! - zawołała Penny, aby skarcić, jak mniemam swojego syna, lecz w jej głosie przewinęła się także nuta rozbawienia. - Przepraszam, Darcy, przepraszam! - dodała prędko lekko zawstydzona wyczynem synka, wychodząc zza lady, żeby dopaść malca.
                - Nic się nie stało – odparłam szczerze i zmierzwiłam włosy nijakiego Collina na znak rozejmu.
                - Ile razy mówiłam ci, żebyś przestał skakać na ludzi? - kobieta zwróciła się do chłopca, a on skrzywił się oburzony i krzyżując ramiona na piersi zaprotestował:
                - Ale ja lubię skakać!
                Myślę, że miał nie więcej niż pięć lat. Był niewysoki, miał ciemne, krótko ścięte włosy, mały nosek i błękitne niczym niebo oczy, natomiast jego uszy troszeczkę odstawały, co sprawiało, że wyglądał nieco komicznie, jak postać z jakiejś bajki. Nie był też ani za gruby, ani za chudy, raczej w sam raz, a co najważniejsze był schludnie ubrany i zadbany, co dobrze świadczyło o Penny.
                - A ja lubię śpiewać i co, śpiewam cały czas? - spytała, na co młody zmarszczył nos, patrząc na nią jakby z politowaniem i wątpliwością.
                - Ale ty nie umiesz śpiewać – zarzucił śmiało, a ja nie mogłam powstrzymać się od choćby cichego parsknięcia śmiechem, a to za sprawą jego śmiesznego, oskarżycielskiego tonu. Penny także była zaskoczona jego odpowiedzią, bo sama się zaśmiała.
                - Dzieciaki... - Pokręciła głową ze zrezygnowaniem - Lubią opowiadać różne rzeczy.
                Co racja to racja. Dzieci miały to do siebie, że lubiły wyjawiać sekrety albo mówić o tym, co działo się w domu nieświadome tego, co robiły, czy samych konsekwencji. Ja sama będąc kilkulatką paplałam jak najęta, za co często musiałam wysłuchiwać pouczeń od obojga rodziców. Ludzie chyba mają to zapisane w genach, czasem się to uaktywnia, czasem nie. U mnie aktywowało się z podwojoną siłą. Całe szczęście, ten dziecięcy nałóg, czy też nawyk z czasem ustępuje i przemija, aż w końcu znika na dobre lub, jak w przypadku niektórych, zaciera się tylko i niekiedy niecnie daje o sobie znać.
Słysząc wzmiankę swojej mamy, oczy Collina aż zabłysnęły z podniecenia, a w jego głowie zapewne zapanował istny szał i ogromny sztorm pomysłów, jednym słowem został nie tyle sprowokowany, co zachęcony do złośliwego działania.
                - Wiesz co, kiedyś mama i ta...
                - Okej! Myślę, że na nas już czas – Penny przerwała mu w porę, błyskawicznie zakrywając jego usta, co ponownie doprowadziło mnie do chichotu. Ta luźna atmosfera między nimi według mnie potwierdzała wyjątkowość ich relacji, a także wielką miłość, jaką Penny darzyła swojego syna. Niejeden rodzic, którego znałam poważnie skarciłby za takie zachowanie, a ona potraktowała to jako dowcip i nieznacznie oraz nieświadomie poprawiła mi humor.
                - Helen powinna być za jakieś pół godziny. Dasz sobie radę sama? - upewniła się z troską w głosie, podczas zdejmowania z siebie jasnego fartucha i odkładając go w należyte miejsce.
                - Jasne – starałam się ją zapewnić, że nie ma się o co martwić, lecz zabrzmiałam jak wystraszona i nie bardzo pewna tego, co przed sekundą z siebie wydobyłam.
                - W takim razie do zobaczenia jutro. - Kobieta uśmiechnęła się i łapiąc Collina za rękę, skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Malec pomachał mi na do widzenia lizakiem, który wcześniej podprowadził z jednego z regałów, co równało się małemu przestępstwu i zapewne nie umknie uwadze jego mamy. - Ach, bym zapomniała! - zawołała rudowłosa, odwracając się z powrotem do mnie. - Powiedz Helen, że Niall dowiezie resztę jajek popołudniu.

~*~

                Budzik uderzył mnie brutalnie w twarz swoim irytującym i jakże głośnym brzęczeniem, tym samym zwiastując nadejście godziny szóstej, kiedy to powinienem był wstać, żeby wyrobić się ze wszystkimi rzeczami, jakie miałam na głowie co dzień rano. Zamiast bezzwłocznego podniesienia się chociażby do pozycji siedzącej, przekręciłem się ospale na drugi bok i klnąc pod nosem na donośne urządzenie, stojące na stoliku przy łóżku, zmrużyłem oczy jeszcze na kilka minut. Obudził mnie dopiero krzyk ojca dochodzący z dołu i informujący mnie o tym, że zaspałem i nie pozostało mi wiele czasu na przygotowanie auta do odjazdu, a tym bardziej na śniadanie i inne czynności, jakie zwykłem wykonywać po przebudzeniu się. Spojrzawszy na zegarek wskazujący prawie kwadrans przed siódmą, zdałem sobie sprawę, że takie ignorowanie alarmu do pobudki nie prowadzi do niczego dobrego i trzeba by wreszcie, albo wstawać natychmiast po jego usłyszeniu, albo kłaść się wcześniej spać, co raczej było ciężkie do osiągnięcia. Moja pomoc rodzicom w interesach i na farmie z początku ograniczała się jedynie do sprzątania u zwierząt i karmienia ich, a także do drobnych prac na ogrodzie, ale im starszy byłem, tym o więcej mnie proszono. Z początku właśnie proszono, później weszło to w nawyk i rutynę, przeradzając się w najzwyklejszy obowiązek, z tym że za rozwożenie towaru po pobliskich miasteczkach ojciec płacił mi „drobne kieszonkowe”, żebym zawsze miał coś przy sobie na swoje wydatki. Zresztą sam kiedyś powiedział, że na to zasługuję, bo gdyby nie ja, to zdecydowanie nie nadążałby z robotą. Robiłem to tylko latem, w trakcie roku szkolnego rodzice woleli, abym skupiał się w całości na nauce, dlatego też wtedy wykonywałem jedynie drobne zadania nie pochłaniające zbyt wiele czasu. Może i praca na farmie nie należała do najlepszych, ale z drugiej strony nie miałem też na co narzekać. Z czasem polubiłem pewne rzeczy takie, jak na przykład to całe rozwożenie jajek do sklepików, bo poznałem przez to kilka ciekawych osób, poza tym uwielbiałem jeździć samochodem. Byle pretekst wydawał się być dobry, aby wsiąść za kółko i pojechać choćby te kilka kilometrów do Riverchapel. Niestety benzyna kosztowała, i to sporo, więc nie mogłem sobie pozwolić na żadne dłuższe wycieczki, przynajmniej nie często, dlatego ta fucha sprawiała mi przyjemność.
Po zarzuceniu na siebie pierwszego lepszego swetra i lekko brudnych, ciemnych dżinsów, w których poprzedniego dnia szwędałem się po skałach, zawitałem na trochę do łazienki, po czym zbiegłem co dwa schodki na parter i wciągnąwszy na nogi trampki, ucałowałem mamę w policzek i ruszyłem w stronę obory, gdzie zazwyczaj stała ciężarówka. Taty nie było już w domu bowiem od razu po obudzeniu mnie, wsiadł do swojego golfa i pojechał załatwiać co do niego należało.
                Kiedy skończyłem ładować auto była chwila po siódmej, mimo to nie stresowałem się tym zbytnio, bo wiedziałem, że Helen nie będzie na mnie ani ociupinkę zła za spóźnienie. Znając ją jeszcze poczęstuje mnie jakimś pączkiem, czy czymś w tym rodzaju, podziękuje i życzy miłego dnia. Chyba nigdy nie widziałem, żeby była dla kogoś niemiła, a jeśli dawała reprymendy, to albo brzmiała komicznie, albo tak łagodnie, jak jedwabisty głos Celine Dion w My Heart Will Go On.
                Na myśl o Celine Dion, postanowiłem włączyć radio zaraz po wejściu do samochodu. Pech chciał, że tak wcześnie rano w naszej regionalnej stacji przeważnie puszczali smęty i piosenki o miłości, a ja akurat trafiłem na Always On My Mind Presleya. Wyjeżdżając z naszej posiadłości nie sposób nie spojrzeć na dom i stadninę sąsiadów, w związku z czym mój wzrok utkwił w ów jasnym budynku, a co za tym idzie do głowy automatycznie napłynęła mi scena mająca miejsce wczorajszego wieczoru, w której uczestniczyła ta blondynka, co ostatnio z nimi zamieszkała. Podejrzewałem, że była kimś z ich rodziny i właściwie to wydawało mi się, że już kiedyś ją tu widziałem, ale nie byłem w stu procentach przekonany co do tego. Pomimo tej krótkiej rozmowy, jaka się pomiędzy nami zawiązała, nie znałem jej imienia, ale jakbym miał strzelać to dałbym jej Lorei albo Valerie. W zasadzie to nie poszło nam najlepiej jak na pierwszy raz. Może za bardzo ją przytłoczyłem swoją obecnością, w końcu wyskoczyłem z tej groty niczym Filip z konopii, zasypałem pytaniami i ogólnie rzecz biorąc szybkimi odpowiedziami, notabene, sama zauważyła, że nieźle mi to szło, ale chyba faktycznie nie przypadło jej to do gustu. Tylko czemu nie chciała, żebym ją podwiózł? Wydawało mi się, że było to całkiem miłe z mojej strony, a ona nawet nie podziękowała. Nie pozostało nic innego, jak zamienić z nią parę słów w sklepie, może przeprosić za wczoraj. Jednak mój plan uległ zmianie, gdy podjechałem pod Sullivans i przez perfekcyjnie czystą szybę wystawy dojrzałem za ladą Penny przeglądającą dziennik albowiem dotarło do mnie, że nowej nie było. Dla upewnienia rozejrzałem się dyskretnie po sklepie, ale nie było ani śladu, bo kimkolwiek innym, jak Flanagan. W sumie to sam nie byłem całkowicie pewien co wówczas poczułem. Nie ukrywam, że liczyłem na to, że ją tam zastanę, a gdy okazało się, że jej nie ma byłem jakby rozczarowany. Tak na dobrą sprawę nie znałem jej, nie wiedziałem o niej nic, a nic poza tym, że nosiła trampki i nie była zbyt uprzejma dla nowo poznanych osób (chyba, że byłem wyjątkiem od reguły), lecz tak czy siak bardzo chciałem ją zobaczyć, a doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli nie spotkam jej teraz, w tym momencie w spożywczaku, zobaczę ją dopiero następnego dnia, a nie wiedzieć czemu, wydało mi się to być stanowczo za długo. W sekundę przyszedł mi do głowy durny pomysł, za który mógłbym mieć kłopoty. Niby nic wielkiego, ale ojcu by się to nie spodobało, szczególnie zważywszy na powód. Dość szczeniacki, szczerze mówiąc.
                Ale i tak to zrobiłem. Wziąłem ze sobą tylko jedną zgrzewkę jajek, a resztę zostawiłem w ciężarówce i przybierając życzliwy, pogodny wyraz twarzy wszedłem do sklepu. Penny spojrzała na mnie znad gazety, a na jej ustach momentalnie pojawił się ciepły uśmiech.
                - Dzień dobry, Penny – przywitałem się teatralnym tonem.
                - Witam, pana – odpowiedziała kobieta, odkładając dziennik na ladę. - A cóż to? Dlaczego tylko jedna zgrzewka? - zdziwiła się, zauważając że coś było nie tak z dostawą. Zawsze przywoziłem cztery, nic więc dziwnego, że zwróciła na to uwagę.
                - Wypadek przy pracy – skłamałem z wyjątkową łatwością, co, nie ukrywam, zaskoczyło mnie, ponieważ nie przywykłem do oszukiwania innych. Zdaje się, że należałem do grona ludzi z niebywałym talentem artystycznym, który najwyraźniej marnowałem.
                Dla wyjaśnień i uwiarygodnienia swojego małego kłamstewka, opowiedziałem jej krótką historyjkę o tym, jak podczas ładowania towaru Flo i pan Barkes* kręcili mi się pod nogami, co skończyło się niefortunnym w skutkach upadkiem i zbiciem ponad trzydziestu sztuk jajek. Uwierzyła, a nawet zaśmiała się, kiedy powiedziałem, że wpadłem w błoto, szczęśliwie się złożyło, że miałem na sobie ubrudzone ubrania, co nadało temu wszystkiemu więcej autentyczności. Los mi po prostu sprzyjał, co było nieco paradoksalne w porównaniu do faktu, że aby tak się stało, wcześniej miałem pecha.
                - Resztę dowiozę popołudniu – oznajmiłem, kręcąc się w dziale ze słodyczami i zastanawiając się co podebrać tym razem.
                - W porządku, przekażę Helen.
                Zdecydowałem się na podłużnego, arbuzowego żelka.
                - Dzięki – mruknąłem, miętoląc w buzi jego kawałek. - Słyszałaś może gdzie w tym roku będzie lasán*? - zagadnąłem tak z innej beczki, między innymi, żeby zakończyć poprzedni temat, a przy okazji dowiedzieć się czegoś, co było dla mnie w miarę istotne.
                - W Glendoyne albo Askingarran, podobno w przyszłym tygodniu będą rozwieszać plakaty, na pewno jakiś zawiśnie u nas, więc dowiesz się jako jeden z pierwszych – odparła w pełni mnie tym satysfakcjonując. Oba te miejsca znajdowały się niespełna cztery kilometry od Ardamine, swoją drogą w naszym rejonie wszędzie było blisko, z tym że aby się przemieszczać potrzebny był jaki pojazd, czy to rower, czy jakiś skuter, a może auto, nie ważne, najważniejsze, żeby nie były to nogi, bo brakło u nas chodników, a godzinny spacerek po często występującym tu podeszczowym błocie nie należał raczej do najprzyjemniejszych.
                - Jeszcze raz dzięki, Penny. - Puściłem jej zawadiacko oczko, kierując się nonszalanckim krokiem ku wyjściu. Miałem na swojej liście kilka sklepów, a według mojego zegarka dochodziła siódma dwadzieścia. Nie dobrze.
                - Nie ma za co, czarusiu – zaśmiała się i odwzajemniła gest, a zarazem kręcąc głową z dezaprobatą.
                - Zapisz to na rachunek mamy – dodałem na odchodne i machając na pożegnanie dłonią, w której trzymałem żelka, opuściłem Sullivans ze spokojem, odliczając godziny do chwili, kiedy znów się tutaj zjawię.
                Okłamałem trzy osoby, w tym własną mamę, wyłącznie po to, aby zobaczyć obcą mi dziewczynę. Czy było mi z tym źle? Nie do końca. Bo czułem, że tak powinno być, że taki obrót powinny przybrać sprawy, że jeśli spotkamy się akurat wtedy coś zyskam. A co? Tego przewidzieć nie mogłem.

~*~

                Niall. Niall. Niall. Niall.
                Powtarzałam w myśli jego imię w różnych intonacjach, sprawdzając jak brzmi najlepiej, aż zdałam sobie sprawę z tego, jak głupie było to, co robiłam. Potrząsnęłam głową i zerknęłam na Helen okrutnie zaabsorbowaną rozmową z jakąś panią na oko w jej wieku, po czym ponownie wyjrzałam przez okno i przyglądałam się rynkowi głównemu.
                Helen pojawiła się w sklepie odrobinę później niż zapowiedziała ją Penny, w ciągu tego czasu obsłużyłam zaledwie cztery osoby, później trochę się ich namnożyło. Wraz z przyjściem szefowej od razu zrobiło się raźniej. Przestałam martwić się wczorajszym, facebook'owym incydentem, a zamiast tego jakimś cudem udało mi się wkręcić w rozmowę z kobietą, przez co czas leciał coraz szybciej. Przez pierwsze kilka godzin jedyną rzeczą, którą chętnie wymazałabym z dzisiejszego dnia była pewna upierdliwa staruszka, zadająca mi multum pytań. Znałam ludzi jej pokroju i wiedziałam, że w przypadku przymusowego wdania się z nimi w konwersację warto zważać na słowa. Może i w jej wypadku była to zwykła ciekawość, a uzyskane ode mnie informacje zostawiłaby wyłącznie dla siebie, nie zmieniało to zaś faktu, że opowiadanie szczegółowo całej historii co tu robiłam, skąd przyjechałam, i tym podobne nie było najlepszym pomysłem. Dlatego starałam się trzymać ją na dystans i odpowiadałam zdawkowo albo na tyle krótko, na ile było to możliwe. Raz na jakiś czas zawsze zdarzy się taka osoba. To naturalna kolej rzeczy, tak mi się przynajmniej wydawało.
                Przez kolejne pogaduchy z panią Sullivan na ułamek sekundy zapomniałam o zbliżającym się zagrożeniu, to jest o Horanie, który, jak wszystko na to wskazywało, nazywał się Niall. Cóż, tego imienia nie brałam pod uwagę podczas moich dywagacji. Może dlatego, że słyszałam je po raz pierwszy. Z jednej strony dobrze było NARESZCIE wiedzieć co ma wyskrobane w dowodzie (o ile był pełnoletni, kto wie, może po prostu wyglądał na starszego), z drugiej natomiast wciąż chciałam przeżyć tę scenę, kiedy mi się przedstawi, a nie miałam już po co wyczekiwać tego całego „zaskoczenia”, bo i tak nie nadejdzie. Niepewność odnośnie tego, co usłyszę nie nastąpi, wyjątkowość chwili przepadła. Ale. Jak zawsze było jakieś „ale”. Nie bardzo wiedziałam jak się zachować, gdy blondyn u nas zawita. Przywitać się, powiedzieć cześć, uśmiechnąć się, czy co? Przecież dzień wcześniej zachowałam się wobec niego w co najmniej beznadziejny i niemiły sposób, toteż teraz stresowałam się kolejną, nieuniknioną konfrontacją. W zasadzie mogłam schować się na zapleczu i udawać, że robię coś iście ważnego, co pochłonęło mnie doszczętnie, ale ucieczka nie wchodziła wówczas w grę. Nie miało to sensu. Nie dam rady uciekać w nieskończoność przed kimś, kto mieszkał naprzeciwko mnie.
                W ogóle cały ten dzień sprawiał wrażenie obfitego w interesujące wydarzenia. Najwyraźniej życie zaplanowało dla mnie całą gammę najróżniejszych niespodzianek na dziesiątego lipca. Począwszy od durniów na drodze, poprzez syna Penny i wścibską klientkę, zapewne nie kończąc na Horanie, bo przecież dochodziła dopiero siedemnasta.
                Sięgnęłam po gazetę, którą Penny zostawiła pod ladą zapewne dla pani Sullivan i z nudów zaczęłam ją kartkować. Był to zwykły dziennik z regionu, gdzie poza nużącymi informacjami o tym, co działo się w pobliskich miasteczkach znalazłam z trzy artykuły o sytuacji w kraju. Pooglądałam tylko obrazki i przeszłam do strony z horoskopami i krzyżówkami z zamiarem zrobienia jednej z nich. Już sięgałam po jakiś długopis, aby zabrać się do roboty, kiedy dzwoneczek zadzwonił, a zza drzwi wyłonił się oczekiwany przez nas obie gość.
                - Witam, drogie panie – zaświergotał grzecznie, taszcząc ze sobą dwie zgrzewki towaru, o który pytał mnie każdy, kto zawitał dziś do sklepu, a moje policzki oblały się cudownym kolorem buraków, sprawiając, że moja reakcja na jego obecność była wszem i wobec widoczna i jak najbardziej zauważalna, a najgorsze w tym było to, że nie mogłam nic na to poradzić, jedynie czekać aż przeminie.
                - No, w końcu jesteś – zawołała Helen, wyłaniając się zza jednego z regałów. - Już myślałam, że się ciebie dzisiaj nie doczekam.
                - Przepraszam najmocniej, szefowo – rzekł bardzo oficjalnym tonem, przybierając poważny wyraz twarzy. Podszedł do lady i kompletnie na mnie nie patrząc, położył na niej towar. - To się więcej nie powtórzy.
                - No ja myślę. Coś ty z tymi jajkami zrobił? - zapytała oskarżycielskim tonem, aczkolwiek z całą pewnością była niezmiernie ciekawa co takiego się wydarzyło, wyczułam to z łatwością w jej głosie.
                - Stłukły się – przyznał krótko i na temat, wciąż skupiając całą swoją uwagę tylko i wyłącznie na pani Sullivan, przez co poniekąd czułam się, jakby mnie tam w ogóle nie było, jakbym nie istniała, jakby mnie nie dostrzegł i kompletnie nie widział. Albo mnie ignorował. Cóż, po moim popisie wcale nie powinnam się dziwić, gdyby faktycznie tak było.
                - Same z siebie? - spytała go jak matka pytająca małe dziecko o jakieś przewinienie, a ja wyobraziłam sobie jajka wyskakujące ze zgrzewek w przestrzeń, jak ludzie na bombę do wody.
                - Opowiadałem Penny tę smutną historię, nie każ mi powtarzać, bo więcej śmiechu nie zniosę – odparł niczym męczennik, dając nam obu do zrozumienia, że zrobił coś durnego, czego się wstydził, czym wzniecił także moją ciekawość, która aktywuje się nieczęsto. Niestety tym razem nie została ugaszona.
                - No dobrze... Tylko jutro na siebie uważaj. - Helen podeszła do niego i poklepała po ramieniu.
                - Obiecuję. - Chłopak położył dłoń na sercu i znów niczym najwspanialszy aktor zagrał przed nami skruchę i pokorę.
                Dopiero, gdy wycofywał się, a pani Sullivan znów zajęła się swoimi sprawami, odwrócił się w moją stronę. Może i nie zmieniło mnie w kamień, jak wtedy przy jaskini, ale byłam tego bliska., zaś serce łomotało mi jak szalone, a kolor moich policzków nabrał jeszcze bardziej na sile. - W takim razie do widzenia! - Horan pożegnał się, wciąż utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Miałam wrażenie, że specjalnie przedłużał ten moment, na co wskazywało to żółwie tempo. Poza tym wydawało mi się, że próbował mi coś przekazać poprzez tę więź, jaką pomiędzy nami stworzył, lecz nie odgadłam w porę co to miało być. Zerwał nić, gdy dotarł do drzwi i czym prędzej za nimi zniknął. Nie minęło pięć sekund od zamknięcia się ich, a ja wychodziłam zza lady, stawiając pewnie kroki i absolutnie nie myśląc co takiego wyrabiam. Impuls. Tak to musiał być impuls, bo cóż innego? Jakaś niewidzialna siła pchnęła mnie do przodu, a słabo słyszalny szept mówił, że tak musi być i żadna analiza nie pomoże, a jedynie wszystko zepsuje. Więc wyszła za nim na zewnątrz i stąpając twardo po chodniku, poszłam za nim aż do furgonetki, a kiedy zobaczyłam, że złapał za klamkę i otwierał drzwi spanikowałam i...
                - Ej! - zawołałam, wyzbywając się doszczętnie racjonalnego myślenia. Blondyn odwrócił się błyskawicznie i wtedy po raz pierwszy dojrzałam na jego twarzy zdziwienie. Nie prezentował się jako pewny siebie cwaniaczek, który zawsze wie co odpowiedzieć i jak zareagować. Przez dosłownie ułamek sekundy był bezbronny wobec mojego aktu odwagi. Tymczasem mną zawładnęły piekielnie mocne emocje. Rozejrzałam się na boki nerwowo. W życiu nie byłam tak zestresowana, przez moment nie mogłam z siebie wydusić ani słowa. A wiedziałam co powiedzieć, wiedziałam i to świetnie.
                Przełknęłam głośno ślinę i nadal na niego patrząc wyrzuciłam z siebie:
                - Przepraszam za wczoraj.
                Ulga jaka po tym przyszła, odrobinę zredukowała ów panujący mną stres, a stała się znacznie większa, kiedy chłopak zamknął drzwi samochodu i podszedł bliżej mnie, po drodze mówiąc delikatne:
                - Nie ma za co.
                Stanął przede mną i przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie w ciszy, co z początku nie wydawało mi się ani trochę nie na miejscu, a to za sprawą jego wspaniałych, niebieskich oczu, które z bliska hipnotyzowały jeszcze mocniej niż sobie wyobrażałam. Zatapiałam się w nich, jak w oceanie i wcale mi to nie przeszkadzało, jego fale mogły mnie pochłonąć w całości, a ja nawet nie ruszyłabym kończynami, by się oswobodzić, tylko rozłożyłabym je szeroko i dryfowała spokojnie wśród tego piękna. Jedyne na co miałam wówczas ochotę to położyć dłoń na jego lekko zaróżowiałym policzku, pogładzić go i poczuć jego gładką, miękką skórę. Nie przerywać tej chwili, pocałować go, mimo to, że go nie znałam, ale byłoby to wariactwo pierwszego stopnia, więc ograniczyłam się do marzenia o tym, co możliwe, że trwało dłużej niż powinno. Organ, dzięki któremu żyłam potocznie zwany sercem omal nie wyrwał mi się z piersi, lądując u stóp chłopaka, co w tym wypadku byłoby właściwie całkiem ładną metaforą.
                Z amoku wyrwało mnie (a może i nas?) trąbnięcie jakiegoś auta, jednocześnie sprawiając, że zrobiło się odrobinę niezręcznie.
                - Jestem Darcy – powiedziałam w popłochu. Zabrzmiałam doprawdy zabawnie, nic zatem dziwnego, że blondyn się zaśmiał.
                - Jestem Niall – przedrzeźnił mnie, a wyszło mu to fantastycznie. Oboje zaczęliśmy chichotać, a ja poczułam się nadzwyczaj rozluźniona.
                - Nie jesteś stąd, prawda? - zadał mi pytanie takie samo, jak dzień wcześniej, zbijając mnie nieco z pantałyku, ale szybko zorientowałam się o co mu chodziło. Chciał zacząć od nowa.
                - Nie – mruknęłam, tonąc w jego spojrzeniu głębiej i głębiej. - Jestem z Dublina.
                Posłał mi najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek dane było mi ujrzeć. Tak niebywale ciepły i szczery, jak nikt dotąd. I na koniec powiedział coś, czego nigdy, przenigdy nie zapomnę.
                - Witaj w Ardamine, Úrma*.





Flo i pan Barkes* - psy Nialla
Úrma* - nowy/nowa po irlandzku
lasán
* - płomień po irlandzku







________________________________________
                Dzień dobry, moi drodzy! :D Wreszcie jestem. Zdałam poprawkę na 4, jest ok, ale za dwa tygodnie sesja, więc smutne czasy nastaną. Coś dużo tego Nialla ostatnio, ale to chyba dobrze, co? Nie pisałam jeszcze co to ten "lasan", bo ta kwestia wyjaśni się dopiero za jakiś czas. Następny rozdział pod koniec czerwca. Mam nadzieję, że ten się podoba. Niestety nie miałam czasu, aby go zedytować i modlę się oby nie było w nim zbyt dużo błędów. Przepraszam za powtórzenia, ale poważnie spieszę się, a bardzo chciałam to dodać. Wybaczcie mi tylko ten jeden jedyny raz.
               
Do napisania!! :D

                Meadow.



ask

13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział <3
    Blagam nie zmuszaj nas do tak długiego czekania bo to okropne... Wiem ze są tez inne zajęcia, ważniejsze od tego ale ja nie wytrzymam :(
    Uwielbiam :)
    Do przeczytania xD
    @pudelek 12

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejku *-*
    Weszłam tu kompletnie nie spodziewając się rozdziału. A tu takie zaskoczenie.
    Bordzo podobała mi się perspektywa Nialla. I bardzo się ciesze, że Darcy za nim pobiegła i w końcu normalnie porozmawiali :)
    A ten moment kiedy Niall wychodził ze sklepu.. <3

    Ahhh <3. No po prostu moje ulubione opowiadanie ever!
    Kocham jak opisujesz sytuacje i emocje bohaterów.

    ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie, czekałam na taki moment, ciekawe kiedy się z nią umówi... xD Kiedy jakiś czas temu znalazłam to opowiadanie nie sądziłam, że będzie tak wciągające. I jeszcze Twój styl pisania, trudno ostatnio znaleźć fanfiki na poziomie. Ten cały "lasan" (o ile to nie rodzaj nijaki/żeński) bardzo mnie zaciekawił. Mam nadzieję, że to czekanie do końca czerwca się opłaci. Rozumiem, że masz sporo zajęć, powodzenia podczas sesji!

    Ach, jeszcze jedno, gratuluję czwórki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Czeeeść! <3
    Jaram się, że dodałaś ten rozdział, nawet nie wiesz jak bardzo! To opowiadanie wprowadza taką wakacyjną atmosferę, którą poniekąd już mam, ale wciąż to nie to samo, co u kochanej Darcy. Więc przyjemnie czyta mi się każdy rozdział, a ten był taki awwwwww!
    Szczerze, nie sądziłam, że Darcy będzie w stanie wydać na światło dzienne ten wielki sekret Lauren. Owszem, w złości była tego pewna, ale wystarczyło jedynie poczekać aż emocje opadną i wszystko zobaczyła w innych barwach. Cieszę się, że do tego doszła, bo co takiego miałaby z tej zemsty? Poczułaby może satysfakcję i na krótką metę byłaby szczęśliwa. Ale co z tego? Lauren niewątpliwie ją skrzywdziła i jest moim wrogiem numer jeden, ale myślę, że Darcy powinna po prostu trzymać się od niej z daleka, nie reagować na zaczepki, zdjęcia czy inne rzeczy na portalach społecznościowych. Musi minąć trochę czasu, żeby to wszystko przetrawić, ale wierzę, że własnie tak będzie.
    Pisanie z perspektywy Nialla - TRZY RAZY TAK! Mam nadzieję, że będziesz ją wplatała co jakiś czas w historię, bo całkiem dobrze wychodzi Ci męski punkt widzenia ;> Horan jest naprawdę uroczy. To w jaki sposób myślał o Darcy i to, że posunął się do czegoś, z czego szczerze się śmiałam, sprawiło, że polubiłam go jeszcze bardziej! Faktycznie, zachował się jak kapryśne dziecko, które zrobiłoby wszystko, byleby tylko dostać wymarzoną rzecz. Tak też się stało, puścił wszystkim paniom bajeczkę o potłuczonych jajkach i w ten sposób miał okazję ponownie wrócić do sklepu i spotkać tam Darcy. Przyznam Ci szczerze, że myślałam, że jakoś rozpocznie rozmowę czy coś, w końcu tak strasznie chciał się z nią zobaczyć. A tutaj taka niespodzianka i tylko tajemnicze spojrzenia, oj Niall. Ale za to jestem dumna z dziewczyny, że wybiegła za nim i proszę państwa - przeprosiła za swoje zachowanie. To z pewnością dobry krok do ich przyszłej znajomości. W końcu oficjalnie się sobie przedstawili, więc miło :D
    Ten komentarz jest poniżej jakiegokolwiek poziomu, wiem i naprawdę Cię za to przepraszam, ale to pewnie kwestia tego, że nie spałam całą noc. Trzymam kciuki za Twoją sesję i gratuluję zdania poprawki na czwóreczkę, pięknie! Oczywiście czekam niecierpliwie na rozdział kolejny, weny dużo i czasu! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie zauważyłam, że już dodałaś. :) Świetny, jak zawsze. Do kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę może od tego, że wprost wielbię szablon tutaj. Uwielbiam taką kolorystykę (i to nie tylko dlatego, że kocham niebieski w każdej postaci XD), poza tym nagłówek jest prosty i taki... sielski, idealnie tutaj pasuje. Poza tym powiem szczerze, że dziewczyna z nagłówka dużo bardziej kojarzy mi się z Darcy niż ta, którą umieściłaś w zakładce z bohaterami, ale oczywiście no offence xd
    Może to trochę wredne z mojej strony, ale ja naprawdę liczyłam na to, że Darcy zemści się na Lauren. Wiem, że zemsta nie jest dobrym sposobem na rozwiązywanie konfliktów, jednak zachowanie... ehm, "przyjaciółki" bohaterki wkurzyło mnie na tyle, że sama chętnie nakopałabym jej do dupy. Mimo wszystko, znając własne usposobienie, na miejscu Darcy również zrezygnowałabym z tego pomysłu. Tak samo wystarczyłoby mi kilka godzin snu i złość nieco by zelżała. Poza tym naprawdę nie ma co się zniżać do poziomu kogoś tak płytkiego i ograniczonego. Mam nadzieję, że Lauren sama będzie się trzymała z daleka od Darcy, po prostu liczę na to, że ma chociaż odrobinę dobrego wychowania, a przede wszystkim taktu, żeby nie wchodzić w drogę byłej koleżance. Ten facebookowy incydent miał na szczęście jakąś dobrą stronę. Darcy faktycznie zaczęła stąpać po wodzie, zamiast w niej tonąć, a jej melancholia stopniowo odchodzi w niepamięć. Bardzo się z tego cieszę, ponieważ przez tę całą obojętność, niemal podchodzącą pod depresję, tak naprawdę nie zdołałam jeszcze poznać głównej bohaterki. Dopiero teraz przekonam się, jaką jest osobą. Tylko że trzy tygodnie w Ardamine to tak niewiele! Mam nadzieję, że dziewczyna jakimś cudem zostanie u wujków na dłużej, ten pobyt dobrze na nią wpływa.
    A ja nadal obstaję przy swoim, że tajemniczy Duine to nie kto inny, jak nasz wygadany Niall XD Niestety tymczasowo nic się w tej sytuacji nie posunie do przodu, skoro burza uniemożliwiła dostęp do jaskini. Mnie samej przykro z tego powodu, bo ta korespondencja jest strasznie ciekawa, no ale cóż, będę musiała uzbroić się w cierpliwość :D
    Chociaż ja również na miejscu Darcy dostałabym zawału, gdybym jechała na rowerze, a akurat ktoś by na mnie zatrąbił (tym bardziej, że jestem życiową ofiarą i nawet na własnych nogach, na prostej powierzchni mogę się zabić), to jednak bardzo mnie ciekawi tożsamość tych dwóch chłopaków, którzy ją mijali. Czyżby to byli ci dwaj kumple Niallera? Mniejsza o to, chciałabym ich po prostu poznać, dlatego mam nadzieję, że nie ograniczysz się tylko do takich drobnych incydentów z jej udziałem i wkrótce poznamy ich bliżej :)
    Ten mały Collin jest po prostu uroczy! Wiem, że to niewiele znacząca postać i właściwie jej jedyną rolą jest wypełnienie fragmentów rozdziału i oczywiście dodanie autentyczności całemu opowiadaniu, ale to mi wcale nie przeszkadza w rozpływaniu się nad nim XD Zresztą samą Penny też zdążyłam już polubić, zwłaszcza kiedy zobaczyłam, jak się mają jej relacje z kilkuletnim synkiem. To bardzo ciepła, miła młoda kobieta, naprawdę się cieszę, że Darcy przyszło pracować w otoczeniu takich ludzi.
    Jezu, ale mnie ucieszyłaś tym fragmentem z perspektywy Nialla! Jak dotąd mogłam go jedynie podziwiać z daleka, pomijając oczywiście jego konfrontację z główną bohaterką z poprzedniego rozdziału, w każdym razie byłam zachwycona, mogąc lepiej poznać jego świat. Widać, że to bardzo bystry, a przede wszystkim pracowity chłopak. Pewnie wielu facetów w jego wieku uskarżałoby się na obowiązki domowe, próbowałoby się od nich wymigać, tymczasem on doskonale wie, co do niego należy, zresztą pomaganie rodzicom najwyraźniej sprawia mu przyjemność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że pewnie czasem jest zmęczony, ale generalnie zależy mu na tym, by jakoś odciążyć ojca czy mamę od poszczególnych, niezbyt wdzięcznych zajęć. I ta taka typowa męska radość na myśl o prowadzeniu samochodu! Tak mi się jakoś ciepło na sercu zrobiło, kiedy o tym wszystkim czytałam, a mój uśmiech pewnie okrążyłby całą głowę, gdyby mu uszy nie przeszkadzały, zwłaszcza wtedy, gdy do myśli Nialla wkradła się Darcy. Wiedziałam, że on też o niej myśli, ale rozłożyło mnie na łopatki, że podobnie jak ona zastanawiał się, jakie może nosić imię XD Chociaż wydawał się w ostatnim rozdziale bardzo wyluzowany i pewny siebie, jestem nieco zaskoczona, że jest aż tak... zaangażowany w znajomość z blondynką. No dobra, tylko raz ze sobą rozmawiali, ale w sumie okłamał aż trzy osoby tylko po to, żeby mój ją zobaczyć na dosłownie kilka minut. To zdecydowanie o czymś świadczy! Darcy nie była dla niego miła ostatnim razem, a on wcale nie poczuł się tym zrażony, śmiem nawet rzec, że to zachowanie zaintrygowało go jeszcze bardziej. Jego historyjka o stłuczonych jajkach mnie urzekła i pewnie gdybym nie znała całej prawdy, to sama bym się nabrała XD
      Naprawdę uwielbiam, kiedy w jakiejś historii jest ta dwójka głównych bohaterów, których myśli nieustannie biegną ku sobie nawzajem, ale oboje udają, że tak naprawdę mają siebie w nosie. No nic, tylko siedzieć i czekać, aż wreszcie padną sobie w ramiona XD Muszę przyznać, że czekałam jak na szpilkach na to, jak Niall ponownie pojawi się w sklepie i tym razem zastanie Darcy. Morda sama mi się cieszyła, kiedy wreszcie tam dotarł, ale poczułam ogromne rozczarowanie, kiedy ten zamienił tylko kilka słów z Helen, rzucił blondynce długie, znaczące spojrzenie, po czym wyszedł, nawet się do niej nie odzywając. Na szczęście bohaterka tym razem przejęła inicjatywę i za nim poleciała. Przeprosiny faktycznie mu się należały, tak czy siak wydaje mi się, że ten drobny, miły gest ze strony Darcy będzie początkiem ich znajomości. Nareszcie się sobie przedstawili, wymienili pierwszymi informacjami. Naprawdę mam nadzieję, że to tylko pierwszy krok do przyjaźni, a może nawet... Czegoś więcej ^^
      Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ogromnym sentymentem darzę te opowiadanie. Zawsze chętnie będę tutaj zaglądała, czytanie nowego rozdziału to idealny plan na popołudnie czy wieczór. Zresztą ja ogólnie uwielbiam Twoje historie XD Czekam na ciąg dalszy i oczywiście życzę weny, kochana <3

      Usuń
  7. Oh, mimo że tutaj szablony zmieniają się szybciej niż pogoda za oknem, to chyba jestem za każdym, mimo wszystko. Kurcze, każdy ma w sobie coś, mimo że najbardziej w pamięci utknął mi pierwszy.
    Po pierwsze muszę zaznaczyć jak bardzo jestem na TAK na każdy fragment napisany jako Niallera. Nie żeby Dracy mi przeszkadzała co to to na pewno nie, ale oh... Czekałam na jakiś fragment z jego perspektywy.
    3 tygodnie to tak nie wiele, wydaje się długo, ale gówno prawda miną, że nawet się nie obróci. Ciągle mam nadzieję, że chłopak wysyłający kartki to Niall i przy tym zostanę. Nie możliwie ucieszyłam się, gdy za nim pobiegła i przeprosiła. Przyznam, że wcale się tego nie spodziewałam, ale to dobrze. No i w końcu się przedstawili ... zajęło im to bardzo długo. hah
    Pozdrawiam! :)x

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobra. Nie krzycz. I nie patrz na mnie tym karcącym wzrokiem. Wiem, że długo się zbierałam na napisanie tego komentarza. Nie mam żadnej wymówi, bo mi się skończyły pół roku temu. Ale teraz jestem, ok? Jak zwykle piszę z pociągu, gdy gdzieś gnam, ale ej! Czym byłoby życie gdybyśmy wiecznie tkwili w jednym miejscu?
    Chociaż sądzę, że naszej małej Darcy nie przeszkadza siedzenie w jednym miejscu. Małe, zapyziałe miasteczko w sercu Irlandii wchłonęło ją i nie chce puścić. Chociaż tak bardzo była niechętna z początku do tego przyjazdu, to teraz kiedy widzi iż jej stan zaczął się poprawiać, gdy ożyła wcale nie ma ochoty wyjeżdżać. Może to jod znad morza tak dobrze na nią działa, co? Zabutelkujemy go i laska już nigdy nie będzie się dusić własną złością.
    Bardzo ładna scena z tym maluchem Penny. Mogę się założyć o dychę, że to jedna z tych scen, które Ci przychodzą do głowy nagle, w ułamku sekundy, zapewne w najmniej odpowiednich okolicznościach i wiesz, że musisz ją dodać do rozdziału, bo inaczej umrzesz. Prawda?
    " - Wiesz co, kiedyś mama i ta..." OCZYWIŚCIE, że to zdanie się pojawiło. Nawet nie wiesz jak gęba mi się cieszysz do tego. Młody jest dobry. Dzieci są najwdzięczniejszymi bohaterami opowiadań, bo są takie bezpośrednie. Ich umysły i zachowanie nie są strute konsekwencjami i "sztywnym gorsetem" kulturowych wzorców zachowań. Robią i mówią to co im w danym momencie przypadnie do głowy i dzięki temu wnoszą tyle radości do opowiadań.
    Co do fragmentu o Niallu - bardzo się cieszę, że pomyślałaś o takim rozwiązaniu, bo widać, że postać z niego bardzo wrażliwa i zwrócenie uwagi na sposób w jaki on postrzega świat może dużo wnieść do opowiadania. Przedstawienie środowiska w jakim żyje i podstaw bodźców, które są motorem napędowym jego działań pozwoli czytelnikowi lepiej go zrozumieć i bardziej pokochać. Te wszystkie aspekty wskazują na to, że decydując się na Horanową narrację postąpiłaś słusznie. Ale w moim odczuciu jego narracja, zwłaszcza, że jest w pierwszej osobie, za bardzo przypomina tą, którą prowadzi Darcy. Miałam podobny problem na Feed i stąd nie jestem zachwycona tym fragmentem. Myślę, że z Twoją kreatywnością możesz dodać mu iskrę tak byśmy czuły, że to właśnie Horan, a nie Darcy wyziera z każdego słowa. Nie jest to żadną miarą krytyka Twojego opowiadania, po prostu uważam, że należałoby bardziej, językowo czy stylistycznie, podkreślić zmianę p.o.v
    Przebiegły ten Niall, sabotuje swoją robotę, bo jedna blondyneczka wpadła mu w oko. No jo. Faceci. DO ROBOTY NICPONIU, A NIE! Dobrą ma wyobraźnie ten nasz Horan. Tak na poczekaniu wymyślił dobre kłamstewka. No, no. Nie każdy tak potrafił. Ale nie ma to tamto, "mięta" zobowiązuje. Nie może być tak, że nasza blondyneczka sie nie zarumieni w tym odcinku. Co to to nie!
    W ogóle, to mam przeczucie z tym całym lasan, ale nie będę nic mówić, bo znowu wyjdzie na to, że sabotuję Twoją pracę, a tego nie chcemy. Lepiej nas zaskocz. xD
    Darcy zachowuje sie jak typowe liceum, zadurzona po uszy. Dziwi mnie, że nie wyciągnęła paragonu i nie zaczęła na nim rysować serduszek. Mogłaby sobie tak umilać czas w pracy. Jak się kryguje, jak się chowa przed nim. No rozkoszna, aż sie mordka cieszy. I to, że się wariatka przełamała. Awww <3

    Czekam na następny rozdział, skoro Darcy już nie próbuje zabić Nialla wzrokiem, to może być ciekawie. Chociaż ja jestem fanką pogorzeliska w opowiadaniach gdy dużo się dzieje i bohaterowie przeżywają emocjonalny rollercoster.

    See U!


    M.K

    feedback-ff.blogspot.com
    last-direction.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego nie dodajesz kolejnych rozdziałów na blogach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ nie miałam czasu, żeby je napisać. Sesję skończyłam dopiero wczoraj, więc nie mam już nic do roboty i w przyszłym tygodniu pojawią się rozdziały na obu blogach.

      Usuń
  10. Super rozdział <3
    Kocham twojego bloga !

    OdpowiedzUsuń
  11. Znalazłam dzisiaj twojego bloga i szybciutko pochłonęłam wszystkie rozdziały. Moje serca skradłaś już od prologu. Normalnie jaram się tym opowiadaniem, jak pochodnia. Cały czas szczerze się jak głupia, czytając to, co się dzieje pomiędzy Darcy, a Niallem. Ta historia jest niezwykła. Nigdy nie czytałam niczego tak oryginalnego i dobrego. Masz fankę! Czekam na kolejny rozdział. Całuję, Weronika :*

    OdpowiedzUsuń