18 lipca 2014

Rozdział 8: Za dużo irlandzkiego




               
Odjechał w stronę stolicy zaraz po wypowiedzeniu tego znaczącego zdania. Wsiadł do samochodu i pomachawszy mi z delikatnym uśmiechem na twarzy, odpalił silnik i niespełna minutę później zaniknął za zakrętem. Stałam jeszcze chwilę na chodniku i patrzyłam jak jego brudno-oliwkowa ciężarówka oddala się i robi się coraz mniejsza, aż wreszcie znika z zasięgu mego wzroku.
                „Witaj w Ardamine, Úrma”. Ciekawe co znaczyło to ostatnie słowo? Nie trzeba było być jakoś wybitnie inteligentnym czy spostrzegawczym, żeby domyślić się, że to po irlandzku, nie miałam nawet po co się nad tym zastanawiać zważywszy na fakt, że moje zdolności odnośnie tego języka były zerowe. Zapewne nie było to nic ważnego, może zwykłe przezwisko, ale mimo to chciałam wiedzieć jak brzmiał angielski odpowiednik. Otaczało mnie wiele osób mówiących po irlandzku, które byłby w stanie mi pomóc w mgnieniu oka, mogłam także sprawdzić to w słowniku, jednak postanowiłam nie zadręczać się tym szczegółem zbyt długo i tuż po powrocie do sklepu zapytałam o to pania Sullivan.
 
                - Czemu pytasz? - odparła mimowolnie, nie przerywając czyszczenia lady pochłonięta tym, jakby była to najciekawsza czynność na świecie.
                - Usłyszałam na ulicy i tak jakoś mi zapadło w pamięć – wybrnęłam jakoś z sytuacji. Właściwie to nie wiem dlaczego skłamałam. Przecież nie było nic złego w tym, że Niall się tak do mnie zwrócił, nie wiem dlaczego chciałam zachować to w tajemnicy, tym bardziej, że pani Sullivan widziała jak wyszłam za nim ze sklepu.
                - Úrma to nowy albo nowa – powiedziała i na szczęście nie brnęła dalej w temat, tylko zaczęła opowiadać mi o jakiejś niedawno przeczytanej przez nią książce. I tak też spędziłyśmy kolejne kilka godzin, rozmawiając i obsługując nielicznych klientów, aż do momentu kiedy kobieta poszła do domu. Helen koniecznie musiała wyjść co najwyżej po dziewiętnastej z jakiegoś nieznanego mi powodu, tym samym zrzucając na mnie bodajże największy obowiązek, czyli włączenie alarmu i zamknięcie sklepu. Nie ukrywam, że było to poniekąd stresujące. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie że tak szybko. Był środek tygodnia, więc późnym wieczorem nie miałam za wiele do roboty. W ciągu ostatniej godziny przez Sullivans przewinęło się zaledwie kilka osób, w tym nikt szczególny. Miałam zatem sporo czasu na przemyślenie sprawy z Duinem. Ostatecznie nie doszłam do żadnego rozsądnego rozwiązania. Jaskinia wciąż zalana, a gdziekolwiek bym nie schowała odpowiedzi skąd niby miałby wiedzieć gdzie jej szukać? Jakieś ostentacyjne oznaczanie tego miejsca zwabiłoby jedynie jakichś przypadkowych ludzi, co tylko skomplikowałoby sprawę. Lepiej, żeby nikt się w to nie mieszał, inaczej cała magia by prysła i dalszy kontakt byłby nie tyle niebezpieczny, co bezsensu. W zasadzie to nigdy nie mieliśmy pewności czy ktoś nie zrobi nam żartu i nie podmieni listów. Ta myśl doprowadziła mnie do wniosku, że powinnam przyglądać się uważnie pismu. Przezorny zawsze ubezpieczony. Tak czy inaczej, byłam zdana na litość przyrody, nie miałam pojęcia kiedy poziom morza opadnie na tyle, żebym mogła wejść znów do groty, a moja niecierpliwość wcale mi nie pomagała. Bałam się, że przez nie wiadomo jak długą przerwę w korespondencji ta osoba o mnie zapomni albo straci chęci na dalszą rozmowę, a najciekawszy element mojego pobytu całkowicie zaniknie. Naprawdę spodobało mi się to całe pisanie z nieznajomym. Z jednej strony dlatego, że miałam na co czekać, a to takie.. Przyjemne. Nie wiedziałam jak dokładnie to określić, ale żyjąc w tej niepewności, kiedy znów będę mogła przeczytać coś od Duine'a i wyczekując tego momentu, miałam wrażenie, że moja bieżąca egzystencja miała jakiś sens. Bo co to za życie, kiedy podążasz za rutyną i nie masz osadzonego żadnego punktu w czasie, w którym ma się wydarzyć coś, co sprawi ci właśnie przyjemność. Z drugiej zaś strony było to interesujące i zabijało moją nudę chociaż na chwilę. Moje odczucia wobec tego były zupełnie inne, gdyby ten chłopak nie owiał się tak gruba peleryną tajemniczości i odpisywałby mi w mniej kulturalny sposób. Nie poznałam go nazbyt dobrze, bo dotychczas „odebrałam” od niego tylko kilka notatek, ale i z takiego zalążka można odczytać co nieco o autorze. Z charakteru wydawał się być miły, zabawny, a przede wszystkim dość inteligentny i choć doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to żaden książę z bajki, bo takie cechy rzadko współgrają z dobrym wyglądem, łudziłam się, że kiedy już dojdzie do naszego spotkania to jednak okaże się on być chociaż odrobinę przystojny. Póki co wolałam żyć w błogiej nieświadomości i nie zaburzać swojego idealnego wyobrażenia.
                Gdy tylko duża wskazówka zegara przekroczyła linię mety i wybiła równa dziewiąta wieczór, podniosłam się z krzesła i lekko zmęczona poszłam na zaplecze ściągnąć z siebie biało-błękitny fartuch i zabrać swoje rzeczy, po czym rozpoczęłam walkę z alarmem. Pani Sullivan oprócz wytłumaczenia mi jak mam go włączyć, na wszelki wypadek zapisała na kartce poszczególne kroki, dzięki czemu obeszło się bez żadnych usterek i za pierwszym podejściem mogłam spokojnie wyjść ze sklepu. Patrząc z tej perspektywy, owszem wyjście na ulice było spokojne, z innej natomiast nie do końca bowiem na kamiennej ławce wokół zegara siedziało kilka osób roztaczających wokół siebie nie mały hałas. Na zewnątrz panował już półmrok, mieszkańcy, z racji, że większość z nich było w podeszłym wieku lub w średnim i nazajutrz czekał ich kolejny dzień w pracy, szykowali się zapewne do snu, dlatego też na placu głównym nie było nikogo poza mną i grupką młodych osób oblegających zegar. Śmiali się w najlepsze i chyba pili alkohol, nie osądzam ich, w końcu mieli wakacje, więc w sumie czemu by nie. Modliłam się w duchu, żeby mnie nie zauważyli, bo nie miałam zbytnio ochoty na reagowanie na żadne zaczepki. I pewnie bym im umknęła niespostrzeżenie, gdyby w południe stojak na rowery pod Sullivans nie był całkowicie zajęty. Przekręcając klucz w drugim z kolei zamku przypomniałam sobie, że przypięłam swój jednoślad pod rybnym, który był nigdzie indziej, jak po przeciwnej stronie placu, gdzie mogłam się dostać wyłącznie przechodząc obok zegara. Zaklęłam pod nosem na swojego pecha i udając, że cały czas zamykam sklep, zastanawiałam się jak się zachować podczas mijania tych ludzi. Zerknęłam przez ramię, żeby sprawdzić z iloma osobami miałam do czynienia i z moich sprytnych obliczeń wynikło, że z czterema. W ułamku sekundy zarejestrowałam bodajże dwie dziewczyny i dwóch chłopaków, aczkolwiek nie byłam pewna, bo przedwcześnie spanikowałam i z powrotem odwróciłam głowę w stronę drzwi. Normalnie nie dramatyzowałabym aż tak, ale biorąc pod uwagę to, że ci niezidentyfikowani osobnicy byli prawdopodobnie przynajmniej ociupinkę pijani na pewno zechcą mnie zaczepić. Nie mogłam tak ślęczeć pod spożywczym w nieskończoność, więc podjęłam trochę bezsensowną decyzję nie wymagającą głębszych zastanowień, co oznaczało, że tylko straciłam czas i od samego początku mogłam tak zrobić, skoro domyślałam się, że nie wpadnę na nic lepszego, a mianowicie stwierdziłam, że najzwyczajniej w świecie obok nich przejdę i w zależności od tego co do mnie powiedzą (o ile w ogóle się odezwą) na poczekaniu wymyślę jakąś ripostę. Plany planami, rzeczywistość rzeczywistością.
                Gdy zeszłam z progu sklepu i ruszyłam w ich stronę, rzecz jasna zauważyli mnie. Zainteresowali się mną bardziej niż się spodziewałam. Na krótką chwilę przestali się głośno śmiać i mówili coś do siebie nieco ciszej, tak że nie byłam w stanie dosłyszeć nic konkretnego, po czym ponownie zaczęli żartować. Spuściłam głowę i szybkim krokiem przemierzyłam pierwsze metry, a im bliżej zegara byłam, tym bardziej się denerwowałam. Czułam na sobie ich wzroki, czułam jak wypalają we mnie dziury, czułam się jakby ze mnie drwili, na kilka sekund w mojej głowie pojawił się pewien obraz, który jeszcze mocniej mnie zestresował. Odnalazłam w tej sytuacji pewną analogię, podobieństwo do moich znajomych z Dublina, a moja chora wyobraźnia podsunęła mi niewiarygodnie realistyczny obraz, w którym to Lauren, Max, Valerie, Ashton i reszta siedzą upici na owej kamiennej ławce i bezczelnie się ze mnie nabijają. Odbiło się to na mnie podwójnie i gdyby nie przerwanie tej wizji, zabrnęłabym w nią w takim stopniu, że mogłabym wyzwolić wobec tych obcych mi osób emocje, które zrodziłyby się z nienawiści do moich eks-przyjaciół.
                - Ej, ty! - zawołała jedna z dziewczyn, zwracając na siebie moją uwagę. Wyrwana z amoku zatrzymałam się, spojrzałam na nią i dopiero w tamtym momencie zbadałam dokładnie wygląd całej czwórki.
                Blondynka, która odważyła się do mnie odezwać na pierwszy rzut oka wyglądała groźnie, jakkolwiek to brzmiało. Miała lekceważący wyraz twarzy, ponadto obdarzyła mnie chłodnym, wyniosłym spojrzeniem, a w jej głosie wyczułam pretensje. Siedziała nie na samej ławce, a na górze jej oparcia, kawałkiem tyłka przygniatając kwiaty rosnące na całej powierzchni rozciągającej się pod zegarem, a butami depcząc siedzenie. W jednej ręce trzymała piwo, a drugą opierała się o ów kamienne oparcie, przybierając nonszalancką pozę. Biła od niej niezwykła pewność siebie, która wręcz mnie przygniatała i oddziaływała na mnie negatywnie. Nie była też jakoś specjalnie ładna, ale nie można było powiedzieć o niej, że należała do grona ludzi brzydkich. Raczej coś pomiędzy.
                Natomiast druga z dziewczyn swoim urokiem podbiłaby nie jedno serce. Miała ciemne, możliwe, że farbowane włosy sięgające do ramion i prosto ściętą grzywkę zakrywającą brwi, a jej czarująca twarz sprawiała wrażenie jakby ta filigranowa brunetka była doprawdy sympatyczna. Była kompletnym przeciwieństwem swojej koleżanki i z wyglądu, i jeśli chodziło o postawę bowiem ta z kolei zajęła odpowiednie miejsce i siedziała dość skromnie, ze złączonymi nogami jakby miała na sobie sukienkę, trzymając nieśmiało piwo blisko siebie i mimo zaczepki tamtej dziewczyny delikatnie się do mnie uśmiechała, być może chcąc załagodzić tym sytuację albo po prostu tak miała.
                I wtem nadszedł czas na niemałe zdziwienie, ponieważ w ich towarzyszach rozpoznałam chłopaków, przez których omal nie skończyłam w rowie, ale zdaje się, że oni byli zbyt pijani, żeby dostrzec we mnie swoją potencjalną ofiarę. Najpierw skupiłam się na tym znajdującym się bliżej blondynki. Sądząc po jego wyrazie twarzy, chyba czekał na fajerwerki odnośnie konfrontacji ze mną. Chichotał się jak jakiś debil, a w ręku tak samo jak reszta trzymał otwartego i do połowy wypitego browara. Miał troszeczkę dłuższe, brązowe włosy, przykryte szarą czapką, spod której wystawał jedynie kawałek niesfornej grzywki. Opierał się luzacko o nogę prowokatorki i sprawiał podobne wrażenie co ona, z tym że z jego strony było to znacznie lżejsze i nie aż tak poważne. Był nawet nieźle ubrany, powiedziałabym, że „tak w moim stylu”. Wąskie spodnie, czarne trampki, luźna szara koszulka i bordowa kurtka. Wyglądał nie tyle schludnie, co całkiem atrakcyjnie i mimo tego, że nie był jakoś świetnie zbudowany, to podobał mi się. Ale tylko wizualnie, bo charakterem chyba nie miał zbyt wiele do zaoferowania. Zawsze mogłam się mylić, w końcu oceniałam książkę po okładce, a ostatnia zaprezentowała się najlepiej. Drugi chłopak zdecydowanie miał czym się pochwalić latem na plaży, wnioskując po jego sylwetce. Miał duże, męskie ręce, szeroko rozstawione barki i wydawał się być wysoki. Taki prawdziwy, młody facet. Cholernie przystojny, bez dwóch zdań. W dodatku kiedy się śmiał, o dziwo nie odczułam jakoby naśmiewał się ze mnie. Włosy miał krótko ścięte, również brązowe, postawione do góry zapewne na gumę, a jego twarz była po prostu przesympatyczna. Szczerze mówiąc jego widok odrobinę mnie uspokoił.
                Po tej dość szczegółowej analizie ich wyglądu pierwsze, co przeszło mi przez myśl to pytanie czy w tym rejonie mają samych przystojnych chłopaków? Póki co wszyscy, z którymi miałam do czynienia mieli w sobie to coś, co sprawiało, że z jakichś względów mi się spodobali. Najwyraźniej los mi dopisał.
 
                - Ty jesteś ta nowa? - zapytała blondynka zanim zdążyłam zareagować na jej zaczepkę. Zignorowanie tego nie miało najmniejszego sensu, musiałam zebrać się w sobie i chcąc nie chcąc, porozmawiać z nimi chociaż z dwie minuty. Trochę się bałam, ponieważ nie powróciłam jeszcze w pełni do siebie i nadal stroniłam od niepotrzebnych interakcji, a ta bez wątpienia taką właśnie była.
                - Na to wygląda – odpowiedziałam niepewnie, zdając sobie sprawę z tego, że to na pewno nie koniec.
                - Co cię przywiało w nasze skromne progi? - ciągnęła dalej, wypowiadając dwa ostatnie słowa ze znudzeniem, jakby za wszelką cenę pragnęła zaznaczyć bezbarwność i pospolitość tego miejsca. Reszta z ogromną uwagą przyglądała się mi i wyczekiwała odzewu. Możliwe, że wydawało im się, że ich koleżanka zmiecie mnie z powierzchni ziemi pierwszymi odpowiedziami, tym samym zapewniając im rozrywkę z pierwszej półki, tymczasem skoro już doszło do wymiany zdań między nami, nie zamierzałam pozwolić im zrobić z siebie ofiarę. Nie byłam niestety na tyle odważna, żeby od razu wyrzucić z siebie coś porządnego.
                - Głęboka depresja – odparłam z powagą, a oni zważywszy na to, że byli pijani zaśmiali się na to jak na jakiś przedni żart.
                - W takim razie gratuluję wyboru sanatorium, tutaj jeszcze bardziej ją pogłębisz – powiedziała dziewczyna w drwiący sposób, co wyjątkowo nie sprawiło, że poczułam się gorzej, tylko podsunęło mi nieco śmiałości.
                - Idealnie, tak się składa, że jestem masochistką – palnęłam, właściwie bez większego zastanowienia i na chwilę zrobiło mi się gorąco i głupio, bo obawiałam się, że moja riposta nie była ani trochę zabawna. Wręcz przeciwnie, niewątpliwie mi się udało, bo chłopak w szarej czapce omal się nie opluł piwem, gdy to usłyszał.
                - Jak my wszyscy – włączył się do rozmowy, patrząc na mnie inaczej niż na początku, teraz tak jakby zaintrygowany. - Dlatego wciąż się tu dusimy – dodał milej, a moje zdenerwowanie całą sytuacją powoli ustępowało.
                - Jak masz na imię? - zapytała inicjatorka całego zajścia, schodząc z tonu. Wydawało mi się, że po tej odpowiedzi odrobinę się do mnie przekonała.
                - Darcy – przedstawiłam się wstydliwie, wciąż nie do końca do nich przekonana.
                - I skąd jesteś, Darcy? - zagadywała mnie dalej, a podczas wypowiadania mojego imienia naśladowała mój akcent w prześmiewczy sposób, przez co niepewność do mnie powróciła. Bałam się przyznać skąd przyjechałam, nie miałam pojęcia jak ludzie z małych wiosek reagują na mieszkańców stolicy i jak takowych traktują, ale wydawało mi się, że nie najlepiej i zrobiłabym sobie jedynie pod górkę, a i tak nie miałam łatwo ze względu na swoje aspołeczne podejście i małomówność.
                - Z Dublina – mruknęłam bardzo, ale to bardzo cicho, prawie że niesłyszalnie, ale najwyraźniej tak im zależało na usłyszeniu mojego pochodzenia, że bez żadnego problemu wyłapali dokładnie nazwę. Na wieść, że byłam z miasta stołecznego automatycznie zabuczeli i popatrzyli po sobie bez zbędnego ukrywania swojego rozbawienia.
                - Ar chuala tú cad a dúirt sí? Baile Átha Cliathach is ea í!* - zawołał chłopak w czapce wielce rozradowany, jakbym dopiero co opowiedziała mu jakąś anegdotkę z pierwszej półki. W dodatku nic, a nic nie zrozumiałam. Nie wiedziałam czy się ze mnie nabija, czy też może mnie obraził, czy Bóg wie co.
                - Cad leis a raibh tú ag súil? Blas Bhaile Átha Cliath atá ar a cuid cainte.* - Tym razem głos zabrał drugi z przedstawicieli płci męskiej, nie będąc dłużnym swemu koledze, kontynuował ich rozmowę po irlandzku, co naturalnie mnie zdenerwowało i zakłopotało. Byłam totalnie bezsilna wobec tego i pozostało mi jedynie słuchać tego bełkotu i czekać aż łaskawie przejdą z powrotem na angielski.
                - Tá a fhios agam, ach tá sé millteanach greannmhar.*- Brunet z szarym workiem na głowie wciąż nie mógł wytrzymać ze śmiechu, teraz już wręcz nie mógł złapać oddechu, na co jego kolega zareagował jakimś niezrozumiałym dla mnie mruknięciem i pokręcił głową z dezaprobatą.
                - Tá tú i bhfad ró-ólta…*
                - Féach ar a aghaidh! Sí nach bhfuil dócha a fhios ag an Gaeilge.* - Do przedstawienia dołączyła blondynka, będąca w równie szampańskim nastroju, co chłopak, opierający się o jej nogi. Po jej słowach cała czwórka na mnie spojrzała, jak na zawołanie, co naprowadziło mnie na myśl, że z całą pewnością powiedziała coś o moim wyglądzie, w innym wypadku po co mieliby jak na komendę zwrócić na mnie uwagę? Nie da się ukryć, że było to dla mnie co najmniej krępujące. Nie bardzo wiedziałam jak powinnam była odebrać tę całą sytuację i co tak naprawdę myśleli sobie ci ludzie. W jednej sekundzie wydawali się być nastawieni do mnie wrogo, w innej zaś zachowywali się względnie w porządku.
                - To może mówcie po angielsku? – Z opresji uratowała mnie brunetka, która notabene zdawała się być jedyną w miarę uprzejmą osobą z całego towarzystwa. Nie wiedzieć czemu odnalazłam w niej podobieństwo do siebie samej. Jedyna trzeźwo myśląca osoba w całej grupie, jedyna, której nie bawiło nabijanie się z innych i jedyna, która stroniła od tego w miarę możliwości. Ta, która najczęściej obrywała w twarz sarkastycznymi uwagami tylko dlatego, że nie potrafiła być tak samo zawistna jak reszta i nie miała siły, aby się postawić i zauważyć, że coś jest nie tak.
                - Sorry – powiedział ten przystojniejszy z chłopaków, uwolniwszy się zarówno od śmiechu, jak i od chęci mówienia po irlandzku.
                - Nie ma za co – mruknęłam z poczuciem winy, jakbym wymagała zbyt wiele i nie powinnam w ogóle się dąsać z powodu ich rozmowy, będącej dla mnie kompletną abstrakcją, kiedy faktycznie miałam na co być zła. - Chętnie bym z wami pogawędziła, ale jest już późno, a chciałabym trafić do domu w jednym kawałku – dodałam prędko, tak by nie dopuścić nikogo do głosu i zerwać się stamtąd jak najszybciej.
                - Jako prezent na przywitanie damy ci odblaski, żebyś następnym razem mogła wrócić później i faktycznie z nami pogawędzić – odparł z uśmiechem, znów przechodząc do drugiej wersji, czyli do bycia względnie miłym.
                - Albo gdzieś z nami skoczyć – wtrącił najbardziej pijany osobnik, o dziwo zachęcającym tonem i również zmieniając postawę na tę drugą, tym samym łapiąc mnie w sidła, z których ciężko było mi się wydostać. To logiczne, że niekoniecznie miałam ochotę na „skoczenie gdzieś z nimi” i to z wielu powodów, chociażby dlatego, że nadal nie byłam w pełni gotowa na jakieś spotkania towarzyskie, a sądząc po pierwszym wrażeniu, jakie na mnie wywarli zdecydowanie wyglądali na rozrywkowych ludzi. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli zacznę coś kręcić i starać się wymigać, rozwinie się zacięta dyskusja i wrócę do domu jeszcze później, czego chciałam uniknąć. Ba, chciałam uniknąć obu, ale taka opcja nie wchodziła w grę, a zważywszy na zmęczenie wybrałam… Gorsze zło.
                - No, dobrze – zgodziłam się pokornie, zresztą miałam to we krwi po tylu latach spędzonych z Lauren. – W takim razie miłego wieczoru – pożegnałam się i posyłając niemrawy uśmiech, ruszyłam w stronę rybnego, aby odczepić swój rower i zniknąć z ich pola widzenia w mgnieniu oka, zanim zdąży im się odwidzieć i postanowią mnie przetrzymać dłużej. Swoją drogą dlaczego się mną zainteresowali? Równie dobrze mogli mnie zignorować, nigdzie nie zapraszać, tylko sobie podrwić i dać mi spokój. Kto wie czy takie wyjście nie byłoby lepsze.
                - Może jakoś się ułoży - pomyślałam, wskoczyłam na rower i nie patrząc już w ich stronę, odjechałam.







                Następny dzień minął bez większych rewelacji. Tak jakby się uspokoiło. Moc wrażeń przeminęła i ustąpiła miejsca równowadze, a rutyna pozostała nie naruszona i znów płynęła swoją prostą drogą bez żadnych komplikacji. Poza pogaduszkami z Penny, Helen, klientami i wujkami nie rozmawiałam z nikim więcej. Niall przywiózł jajka z rana, tak jak powinien był to robić i później nie pojawił się w sklepie ani na sekundę. A ja na darmo czekałam aż dzwonek nad drzwiami zadzwoni i zobaczę go przekraczającego próg. Z jednej strony przez ten jeden dzień zdążyłam odczuć coś na podobę tęsknoty, co właściwie nie powinno mieć miejsca, ponieważ się nie znaliśmy, a tęskni się za bliskimi sercu osobami, więc wolałam tłumaczyć to sobie jako pragnienie ponownego zobaczenia się z nim. W sumie było to jedno i to samo, tylko określone nieco łagodniejszymi słowami. Wiedziałam, że skoro nie było go przez cały dzień, a dostarczył towar, to już wcale się nie zjawi, bo zapewne miał ogrom obowiązków na głowie, a jeśli nie to odpoczywał.
                Wracając do domu po dwudziestej pierwszej, stwierdziłam, że było zbyt późno, aby mogło wydarzyć się coś spektakularnego i faktycznie czwartek zakończy się błogo, nie dodając mi kolejnych pytań, nad którymi miałabym się głowić w wolnych chwilach. Los jednak zaplanował wszystko tak, aby nakierować mnie na taki tok myślenia, a ostatecznie zaskoczyć mnie na pełnych obrotach.
                Jak zawsze po powrocie, „zaparkowałam” rower w ogrodzie, po czym weszłam frontowym wejściem i ściągnęłam kurtkę oraz buty w przedpokoju, bez żadnych, zbędnych okrzyków informujących o moim pojawieniu się w domu. Nieco spragniona po około dwudziestominutowej przejażdżce poszłam do kuchni, aby się czegoś napić, gdzie podczas stania plecami do reszty pomieszczenia, zostałam przestraszona przez ciocię Ellie.
                - Jak tam w pracy? – zagadnęła, zaraz po krzyknięciu donośnego ”Bu!” wprost do mojego ucha. Odpowiedziałam to, co zwykle, kiedy ktoś pytał mnie o samopoczucie albo cokolwiek innego, gdzie pasowało „dobrze” lub „w porządku”, których używałam na zmianę. Obszerne produkowanie się zostawiałam na wyjątkowe okazje, na przykład takie, gdy wiedziałam, że mój rozmówca faktycznie przejmie się moim losem i naprawdę był zainteresowany tym, co się u mnie działo, a nie gdy pytał dla zasady, na odczepne bądź z przyzwyczajenia. Nie trudno było to rozróżnić.
                – Mam coś dla ciebie – oznajmiła nagle Ellie wielce podekscytowana i podeszła do lodówki, aby sięgnąć po coś, co na niej leżało.
                Otworzyłam oczy szerzej ze zdumienia. Nie pamiętałam kiedy ostatnio dostałam jakiś bezinteresowny prezent, tak po prostu. Być może dla ciotki dobrym pretekstem był sam mój przyjazd albo wymyślili z wujkiem, żeby dać mi coś, co pomogłoby w powrocie do normalności. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu w momencie, gdy zobaczyłam białą kopertę. Moją pierwszą myślą było „Oho, dadzą mi pieniądze?”, tylko po co? Po co były mi pieniądze skoro pracowałam u pani Sullivan? Zresztą wciąż nie wpadłam na co je wydać, a co dopiero co zrobić z kolejną porcją pachnących nowością banknocików. Jako drugie do głowy przyszło mi, że może to być pocztówka od Cathy albo co gorsza pełen żalu list od Maxa, co było raczej irracjonalnym pomysłem.
                - Leżało pod drzwiami – wyjaśniła, podając mi niespodziankę, a ja wyciągnęłam powoli rękę, aby odebrać od niej tę wielką niewiadomą. No… Listonosz zdecydowanie nie zostawiłby przesyłki pod drzwiami, nawet jeśli nie mógłby znaleźć skrzynki, co w przypadku domu wujków było rzeczą wręcz niemożliwą, bo stała ona przed samym budynkiem, a i jej kolor zwracał uwagę bowiem była czerwona i ewidentnie odznaczała się na tle iście zielonej trawy. Ponadto na kopercie nie było ani znaczka, ani żadnych danych. Tylko i wyłącznie moje imię. Najdziwniejsze było to, że wystarczyło mi rzucić na to okiem i od razu rozpoznałam ten charakter pisma, a wcale nie miałam z nim aż tak wiele do czynienia.
                - Widziałaś może kto to podłożył? – spytałam z nadzieją na jakąkolwiek wskazówkę.
                - Nie mam pojęcia – ciotka pokręciła głową, robiąc przy tym minę jakby się poważnie zastanawiała. – Wychodziłam akurat ze Spinem na spacer i omal na to nie nadepnęłam.
                - O której to było? – ciągnęłam dalej, totalnie ogarnięta żądzą dowiedzenia się czegokolwiek na ten temat. Nie zdawałam sobie sprawy, że wyglądałam wówczas jak zahipnotyzowana.
                - A co to za wywiad? – zaśmiała się kobieta, tym samym wyrywając mnie z amoku. Racja. Mogłam skonstruować pytania w mniej podejrzliwy sposób, nie była to przecież skomplikowana sztuka.
                - Przepraszam, jestem tylko ciekawa kto to mógł być – przyznałam szczerze.
                - Może to ten twój tajemniczy przystojniak do puszki? – zagadnęła, a w jej oczach dostrzec można było lekkie podniecenie. Wyglądało na to, że ów sprawa nie była jej obojętna, poza tym pamiętała o tym, co mile mnie zaskoczyło.
                - Nie wiadomo czy przystojniak – zauważyłam słusznie, bo jego wygląd wciąż był sekretem. – To o której mniej więcej to było?
                - Gdzieś koło siedemnastej.
                - Dzięki, ciociu. – Uśmiechnęłam się wdzięcznie i pożegnałam się, aby pójść do swojego pokoju i na spokojnie przeczytać list od Duine’a. Nie da się ukryć, że okropnie zestresowałam się tym, że potwierdził się fakt, że on na sto procent wiedział kim jestem. Choć moja anonimowość od samego początku znajdowała się na zagrożonej pozycji i domyślałam się, że Duine znał moją tożsamość, podłożenie listu pod drzwi domu wujków szarpnęło mną, jakbym skoczyła na bangee. Było to nie fair, że on nie dość, że znał moje imię i wygląd, to dodatkowo wiedział gdzie mieszkam i prawdopodobnie wzbogacił się dzięki temu o parę innych, cennych informacji, kiedy ja wiedziałam o nim tyle, ile przekazywał o sobie w notatkach, a robił to z niezwykłą rozwagą i ostrożnością. Najwyraźniej okrutnie zależało mu na zachowaniu swoich personaliów w tajemnicy, co było kompletnie nieuczciwe wobec mnie. Nie ukrywam, że poza radością na widok nowej wiadomości od niego, zagościło we mnie niemałe zdenerwowanie właśnie ze względu na tę niesprawiedliwość, na którą tak naprawdę nie miałam żadnego wpływu. Już raz zapytałam go o imię, a w zamian dostałam zdanie brzmiące: „To zepsułoby cała zabawę. Dla wygody nazywaj mnie Duine. To znaczy „ktoś” w języku irlandzkim”. Swoją drogą, jaki nastolatek konstruuje zdania w taki wyszukany sposób? Co prawda nie robił tego zawsze, ale zdarzało mu się dość często. Zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy aby na pewno był to ktoś w moim wieku, czy o wiele starszy facet. Na tę myśl, aż się wzdrygnęłam. Co z tego, że zapewnił mnie, że urodził się w dziewięćdziesiątym trzecim, jak ja? Zawsze mógł kłamać, jaki w tym problem. Był jedną, wielką zagadką, niebywale tajemniczy. Nie mogłam odpowiedzieć sobie jasno na żadne z pytań, które mnie dręczyły. Powoli zaczynało mi to przeszkadzać. Wyraźnie robił to specjalnie. Może podobało mu się takie pogrywanie ze mną i trzymanie mnie w ciągłej niepewności. Niewątpliwie miał rację, że ujawnienie się popsułoby całą zabawę, ale mimo to nie wadziło mu to, że on zawsze był kilka kroków przede mną.
                Odetchnęłam głęboko, siadając na łóżku i popatrzyłam na kopertę, leżącą na moich kolanach. Z jednej strony chciałam dostać wszystko na tacy, z drugiej jednak, gdy zdałam sobie sprawę, że to zakończyłoby całą przygodę trochę ochłonęłam i zebrałam się wreszcie, aby otworzyć list. Rozdzierałam papier niezwykle delikatnie, żeby przypadkiem nie podrzeć kartki z wiadomością, a kiedy ją wyciągnęłam, wbiłam wzrok w treść.






                „Droga, Darcy

                Nie mogłem już dłużej czekać. Zdaje się, że poziom morza opadnie dopiero jutro, ale to i tak nie wystarczyłoby, żeby wejść bezpiecznie do jaskini i zostawić wiadomość w tym samym miejscu, co zwykle, więc postanowiłem podłożyć ten list pod drzwi Twojego domu. Teraz już masz pewność, że, wiem kim jesteś. Może Ci się to nie spodobać i wydać niesprawiedliwe, ale pamiętaj, co sama powiedziałaś w swojej ostatniej wiadomości. Swoją drogą, cieszę się, że nasza korespondencja sprawia Ci taką przyjemność. Myślę, że im dłużej zachowamy to tak, jak jest teraz, tym ciekawiej będzie. Nie tylko dla Ciebie. Tak czy inaczej, współczuję Ci, że jesteś zdana na romanse. Jeśli chcesz, mogę Ci podrzucić jakąś dobrą książkę razem z następną wiadomością. I nie bój się, nie będzie po irlandzku.
                Chciałaś, żebym powiedział o sobie coś więcej. Cóż… Nie jestem najlepszy w opisywaniu samego siebie. Jest to trochę niekomfortowe, nigdy nie wiem co powiedzieć poza przedstawieniem się, powiedzeniem skąd pochodzę i że moim najlepszym przyjacielem jest pies, który z wyglądu przypomina owcę z problemami z somatotropiną*. Nie jestem kujonem, po prostu sprawdzian z hormonów był jedynym w tym roku szkolnym, na który się nauczyłem i tak jakoś zapamiętałem tę nazwę. Jestem ciekawy dlaczego nie znasz ani jednego słowa po irlandzku. W końcu masz rodzinę na wsi i wspomniałaś, że Twój tata potrafi trochę mówić w tym języku. Nie chciałaś się go nigdy nauczyć? Poza tym z tego, co mi wiadomo w większości szkół w naszym kraju lekcje irlandzkiego są obowiązkowe. Przynajmniej u nas tak jest, wygląda na to, że standardy w stolicy nieco się różnią. Tylko jak sobie poradzisz z egzaminami na uniwersytet? Będziesz musiała wybrać jakiś kierunek, który nie wymaga testów ze znajomości irlandzkiego, a to może być nie lada wyzwanie, chyba że wybierasz się na studia do Anglii.
                Co do sytuacji z Twoją (byłą)przyjaciółką powiem tylko jedno. Nie martw się na zapas. Teraz jesteś tutaj. Postaraj się zaprzyjaźnić z kimś z okolicy, żeby nie spędzić całych wakacji na pracy i zbędnym głowieniu się nad tym, co będzie, gdy wrócisz do Dublina. Póki jesteś w Ardamine, odpoczywaj, przecież po to właśnie przyjechałaś. Wszystko się jakoś ułoży. Nawet jeśli będziesz musiała zostawić za sobą tych ludzi, uwierz mi, że nigdy nie zostaniesz sama. Jesteś sympatyczną osobą, ale i zaradną. To, że oni byli głupcami, wystawiając Cię w taki sposób, nie znaczy, że inni postąpią tak samo. Napomknęłaś coś o tej Cathy, mówiłaś, że nadal z Tobą jest, zatem czym się przejmujesz? Zawsze będziesz miała do czego wrócić. Te kilka osób nie stanowi całego świata. A właściwie to jest jeszcze jedna rzecz, o której warto wspomnieć. Może i Riverchapel i cały ten rejon wydaje Ci się być nudny i pusty, ale znajdziesz tutaj tyle ciekawych ludzi, że kiedy nadejdzie czas powrotu, ciężko będzie Ci się z tym wszystkim pożegnać. Taka nasza magia. Gwarantuję Ci, że nie wyjedziesz stąd z gołymi rękoma. Zresztą już masz moje skarby, a dojdzie ich pewnie jeszcze więcej. Chciałbym, żebyś zapamiętała jedno z moich ulubionych przysłów. Jest strasznie proste, ale wydaje mi się, że zrozumiesz co jest między jego wierszami. „An áit a bhuil do chroí is ann a thabharfas do chosa thú.”. Nogi zaprowadzą Cię tam, gdzie jest Twoje serce. Chociaż w skrajnych sytuacjach używaj rozumu :)
                Myślę, że powinniśmy znaleźć jakieś inne miejsce na ukrywanie wiadomości. W sumie, ja mógłbym zostawiać je zawsze w Twojej skrzynce na listy, a co do Ciebie to może tymczasowo zaryzykujmy i zostaw następną w rybnym Tottenmore’a? Już go nawet uprzedziłem, więc nie ma się czym stresować. Po prostu podejdź do niego swobodnie i powiedz, że przyniosłaś list dla Duine’a. Później pomyślimy nad innym rozwiązaniem, żeby nie sprawiać mu kłopotów. Aha. I nie próbuj nawet wyciągać z niego kim jestem, bo wylejesz z siebie ostatki sił i perswazji na próżno :)

                Duine”












Ar chuala tú cad a dúirt sí? Baile Átha Cliathach is ea í! - Słyszeliście ją? Jest z Dublina!
Cad leis a raibh tú ag súil? Blas Bhaile Átha Cliath atá ar a cuid cainte. - A czego się spodziewałeś? Przecież ma dubliński akcent.
Tá a fhios agam, ach tá sé millteanach greannmhar. - Wiem, ale to strasznie śmieszne.
Tá tú i bhfad ró-ólta… - Za dużo wypiłeś…
Féach ar a aghaidh! Sí nach bhfuil dócha a fhios ag an Gaeilge. - Spójrzcie na jej minę! Pewnie nie zna irlandzkiego.
somatotropina* - hormon wzrostu







________________________________________
                Dzień dobry :D ! Oto jestem nareszcie XD Nie mam w sumie zbyt wiele do powiedzenia. Za tydzień jadę za granice do pracy, więc nie wiem jak to będzie z rozdziałami, ale w zeszłym roku dawałam radę, więc teraz tez powinno być okej. Co sądzicie o liście? Macie jakieś typy kto może być Duinem? Jak Wam w ogóle mijają wakacje? c;
                Przepraszam za błędy, ale już dostaję oczopląsu od patrzenia na to po raz setny XD
                Całuję gorąco :D
                Meadow



ask

25 komentarzy:

  1. No przecież to widać, że Duinem jest Niall! To na pewno on. Jestem tego pewna. Już nie chodzi o to, że on zna irlandzki, bo większość mieszkańców tej wsi zna ten język. No bo po pierwsze, co on robił w tej jaskini? Na pewno nie był tam przez przypadek. Darcy może się nie zorientowała, że to on, ale on się kapnął, że to z nią pisze te wiadomości. Wie gdzie mieszka, więc zostawia jej tam listy. Sklep rybny jest niedaleko jej miejsca pracy. Przecież to tam Darcy zostawia swój rower. Czyli ma blisko żeby odebrać ten list od niego. A Niall pewnie zauważył, że tam zostawia rower, więc tam chce zostawiać listy. To na pewno Niall, jestem pewna. Rozdział znakomity. Jesteś świetna, naprawdę. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Co do tych ludzi z kamiennej ławki onok zegara. Ta pierwsza dziewczyna jakoś mnie nie przekonuje, ale ta druga dziewczyna i chłopacy wydają się w porządku. Zobaczymy jak dalej potoczy się ich znajomość. Pozdrawiam serdecznie, Weronika :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz, który sprawił mi ogromną frajdę! Fantastycznie połączyłaś motyw ze sklepem rybnym. Ale nie wszystko jest takie proste, jakby się mogło wydawać :D

      Pozdrawiam :>

      Usuń
  2. Do niedawna sama byłam przekonana, że Duine to nie kto inny, jak właśnie Niall. Teoretycznie wiele na to wskazywało, ale zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku, że to by było zbyt proste. Poza tym, gdyby to był Horan, to nie zwracałabyś ciągle uwagi na tożsamość tajemniczego chłopaka, nakłaniając nas do myślenia, więc oficjalnie zostałam bez teorii na ten temat, ale spokojnie, wkrótce powinnam na coś wpaść XD W sumie to nie dziwię się Darcy, że tak ją pochłonęła ta sekretna korespondencja. Ja sama miałabym mnóstwo frajdy przy czymś takim, chociaż oczywiście umierałabym z ciekawości, próbując dociec, kim tak naprawdę jest odbiorca moich wiadomości. Psioczyłam i klęłam w myślach na morze, które tak uparcie zalewało jaskinię, ponieważ chciałam, żeby główna bohaterka dostała kolejny list i mogła szybko napisać odpowiedź. Tak to jest, jak się człowiek zdaje na naturę, która tak naprawdę ma w głębokim poważaniu ludzkie marzenia ;____;
    Byłam naprawdę ciekawa, kiedy bohaterka natknie się wreszcie na jakąś miejscową młodzież, pomijając oczywiście Nialla. Zastanawiałam się, jacy są młodzi ludzie w Ardamine, czy da się z kimś normalnie zaprzyjaźnić, czy nie odnoszą się wrogo do kogoś spoza ich rejonu. Wcale nie dziwię się Darcy, że tak długo zwlekała, zanim wreszcie ruszyła w stronę tej czteroosobowej grupki. Ja nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktu z ludźmi, nie dopadła mnie melancholia po nieprzyjemnym wydarzeniu, a jednak nie znoszę sama mijać jakąś grupkę obcych, która na dodatek raczy się alkoholem. Zawsze się boję, że mnie zaczepią, zaczną wyzywać czy coś w tym stylu, mogę sobie zatem wyobrazić, co czuła Darcy, gdy wreszcie się do nich zbliżyła. Ta blondi nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Opisałaś ją bardzo sugestywnie i doszłam do wniosku, że to miejscowa paniusia, która uważa się za ósmy cud świata i wszystkich traktuje z góry, no może poza resztą swojej paczki (chociaż założę się, że dla nich też potrafi być wredna). Co do chłopaków mam mieszane uczucia, a ta brunetka również wydała mi się całkiem sympatyczna. Byłoby całkiem fajnie, gdyby Darcy spotkała ją w nieco innych okolicznościach, może wywiązałaby się między nimi jakaś nić przyjaźni. W zasadzie ucieszyłabym się, gdyby dziewczyna w ogóle spotkała ich jeszcze raz. Nie może przecież wiecznie kursować między domem a sklepem, przyjechała do Ardamine, żeby nieco odetchnąć i się oderwać, dlatego mały wypad z nowymi znajomymi dobrze by jej zrobił. Może nawet ta blondi okazałaby się bardziej cywilizowana? Bo ogólnie rzecz biorąc to było mega niegrzeczne, kiedy przerzucili się przy niej na irlandzki. Musieli się domyślić, że nie rozumie tego języka, a takie zachowanie można przyrównać do trójki przyjaciół, z której dwójka zaczyna gadać na temat kompletnie nieznany tej trzeciej. Dziwię się, że Darcy potulnie stała i czekała, aż okażą się wobec niej nieco milsi. Cóż, tak jak mówię, może okażą się łatwiejsi w kontaktach przy bliższym poznaniu.
    Podoba mi się to, że Darcy w gruncie rzeczy dużo myśli o Niallu i chciałaby się z nim jeszcze spotkać. Ja również byłam zawiedziona, kiedy nie pojawił się w sklepie poza standardową dostawą jajek, ponieważ sama jestem ciekawa, jak się dalej rozwinie ta znajomość. Wkrótce Horan został całkowicie wyrzucony z mojej głowy, bowiem nadszedł list od Duine! Kurde, koleś sporo wie o Darcy jak na pozornie anonimową korespondencję. Ale czego w zasadzie oczekiwać w niewielkiej miejscowości? Przyjazd kogoś spoza zawsze jest sporym wydarzeniem, więc ten koleś najprawdopodobniej o niej usłyszał, a reszty dowiedział się już na własną rękę. Spodobała mi się myśl, że był tak blisko dziewczyny, że poszedł do jej tymczasowego domu specjalnie, żeby zostawić wiadomość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najwyraźniej on również czerpie ogromną przyjemność z tego kontaktu i już nie mógł się doczekać, żeby wznowić wymianę listów. Szkoda, że Ellie nie zauważyła nikogo, ale Duine umie się ukrywać i podejrzewam, że jeszcze bardzo długo pozostanie nieuchwytny. Muszę powiedzieć, że strasznie mi się spodobał jego list. Podobnie jak Darcy uważam, że jego autor, kimkolwiek jest, to chłopak inteligentny, bystry, a przy tym sympatyczny i posiadający w sobie empatię, co teraz jest niezbyt częstą cechą u ludzi. Sądzę, że Darcy nie tylko znajduje rozrywkę w czytaniu jego listów, ale również pociechę, bo ich tajemniczy nadawca jest nie tylko miły, ale również przenikliwy i zdaje się doskonale rozumieć dziewczynę, nawet jeżeli nie rozmawiają ze sobą twarzą w twarz. Genialny pomysł z tym nowym miejscem na zostawianie listów. Tak będzie bezpieczniej, bo nawet kiedy morze już opadnie, każdy może odkryć jaskinię i zabawić się kosztem obojga. Teraz wymiana wiadomości będzie znacznie łatwiejsza. Tak w zasadzie to nie wierzę, że Darcy będzie tak po prostu grzecznie zanosiła listy i nie próbowała się niczego dowiedzieć o Duinie :D
      Strasznie lubię to opowiadanie za jego wakacyjny charakter, poza tym zawsze przyjemnie przeczytać coś, co wyszło spod Twojej ręki. Mam nadzieję, że mimo wyjazdu będziesz mogła w miarę swobodnie dodawać rozdziały, bo już nie mogę się doczekać, co wydarzy się dalej :) Życzę powodzenia <3333

      Usuń
  3. Uwielbiam Twoje opowiadania! Oba! :) I, mimo że to bardziej przypadło mi do gustu to jednak cieszyłabym się, gdybyś prowadziła oba równomiernie. :)
    A Diunem jest Niall, to przecież oczywiste! :D
    voice-of-dissent.blogspot.com. <--- Mój nowy blog. Adelaide Kane jest 20 letnią angielką żyjąca pod jednym dachem ze swoim chłopakiem, Zack'iem, który tylko kiedy sam czegoś chce jest miły, a na co dzień to chodzący potwór. Historia zaczyna się, kiedy Adele zaczyna pracę w barze przyjaciela swojego chłopaka, kiedy On sam jest jego stałym bywalcem. Główna bohaterka nie należy do gadatliwych dziewczyn, już od wielu lat przestała walczyć o swoje, czy to się zmieni wraz z poznaniem nowych ludzi? Czy dziewczyna spróbuje ponownie uciec? Czy Zack nadal uparcie będzie ją trzymał "na krótkiej smyczy" po tym wszystkim, co będzie miało miejsce? Jak zareagują przyjaciele na wieść, że najbardziej cichy mężczyzna w Share zaczyna mówić na sam widok Adelaide? Tak, tak, wiem, kiepski zwiastun, nigdy nie byłam w tym dobra, ale dajcie szansę, okay? Proszę, mam mało czytelników, a na moje oko nie jest źle.. mogło być gorzej, prawda? Jednakże chcę uprzedzić, że opowiadanie nie jest dla czytelników, którzy mają słabe nerwy (pomimo mojego niezbyt szczegółowego pisania), gdyż są tam sceny o seksie oraz przemocy fizycznej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj!
    Na Twoje opowiadanie natknęłam się przez przypadek, podczas szukania jakiejś ciekawej historii do poczytania. I to było jak czarna dziura. Pochłonęło mnie całkowicie. Zaczęłam czytać Twoje opowiadanie wczoraj wczesnym wieczorem, a skończyłam późną nocą! Nie mogłam się oderwać. Z każdą linijką tekstu, która wypłynęła spod Twoich palców, ja chciałam więcej! To co tutaj tworzysz, to w jaki sposób wszystko opisujesz, wciągnęło mnie niesamowicie. Mimo, że nie jestem fanką osoby głównego bohatera, uwielbiam to. Czyta się to z niesamowitą przyjemnością oraz lekkością.
    Dołączam do obserwowanych i czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Mam nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo, bo mogę tego nie wytrzymać!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czuję się zmieszana, bo byłam pewna co do tożsamości Diuna, a teraz już nie jestem. Nie lubię tego stanu xD
    Korespondowanie z kimś kogo się nie zna może dostarczać adrenaliny, z ciekawości też bym utrzymywała taki kontakt :)
    Zastanawiam się też jak potoczy się jej znajomość z Niallem i czekam na jej rozwinięcie.
    A co do tej grupki.. Nie podobało mi się jak ją potraktowali, bo mówili tak żeby nie zrozumiała. Na jej miejscu poczułam się bardzo dziwnie, jak nieproszony gość. Wredne blondynki to świetny wątek, przynajmniej ja go lubię, ale zobaczymy czy wciąż będzie taka dla Darcy.
    Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale uznałam, że zasłużyłaś na niego, bo wykonałaś kawał dobrej roboty.
    Całuję <3

    OdpowiedzUsuń
  6. !Zakochałam się w tym ff ♥♥♥ nie mogę doczekać się nowego rozdziału i informuj @lili222e na tt :-D

    OdpowiedzUsuń
  7. DLACZEGO.DO.CHOLERY.NIE.MA.TUTAJ.MOJEGO.KOMENTARZA?!
    Serio, czytałam ten rozdział, to gdzie komentarz? :oooooo jakieś jaja ;o
    Wrócę i się wyprodukuję <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmhm, wiem, że zawsze paplam, że Duine to Niall i niby bardzo wiele się zgadza i na to wskazuje, ale z drugiej strony, czy to nie byłoby za proste. Czy czasem nie ma jakiejś większej za tym niespodzianki? Co prawda, bardzo ale to bardzo chciałabym, aby był to Niall, ale kto wie.
    Tak bardzo jej zazdroszcze takich wakacji :< No i takiej tajemniczej rozmowy, korespondencji, to musi być coś co bardzo wprawia w radość, jak sms, od kogoś kogo w ogóle się nie spodziewałaś. Co do nowo poznanej młodzieży, która została opisana naprawdę fantastycznie, cóż. Mam cichą nadzieję, że jeszcze ich spotka, mimo że nie wyglądali do końca na przyjazne osoby zdaje mi się, że aż tak bardzo źli nie są. W końcu każdy ma coś za uszami. Nawet nie wiesz jak bardzo ucieszyłam się na końcowy list, zdaje mi się, że nawet pięć razy bardziej niż Dracy, ale to nie ważne. Ciesze się, że nieznajomy jest dla niej uprzejmy i powiedziała mu co nieco o sobie. Ciesze się, że on ją rozumie i czerpią z tego przyjemność. Zobaczymy jak będzie dalej na tak cudownych wkacjach i ta pogoda teraz za oknem oh.. No nieważne z niecierpliwością, czekam na kolejny rozdział! :)x

    OdpowiedzUsuń
  9. Na ten blog trafiłam można powiedzieć przez przypadek. Oglądałam różne zwiastuny blogów i wchodziłam na nie w nich znalazł się również ten.
    Jestem mega zadowolona że na niego trafiłam bo jest wspaniały ♡
    Gdy oglądałam zwiastun za dużo się nie dowiedziałam był krótki i tajemniczy, gdybym nie zobaczyła tam Niall'a to nawet bym na niego nie weszła bo nic nie wskazywało że będzie ktoś z chłopców występował jako główny bohater.
    Dobra wracajmy do opowiadania, a bardziej mówiąc do tego rozdziału, cały czas byłam pewna że Duine jest Niall, ale po przeczytaniu tego listu już niczego nie jestem pewna. Duine strasznie dużo o niej wiedział, pojawiły się wątki o których Darcy mówiła tylko Benowi , albo nie pamiętam aby komukolwiek mówiła coś o Lauren i o tym że nie są już przyjaciółkami, możliwe że mam słabą pamięć. Przez ten list jestem mega zdezorientowana.
    Dobra nie chce się zbyt bardzo rozpisywać bo pewnie bym napisała o wszystkim i komentarz wyglądałby jak rozdział hahah.
    Dobra jeszcze napisze tylko że masz przepiękny szablon i piszesz wspaniale, i będę robić wszystko aby twojego bloga zobaczyło wiele osób i zakochało się w tej historii tak jak ja to robię :)
    Kocham ♡
    @Sandra1DHZLLN

    Ps. Mogłabyś informować mnie o nowych rozdziałach na tt byłabym wdzięczna
    tt: @Sandra1DHZLLN

    OdpowiedzUsuń
  10. Na początku chce napisać, że uwielbiam sposób w jaki piszesz (nie zawsze rozumiem poszczególne słowa, ale co tam xd)
    To Niall! Cham nie chcę jej powiedzieć, że to On. A Darcy, aż dziwne, że nie zauważyła podobieństwa pomiędzy tajemniczym chłopakiem, a Horanem. ;o ;d
    Ale mimo tego podoba mi się ta ich ''zabawa'' ;d
    I czekam na ciąg dalszy ;) // @annxdd

    OdpowiedzUsuń
  11. Zostawiam tutaj już trzeci komentarz, ale tym razem naprawdę treściwy, obiecuję. Serio, do dzisiaj nie wiem, jak to możliwe, że nie ma tutaj mojego komentarza, skoro czytałam rozdział zaraz jak go dodałaś i pamiętam, że komentowałam XD No ale to zapewne wina blogspota albo po prostu coś mi się przyśniło, różnie w końcu bywa XD Dobra, lecimy po po kolei!
    W sumie nie dziwię się, że Darcy zastanawiała się nad tym zdaniem, które powiedział jej Niall na pożegnanie. To normalne i sama pewnie zrobiłabym wszystko, żeby dowiedzieć się, o co mu chodziło. Ale dziewczyna zaspokoiła swoją ciekawość, na razie.
    Można było się spodziewać, że w końcu nasza bohaterka natknie się na jakąś grupkę, która niekoniecznie wyda się ciekawa. Tak też było i w tym wypadku. Z zaciekawieniem i jednocześnie z nutką strachu czytałam, co będzie dalej. Trochę mnie zaczęło irytować jak wszyscy zaczęli napieprzać po irlandzku, a biedna Darcy nie wiedziała, co się dzieje. Takie dziecinne zachowanie. No ale na szczęście ta brunetka stanęła poniekąd w jej obronie i w sumie to wydała mi się naprawdę sympatyczna, jako jedyna z tej całej paczki. Nie wiem natomiast co myśleć o zaproszeniu do wspólnego spędzenia czasu. Niby to nic takiego, ale jednak trzeba uważać, z jakim towarzystwem mamy do czynienia. Byłabym jednak za tym, żeby Darcy dała im szansę, zresztą chyba potrzebuje towarzystwa, mogłaby się nieco rozluźnić, a nuż ta czwórka okazałaby się naprawdę w porządku i jeszcze zdołałaby ich polubić. Kto wie.
    Czekałam na kolejną wiadomość od tajemniczej osoby i w końcu jest. Przysłał Darcy list, naprawdę bardzo obszerny list i jak widać odrobił swoją pracę domową - dowiedział się co nieco o dziewczynie, przede wszystkim wie, gdzie mieszka. A Darcy? Kompletnie nie ma pojęcia kim jest nieznajomy. Pomysł, żeby zostawiała swoją korespondencję dla niego w sklepie rybnym podpowiada mi, że to musi być Niall. Ale mimo wszystko nie jestem tego pewna na sto procent i wiem też, że potrafisz nieźle nas zaskoczyć, więc w sumie wolę się na nic nie nastawiać, tak będzie lepiej. Nie zepsuję sobie niespodzianki! :D Duine zyskał moją sympatię, wydaje się inteligentnym, miłym chłopakiem i mam nadzieję, że wkrótce dowiemy się, kim jest. Jestem bardzo ciekawa reakcji Darcy na ten list, pewnie będzie zżerała ją ciekawość, no ale niestety będzie się musiała uzbroić w cierpliwość i nieco poczekać, bo jak Duine sam przyznał - nie łatwo będzie się dowiedzieć, kim jest.
    Kochana, ten komentarz wyszedł jakiś krótki chyba, ale zawarłam w nim najważniejsze informacje, więc mam nadzieję, że choć trochę Ci się spodoba. Uciekam teraz i do następnego! Dużo weny, lovki <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Chcę przypomnieć, że początek sierpnia już minął, a kolejnego rozdziału nie widać.. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem. Nie miałam czasu i przez kilka dni komputer nie chciał mi się włączyć. Jakoś na dniach chciałam napisać, bo nawet mam ochotę teraz na pisanie i mam nadzieję, że mi się uda :)

      Usuń
  13. Kochana Meadow!

    Na początku, czuję się w obowiązku przeprosić, że tak długo zwlekałam z napisaniem komentarza, ale samo życie. Tłumaczyłam się już pod tak wieloma postami, że braknie mi już wymówek. Zaskakujące, ale prawdziwe. Przechodząc do rzeczy:
    Pierwsza rzecz, która mnie uderzyła, gdy weszła ma OTC dzisiaj to długość rozdziału. Nie wiem czy to z powodu odzwyczajenia się czy tego, że tekst jest stosunkowo zbity, ale rozdział wydał mi się horrendalnie długi i bałam się, że nie podołam na raz, ale jakoś poszło. Nie wiem czy robisz to z rozmysłem, czy to kwestia tego, że nastrój opowiadania Ci się udziela i gdy "wcielasz się" w Darcy płyniesz prądem, ale te długie rozmyślania, oraz skrupulatne opisy jak w przypadku walki z alarmem lub opis towarzystwa, które alkoholizowało się przy zegarze świetnie oddają stan emocjonalny Darcy, która nadal jak wiemy nie czuję się najlepiej we własnej skórze. Rozstanie z tym opowiadaniem na niemal trzy miesiące dobrze mi zrobiło i doceniam jak wielki wpływ ma na bohaterkę to, że pojawił się nasz nieznajomy oraz Niall. (na potrzeby komentarza udawajmy, że to nie jest jedna i ta sama osoba) Dzięki swojemu korespondencyjnemu przyjacielowi odczuwa ciekawość, która każe jej myśleć kim on jest. To jest motorem do działania - działanie jest dobre, więc Duine jest spoko. Dwa, koleś jest dla niej odskocznią, może się mu wyżalić, więc w codzinnym życiu jest jej zdecydowanie lżej. Na tyle lżej, że poczuła coś do Nialla. A to już w ogóle head over hills, i radość niepormierna.

    Moje nastawienie do Darcy się zmieniło. Jak strasznie jej analizowanie i strach przed wszystkim doprowadzało mi nieraz do szczękościsku, tak teraz mniej we mnie złości. Więcej mam zrozumienia dla jej stanu ducha i tańczenia na cieńkiej linie między jej życiem w Dublinie, a tym, które wiedzie w małej irlandzkiej miejscowości. Wszystko co wiąże się z Dubline jest czarne i nacechowane negatywnie, a tak jak Duine napisał - Ardamine jest dla niej możliwością na nowy start i powinna z niej skorzystać.
    Chciałabym napisać coś więcej na temat tej ekipy spod zegara, ale raz - sama za często bywam taką młodzieżą, którą bawi wszystko i wszyscy, a dwa - za mało na razie o nich wiem, a ilość słow, która im poświęciłaś sugeruje, że mogą się jeszcze pojawić. Dlatego poza skomentowanie cykorstwa Darcy odpuszczę sobie klikanie w klawiaturę w tym temacie.
    Darcy - taki chojrak jeśli chodzi o zmyślanie swoich dawnych przyjaciół pęka ze strachu jak widzi ekipę do której, w gruncie rzeczy, sama mogłaby należeć. Ale ok... Powiedzmy, że usprawiedliwia ją późna pora i to, że jest biedna i zmaltretowana psychicznie.
    Podoba mi się to, że tak na prawdę spotkań z Niallem było mało póki co. Jest rozdział ósmy i bardzo dobrze poznaliśmy miasto, sytuacje życiową głównej bohaterki i zakorzeniłaś w nas ciekawość do odkrycia kto jest właścicielem tajemniczej skrzyneczki z jaskini, ale mamy mało romantycznych gestów i wzniosłych akcji, co mnie bardzo cieszy. Przez to jeszcze bardziej wyczekuję tego momentu, gdy znowu będą sam na sam z blondynem.
    Wychodzi na to, że mamy czworokąt, a nie trójkąt, nie? Darcy, Duine, Niall i Finnegan. Nie wspominając o cudownym psie wujostwa. Bo szczerze - jakbym miała wybierać z tego wszystkiego wybrałabym właśnie psa.

    Rozdział oczywiście bardzo dobry, nie będę nic mówić o tych drobnych literówkach, bo przecież każdemu się zdarzają. Boziu, zazdro umiejętności pisania w pierwszej osobie, bo ze mnie w tej kwestii kompletna dupa.

    Całuski!
    M.K

    (ej, w jakiej miejscowości byłaś w tych angliach jak tam byłaś?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BTW, dopiero teraz zauważyłam, że dodałaś ekpię spod zegara do zakładki bohaterowie i tak czułam, że szara czapka to Louis, ale te nażelowane włosy mnie zmyliły i nie pomyślałam o Liamie.

      Usuń
  14. Ostatnio na nowo wróciłam do blogosfery i czytania opowiadań - Twoje było pierwsze w kolejce, bo wciąż pamiętam jak przyjemnie czytało mi się prolog i pierwszy rozdział. W sumie naprawdę nie wiem, dlaczego nie zjawiłam się tutaj od razu, jak opublikowałaś dwójkę... Może podświadomie wiedziałam, że jak zostawię sobie kilka rozdziałów pod rząd, to będę miała wspaniałą lekturkę, która starczy na dłużej? Bo teraz niestety wracam do rzeczywistości i jak każdy muszę po prostu poczekać. Dużo bym dała żeby przejść już do kolejnej rozmowy Darcy z Niallem albo do momentu, w którym D. dowiaduje się kim naprawdę jest Duine. No cóż, pozostaje tylko westchnąć i z utęsknieniem czekać na ciąg dalszy :D Ciekawa jestem, czy Darcy faktycznie spotka się z tą dziwną czwórką, co to ją zaczepiała. Z jednej strony dobrze by było gdyby dziewczyna znów trochę otworzyła się na ludzi (popieram Duine'a w stu procentach) z drugiej zastanawia mnie, czy akurat to towarzystwo byłoby odpowiednie xD No nic. Ja oczywiście, jak chyba każdy, chciałabym już więcej Horana ^^ Powinnam być cierpliwa, ale to niemożliwe, kiedy ktoś tak wspaniały podsuwa mi prze-zajebistą kreację jego postaci *-* Naprawdę, jak go opisujesz, mam wrażenie, że dopiero go poznaję (co tam te kilka lat z 1D :D). Fajnie, że Darcy zaczyna się poprawiać - kto by pomyślał, że już w miarę krótki pobyt jej pomoże. Rzeczywiście, jeszcze nie będzie chciała wracać, jak już znajdzie sobie przyjaciół i pozna w końcu Duine'a :3 Bo kiedyś musi, prawda?
    Pozdrawiam Cię serdecznie i przesyłam mnóstwo weny, ile tylko uniesiesz <3
    Marti, Niewolnicy-uczuc.pl

    OdpowiedzUsuń