2 listopada 2014

Rozdział 9: Zaskoczona



                     "Drogi, Duine

            Masz rację. To nie w porządku, że Ty znasz moją tożsamość, a ja nie mam zielonego pojęcia kim jesteś. Co prawda mam kilka typów, ale to tylko domysły, których nie jestem w stanie potwierdzić żadnym porządnym dowodem. Nie pozostaje mi nic innego, jak liczyć na to, że ujawnisz się w dzień mojego wyjazdu albo może i wcześniej. Chyba, że będziesz chciał ciągnąć tę rozmowę dalej, nawet gdy wrócę do Dublina. Tak naprawdę wszystko zależy od Ciebie. Mogę Ci jedynie coś zasugerować, ale w wypadku, gdy to Ty jesteś o krok do przodu, Ty rozdajesz karty w tej grze, co faktycznie nie jest dla mnie wygodne, chociaż ta niepewność i tajemnica urozmaicają nieco całą sprawę. Sama nie do końca jestem pewna czy chciałabym dowiedzieć się prawdy już teraz. To mogłoby wiele zmienić. Wydaje mi się, że mogłoby zakończyć tę "przygodę" z korespondencją, a chciałabym to kontynuować. Może umówmy się tak, że z każdym kolejnym listem będziesz mi dawał jakieś drobne wskazówki, które naprowadzą mnie jakoś na trop. Dochodzenie stopniowo do odkrycia Twojej tożsamości zapewnia mi poniekąd rozrywkę i odciąga na jakiś czas od nudy i problemów. W pewnym sensie mi pomagasz. Właśnie tak. Z jednej strony pomagasz, a z drugiej wprawiasz w lekką frustrację, ale myślę, że takie skoki nastrojów i przechodzenie z różnych stanów emocjonalnych jest dla mnie dobre zważywszy na to, co działo się ostatnio w moim życiu. Nie próbuj nawet pytać o co dokładnie chodzi, bo wylejesz z siebie ostatki sił i perswazji na próżno :)
            Jak zwykle nie zdradziłeś mi zbyt wiele o sobie, może łatwiej będzie jeśli zacznę zadawać pytania? Powiedzmy, trzy w każdym liście. Totalnie losowe, nie związane ze sobą, ujawniające jakieś strzępki informacji. Jeśli się zgadzasz, po prostu odpowiedz na pytania zamieszczone na samym końcu, jeśli nie, zignoruj je.
            Co do irlandzkiego, nie miałam okazji się go uczyć, a rodzice nie kwapili się, aby zapisać mnie na dodatkowe lekcje. Na kierunek studiów, na który planuję iść nie trzeba zdawać egzaminów z tego języka, więc uniknęłam wielkiego problemu. W zasadzie to znam jedno słowo po irlandzku. Usłyszałam je dzisiaj od chłopaka, który przywozi jajka do sklepu pani Sullivan. Chodzi o " Úrma", podobno oznacza "nowy, nowa". Wygląda na to, że dostałam przezwisko.
            Jeśli chodzi o ludzi stąd, poznałam już kilka osób, między inny ów chłopaka, o którym wspomniałam wyżej. Nie jestem raczej towarzyską osobą i nie od razu otwieram się na nowo poznanych ludzi. Wolę być ostrożna po niedawnych incydentach. Można by powiedzieć, że jesteś wyjątkiem od reguły, bo dużo Ci opowiadam. Czasami żałuję pewnych rzeczy, które Ci mówię. Muszę być bardziej powściągliwa. W końcu Ty nie zdradzasz prawie niczego, a o mnie wiesz już naprawdę sporo. Mam nadzieję, że masz rację co do tych ludzi i rzeczywiście okażą się być w porządku. Póki co większość jest uprzejma i przyjaźnie nastawiona. Podkreślam, WIĘKSZOŚĆ. Nie każdy.
            Zmiana miejsca ukrywania listów (o ile można tak nazwać te twory) to dobry pomysł, tylko niewątpliwie trzeba będzie wymyślić prędko coś innego niż rybny, bo doprawdy nie chciałabym sprawiać panu Tottenmore'owi problemu. Nie znam okolicy za dobrze, nie mam zatem żadnego pomysłu. Jeśli przypadkiem na coś wpadnę, od razu dam znać. Musisz być teraz dyskretny i ostrożny z podrzucaniem swoich odpowiedzi do naszej skrzynki. Mam swoich szpiegów.

            1. Umiesz jeździć konno?
            2. Masz rodzeństwo?
            3. Pracujesz gdzieś w wakacje?

            Darcy"



            Odłożyłam długopis na bok i pomachałam ręką, aby rozluźnić nadgarstek. Zanim przepisałam całą treść wiadomości po raz drugi, na czysto, aby było czytelnie, sporo się nakreśliłam, przez co nieco bolała mnie prawa ręka.
            Pytania zadane Duinowi mogły zacieśnić mój skąpy i skromny krąg podejrzanych albowiem było ich... aż dwóch. Niall i Ben. To oczywiste. Tylko oni kręcili się w pobliżu i tylko ich znałam, więc nie miałam kogo podejrzewać poza nimi. Momentami byłam bardziej skłonna ku blondynowi, a to za sprawą spotkania go przed jaskinią, chociaż nadal nie wykluczałam Bena, a jego pozycja nie słabła. W żadnym wypadku. Oboje mieli po kilka plusów pasujących do profilu Duine'a, a moim zadaniem było znaleźć ich więcej i najlepiej bardziej szczegółowych, żeby wreszcie trafić na jakiś porządny trop. W najgorszym wypadku albo stanę w miejscu, albo pojawi się kolejna osoba, co sprawi, że będzie jeszcze trudniej.
            Już sama gubiłam się w swoim nastawieniu do tej całej sprawy. Tak, jak powiedziałam samemu Duinowi – z jednej strony dociekanie prawdy zapewniało mi rozrywkę i momentami absorbowało mnie i pochłaniało w całości, z drugiej zaś okropnie frustrowało i irytowało, gdy czułam się bezsilna wobec tego. Nie potrafiłam jednoznacznie i kategorycznie zdecydować jakie stanowisko obejmowałam ostatecznie. Czy akceptowałam to, że nieznajomy ze mną pogrywał i zawsze był kilka kroków przede mną, czyli kontynuowałam "zabawę" i miałam co robić, czy nie zgadzałam się z tą nieuczciwością i chciałam poznać jego tożsamość, tym samym kończąc jedyną rozrywkę, jaką miałam podczas pobytu w Ardamine? To zależało od tego jaki miałam wówczas humor, od pogody, tego, co działo się danego dnia. Wiele czynników miało wpływ na moje zdanie odnośnie korespondencji z tajemniczym, może i przystojnym, a na pewno inteligentnym i zabawnym Duinem.
            Gdy odłożyłam gotową kopertę na szafkę przy łóżku, dochodziła jedenasta wieczór, a następnego dnia miałam iść do pracy wcześnie rano, więc po szybkim prysznicu, położyłam się spać. Byłam zmęczona po całym dniu pracy i po tych kilku niespodziewanych atrakcjach, mimo to nie mogłam zasnąć. W mojej głowie wciąż wirował Duine, a kiedy jego osoba dawała mi na chwilę spokój, jego miejsce zajmował Niall i grupka, na którą wpadłam pod zegarem. Nie chciałam się tym wszystkim zamartwiać i się nad tym zastanawiać, bo nie miało to większego sensu i nie prowadziło do niczego nowego, ale nie potrafiłam odsunąć tego od siebie i zająć swych myśli jakimiś błahostkami, co ułatwiłoby mi stopniowe zatapianie się w śnie. I takim oto sposobem męczyłam się prawie że do pierwszej w nocy. Rankiem, nie wiedzieć czemu mój budzik nie zadzwonił. Wyglądało na to, że zabytkowy telefon, który tymczasowo używałam postanowił się zbuntować po całości i jakimś cudem sam anulował alarm. Na szczęście obudziłam się w porę bowiem było jeszcze przed ósmą. Wciąż miałam szansę dotrzeć do sklepu na czas i ogromnie cieszyłam się w duchu, że tego dnia wyjątkowo wujek jechał do miasta i zaproponował mi podwózkę. Miałam niespełna piętnaście minut, aby przygotować się do wyjścia, ale zanim się przebrałam postanowiłam przejść się do kuchni napić się czegoś.
            Wyglądając przez okno i patrząc na rozciągający się za nim krajobraz, głównie skupiając się na nieco spokojniejszym niż dzień wcześniej morzu, znów wypłynęłam myślami poza granice świadomości, przez co nie zauważyłam, kiedy ktoś inny pojawił się w pomieszczeniu.
            - Dzień dobry. – Usłyszałam za swoimi plecami znajomy głos, na dźwięk którego podskoczyłam w miejscu i automatycznie się odwróciłam.
            - Ben! – jęknęłam zaskoczona jego obecnością w domu wujków tak wczesnym rankiem. Z tego, co było mi wiadomo zazwyczaj zaczynał pracę około dziewiątej, tymczasem wielkimi krokami dochodziła ósma.
            - Tak się nazywam - zażartował w odpowiedzi, racząc mnie swoim nieziemskim uśmiechem, przez co na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec. Spuściłam nieznacznie głowę, aby to ukryć, choć sądząc po chichocie, jaki wydał z siebie chłopak w tym samym momencie, mogłam się domyślić, że i tak zdążył wychwycić moją reakcję. Swoją drogą wychwycił także mój strój do spania, a mianowicie za małe spodnie od piżamy w kolorze bladego różu i koszulkę z króliczkiem i iście wesołym napisem „Imma funny bunny!”. Miałam zatem trzy powody do bycia zażenowaną własną osobą; ubiór, czerwona twarz i bajzel na głowie. W takim wypadku musiałam się postarać, aby chociaż zachowaniem się nie zbłaźnić.
            Odchrząknęłam, aby przypadkiem nie zabrzmieć nienaturalnie, po czym dopiero teraz zauważając jego brudne od farby dłonie, spytałam:
            - Malujesz coś?
            - Pomagam Devin’owi z wykończeniem łazienki na dole – odparł, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku, co powoli zaczynało mnie krępować. Za każdym razem, gdy na siebie wpadaliśmy było to nie lada wyzwanie, aby uniknąć rozmowy z nim. Zawsze mnie jakoś zagadywał, zdawałoby się, że stosował na mnie jakieś psychologiczne sztuczki, które działały na mnie w piorunujący sposób zważywszy na mój stan, a ja nie potrafiłam oprzeć się ani im, ani jego urokowi osobistemu i płynęłam z nurtem rzeki, do której mnie wciągnął swoimi czarującymi uśmiechami i niespotykaną wśród młodych ludzi uprzejmością. To wszystko brzmi tak, jakby Ben był jakimś podłym oszustem, postępującym tak, nie inaczej tylko po to, by zyskać to, czego chce, ale nie wydawało mi się, żeby był taką osobą, a to dlatego, że emanowała z niego szczerość. W moich oczach jego zachowania wobec mnie były prawdziwe. Po sytuacji z Maxem i Lauren stałam się nie ufna, a jednak w nim potrafiłam dojrzeć autentyczność i ów szczerość, co oczywiście nie oznaczało, że śmiało mogłam zrezygnować z ostrożności. W żadnym wypadku. Jej nigdy za wiele.
            - Myślałam, że skończyliście już remont – powiedziałam, odwracając się do niego plecami i zaczęłam nalewać sobie soku do jednej ze szklanek, stojących nieopodal zlewu.
            - Zostało nam tylko to – wyjaśnił, tym samym rozwiewając moje wątpliwości.
            - Napijesz się czegoś? – Ponownie odwróciłam się w jego stronę bowiem zregenerowałam siły, aby przyjąć dzielnie kolejną dawkę jego przeszywającego wzroku, niekiedy przyprawiającego mnie o dreszcze. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na jego ostatnią wypowiedź, uznałam zatem, że zakończył nią poprzedni temat i najlepiej byłoby jak najszybciej, zgrabnie przejść do nowego, a zaproponowanie mu czegoś do picia było dość dobre strategicznie.
            - Poproszę - rzekł grzecznie, zajmując miejsce przy stole i pokornie czekając na swój napój. W ciszy zaserwowałam mu ten sam sok, co sobie, następnie, nie widząc innego wyjścia, usiadłam na drugim końcu stołu, wprost naprzeciw niego, czując jak chodzi za mną wzrokiem, śledząc każdy mój ruch. Przez dłuższą chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, popijając owocowy nektar przyrządzony przez ciotkę Ellie dzień wcześniej, a napięcie rosło we mnie z sekundy na sekundę coraz bardziej. Chciałam się odezwać, aby przerwać tę głuszę, ale choćbym nie wiadomo jak mocno się starała nie mogłam wymyślić niczego, co mogłoby się nadawać na wątek godny dyskusji. Cóż, jakby nie patrzeć, mogłoby to być cokolwiek, a ja nie umiałam opracować nawet takiej błahostki.
            - Jakieś plany na dziś wieczór? – zagadnął w końcu, patrząc mi prosto w oczy, a ja, niczym ostatni fajtłapa zachłysnęłam się piciem, co rzez jasna go rozbawiło. Rozejrzałam się wstydliwie na boki i odstawiłam szklankę na stół, obejmując ją obiema rękoma i gapiąc się w jej zawartość, jakby to była najciekawsza rzecz na świecie. Modliłam się w duchu, żeby nie przyszło mu do głowy gdziekolwiek mnie zapraszać, bo problem tkwił w tym, że nie byłabym w stanie mu odmówić. Nie tylko dlatego, że ciężko przychodziło mi mówienie „NIE”, ale także z powodu jego nadmiernej uprzejmości.
            Zanim wyjawiłam mu swoje kreatywne plany na wieczór, zawahałam się. Nie wiedziałam w jakim charakterze zadał mi to pytanie; żeby mnie wyręczyć i przerwać wreszcie ciszę, czy po to by faktycznie wybadać teren i mnie gdzieś wyciągnąć.
            - Zostaję w domu i pewnie poczytam jakąś książkę – wymamrotałam niepewnie, tym razem dla odmiany bawiąc się palcami.
            - Mhm… - mruknął pod nosem zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał, co nie było dla mnie najlepszym zwiastunem. – Brzmi fantastycznie – rzekł z udawanym entuzjazmem, unosząc do góry brwi, po czym zaczerpnął łyka soku. – Może wpadnę i poczytamy z podziałem na role jeden z tych romansów, o których mi wspominałaś? – zasugerował, a ja mimochodem parsknęłam śmiechem na ten udany żart, dopiero po fakcie orientując się, że już dawno nie zdarzyło mi się coś podobnego. Nawet, gdy ludziom udawało się powiedzieć coś zabawnego, co niegdyś mogłoby mnie rozbawić, po utracie stypendium wewnątrz mnie panowała zbyt grobowa atmosfera, bym mogła się na to zaśmiać, jednak tym razem, nie wiedzieć czemu było inaczej. Zrobiłam to odruchowo, bez wcześniejszego zastanowienia się nad tym. Po prostu wydałam z siebie ten radosny dźwięk, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze. Równocześnie zaskoczona i zaniepokojona tak nagłą zmianą, prędko przywołałam się do pionu, przełykając ślinę.
            - To mogłoby być interesujące – przyznałam lekko zakłopotana. W tej samej chwili do kuchni wkroczył wujek Devin w jednym ze swoich charakterystycznych swetrów w nietypowe wzory. Niektórzy moi znajomi takie nosili, z tym że na wujku jakoś lepiej leżały.
            Mężczyzna stanął w progu pomieszczenia, zakładając ręce na biodra i ze skwaszoną miną rozejrzał się po pokoju zupełnie, jakby czegoś szukał, a jednocześnie rozmyślał nad czymś niesamowicie intensywnie i nie mógł sobie przypomnieć o co mu chodziło i po co w ogóle tutaj przyszedł. Wtem jego wzrok spoczął na mnie, jego tęczówki w sekundę rozszerzyły się do granic możliwości, a do mnie w mgnieniu oka dotarło, że od wycieczki do pracy rowerem dzieli mnie doprawdy cienka granica.
            - A ty jeszcze w piżamie?! – zapytał Devin z niedowierzaniem, unosząc brwi tak wysoko, że na czole utworzyło mu się kilka nikczemnych zmarszczek, czekających jedynie na okazje takie, jak ta, by móc ujrzeć światło dzienne i dać wszystkim wkoło do zrozumienia, że szanowny pan Falley wcale, a wcale nie robi się coraz młodszy.
            - Już lecę się ubrać! – zawołałam pospiesznie nieco wystraszona i posyłając Benowi przepraszające spojrzenie, opuściłam kuchnię, zgrabnie wymijając wujka. Wbiegłszy do swojego pokoju, złapałam pierwsze lepsze rzeczy, które wydały mi się jednocześnie wygodne i odpowiednie na niezbyt ciekawą pogodę panującą na zewnątrz, po czym udałam się na błyskawiczną poranną toaletę. Właściwie nie miałam zbyt wiele do zrobienia poza umyciem zębów i twarzy oraz przebraniem się z piżamy w normalne ubrania, więc na swoje szczęście uwinęłam się w zawrotnym tempie. Po zgarnięciu z krzesła swojej torby, gdzie pomieściłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, zbiegłam na parter, gdzie zastałam czekającego na mnie wujka.
            - Zupełnie jak ojciec – wymamrotał, kręcąc głową i przepuszczając mnie pierwszą w drzwiach. Byliśmy spóźnieni dobre siedem minut, a sama podróż samochodem trwała około ośmiu. Cieszyłam się, że Penny miała swój własny komplet kluczy i nie była w żaden sposób ode mnie uzależniona, tylko mogła normalnie otworzyć sklep na czas, inaczej mogłabym mieć jakieś nieprzyjemności w związku ze swoim brakiem odpowiedzialności.
            Jadąc piaszczystą Evergreen, w oddali dojrzałam skręcającą w naszą stronę ciężarówkę. Nie musiałam się zbytnio wysilać, aby wpaść na to, kto siedział za jej kierownicą o tej porze. Za sprawą brudnych szyb chłopak był nieco niewyraźny, przez co nie zdołałam dokładnie zobaczyć jego radosnego wyrazu twarzy, który malował się na niej za każdym razem, gdy go widziałam. A przynajmniej płynnie zmieniał się z łobuzerskim uśmieszkiem. Jego sylwetka robiła się coraz większa, gdy oba pojazdy zaczęły się do siebie zbliżać, a im bliżej siebie były, tym bardziej się ekscytowałam, a zarazem denerwowałam. Nie interesowało mnie już nic, co działo się wokół, czekałam tylko na chwilę, w której Niall mnie zauważy, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wcale nie siedziałam jak na szpilkach, choć wewnątrz mnie rozgrywał się istny sztorm. Po błyskawicznym wydedukowaniu, iż blondyn  nie pojawi się dziś w sklepie, skoro dowiózł towar wcześniej, wiedząc, że nie będę miała okazji z nim porozmawiać, czy poczuć na sobie jego wzroku, chciałam chociaż złapać z nim kontakt wzrokowy na ten ułamek sekundy, kiedy auta będą się mijać. Sama nie wiem dlaczego tak bardzo tego pragnęłam. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. Po prostu miałam taką „małą”, osobistą potrzebę, by wejść z nim w jakąkolwiek interakcję.
            W momencie, gdy przód oliwkowej ciężarówki zrównał się z przodem szarego volkswagena Devina, Niall uniósł lewą rękę na znak powitania, a ja wyrwałam się, kompletnie nie kontrolując swoich poczynań i bezzwłocznie mu odmachałam, jednocześnie rejestrując, że wujek zrobił to samo. Dopiero po fakcie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę ów gest skierowany był właśnie do niego, za to moje zachowanie było co najmniej podejrzane. Odkąd przebywałam w Ardamine nie pałałam jakąś wielką ochotą do rozmów czy w ogóle jakichkolwiek kontaktów z innymi, a taka reakcja na zwykłe powitanie zdecydowanie musiała wychodzić przed szereg.
            Zmieszana, oparłam się o siedzenie pasażera tak, by przylegać całymi plecami do oparcia i popatrzywszy nerwowo na boki, koniec końców skupiłam się na dziurawym asfalcie rozciągającym się przede mną, mając nadzieję, że mój głupkowaty eksces pozostał niezauważony. Niestety, zaraz po przyjęciu nowej pozy, przyjęłam także nie do końca zrozumiały dla mnie uśmiech, jakim obdarzył mnie stryj.
            - Widzę, że poznałaś już chłopaka od Horanów – zagadnął uszczypliwie, jakby chciał pokazać mi, że doskonale wie co się kroi, a zarazem by wybadać teren.
            - Tak – potwierdziłam lekko speszona, nie spoglądając na swojego rozmówcę w obawie o wyprowadzanie z równowagi. – Przywozi nam jajka do sklepu - dodałam dla wyjaśnienia w jakich okolicznościach miałam przyjemność poznać ów chłopaka, przy okazji łudząc się, że na tym skończy się temat.
            - Wiem – odparł Devin i zdawałoby się, że faktycznie na tym koniec, kiedy z jego ust wypłynęły słowa, które wprawiły mnie w niemałe zdumienie. - Wydaje mi się, że bawiliście się razem jak byliście mali.
            Otworzyłam szerzej oczy, aby zaraz je zmrużyć i zastanowić się nad sensem tego zdania, zanurkować w najdalszych odmętach swego umysłu, by odnaleźć choć skrawek związanych z tym wspomnień. Bez skutku. Nie byłam w stanie przypomnieć sobie niczego, nie mogłam przywołać żadnego obrazu zabaw z jakimś jasnowłosym chłopcem. Nic, a nic.
            Sam fakt, że mogłam mieć już wcześniej styczność z Niallem, przyjęłam z dziwnym niepokojem. Prawdopodobnie tylko i wyłącznie dlatego, że nie pamiętałam nic podobnego, stąd nie miałam pewności czy się dogadywaliśmy, czy on w ogóle mnie pamiętał i jeśli tak, to jak mnie zapamiętał. Jako miłą bratanicę pana Falleya, czy zarozumiałą dziewczynkę ze stolicy? Co prawda nie miało to większego znaczenia obecnie, gdy byliśmy blisko dwudziestki, mimo to byłam nader ciekawa. To chyba naturalne.
            - Nie przypominam sobie – mruknęłam zawiedziona.
            - Byłaś za mała, żeby pamiętać. Miałaś jakieś trzy latka.
            Odetchnęłam z ulgą. Niepotrzebnie się zaniepokoiłam. Niall nie wydawał się być o wiele starszy ode mnie, wyglądał na góra dwadzieścia jeden lat, zatem pewnie i on nie byłby w stanie przypomnieć sobie, że biegał kiedyś ze mną po podwórku. Nie miałam, więc powodów do zastanawiania się nad tym, choć sam fakt, że prawdopodobnie siedzieliśmy razem w piaskownicy był całkiem interesujący.
            Gdy dojechaliśmy pod Sullivans duża wskazówka zegara znajdującego się na głównym placu przekroczyła cyfrę cztery, na widok czego wystrzeliłam z auta jak z procy, zupełnie zapominając, że mój rower czekał grzecznie w bagażniku na wyładowanie. Zdążyłam wbiec na pierwszy schodek sklepu, aby w ułamku sekundy obrócić się na wołanie wujka. Kochany Devin, wyciągnął jednoślad, za co byłam mu niezmiernie wdzięczna. Podczas przypinania roweru do stojaków przy spożywczym, podziękowałam wujkowi zarówno za pomoc, jak i podwiezienie do pracy, po czym pożegnałam się i lekko zestresowana wkroczyłam do budynku, modląc się w duchu, by Penny nie była dla mnie zbyt ostra. W końcu spóźniłam się dobre dwadzieścia minut. Ku mojemu zdziwieniu kobieta potraktowała mnie aż nadto łagodnie.
            - Budzik nie zadzwonił? – zagadnęła z przyjaznym uśmiechem, który swoją drogą widniał na jej twarzy niemalże przez cały dzień. Jej pozytywna postawa była ciężka do odepchnięcia, ten buchający z niej optymizm i pogoda ducha oddziaływały na mnie, poprawiając moje samopoczucie, nawet jeśli tego nie chciałam, czy nie starałam się o to. To życie na wsi tak na nią wpływało? To świeże powietrze, piękne krajobrazy i wszechobecny spokój? Gdyby Penny udawała, dostrzegłabym to, tymczasem mogłam śmiało orzec, że jej zachowanie było w stu procentach prawdziwe. Miała tę iskrę w oku, gdy mówiła o swoim synku, miała ją zawsze, gdy się do mnie uśmiechała, zawsze, gdy rozmawiała z klientami. To był właśnie ten element, deklarujący jej wiarygodność.
            - Wiem, że to najbardziej absurdalna wymówka, jaką mogłabym ci zaserwować, ale to prawda – odparłam nieco speszona, wchodząc za ladę, by pójść na zaplecze zostawić torbę i odziać niezwykle gustowny, biało-błękitny fartuszek, w którym paradowałam po sklepie podczas pracy.
            - Wierzę ci, ale postaraj się, żeby w poniedziałek zadziałał – odpowiedziała lekko rozbawiona. Była zbyt miła, żeby inaczej dobrać słowa reprymendy. To zaskakujące, że w ciągu tych niecałych dwóch tygodni pobytu w Ardamine, ani razu nie doświadczyłam jakiegokolwiek aktu nieuprzejmości ze strony tutejszych mieszkańców. Moje pytanie brzmiało zatem czy byli szczerze serdeczni i otwarci, czy tylko udawali, bo byłam obcą osobą i chcieli zrobić dobre wrażenie? Z tego, co zauważyłam wszyscy pozostali byli tak samo autentyczni, co Penny, choć zawsze mogli być świetnymi aktorami albo faktycznie była to sprawka otoczenia.
            Nie odpowiedziałam nic na to niebywale grzeczne upomnienie, tylko zajęłam się rutynowymi czynnościami, które zwykłam wykonywać po przyjściu do sklepu. Odwieszenie bluzy i torby na wieszak, związanie włosów w kucyk i tym podobne, drobne rzeczy. Kiedy wiązałam fartuch, Penny przerwała ciszę niespodziewanymi słowami, dzięki którym zyskała tytuł „Drugiej osoby, która zaskoczyła mnie tego dnia” – a warto wspomnieć, że był to dopiero ranek.
            - Masz pozdrowienia od Nialla.
            Zawiązałam kokardkę i zastygłam niczym kamienny posąg.
            Przetrawiłam tę informację, a raczej przemieliłam ją w ślimaczym tempie, zupełnie jakby po usłyszeniu tego mój mózg przestał funkcjonować i pracować poprawnie, zwolnił obroty wskutek zdumienia i mimo to, że w jednej nanosekundzie zrozumiałam sens tej wypowiedzi, zastanawiałam się nad jej źródłem, jakkolwiek nielogicznie, czy irracjonalnie to brzmiało.
            Dlaczego? Nie dlaczego mój umysł tak zareagował. Dlaczego Niall mnie pozdrowił? To pytanie było doszczętnie durne. Od początku po sam koniec. Większość ludzi przyjęłoby to jako miły gest, uzasadniając łatwo: „Od tak. Po co drążyć?”, ale nie ja. Nie, nie. Kopanie głęboko w intencjach nadawcy było nie tylko moją specjalnością, ale też czymś, co lubiłam robić, co więcej robiłam to bezwarunkowo. Pytania – jak widać nie zawsze rzeczowe czy sensowne – napływały do mojej głowy błyskawicznie i nie sposób było się od nich opędzić. Poza tym niekiedy podobały mi się konkluzje, do których dochodziłam. Tym razem nie wpadłam na nic fascynującego, ale już do końca dnia moje myśli co jakiś czas zajmował uroczy blondyn targający jajka do naszego sklepu co dzień rano.
            Jeszcze zanim wyszłam z zaplecza, kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, tworząc na mojej twarzy lekki uśmiech. Kto by pomyślał, że taka błahostka poprawi mój nastrój.

~*~

            Uderzając rytmicznie, aczkolwiek nieco gorączkowo butem o nogę krzesła, na którym siedziałam, obserwowałam wyświetlacz swojego telefonu, wyczekując niecierpliwie aż dziewiątka zamieni się w piękne, okrągłe zero, a ja będę mogła oficjalne rozpocząć przerwę i załatwić najważniejszą rzecz, jaką miałam do zrobienia tego dnia, czyli zanieść swoją odpowiedź na list Duine’a do sklepu pana Tottenmore’a. Nie mogłam doczekać się tego punktu dnia, a kiedy przyszło co do czego, zaczęłam się stresować.
            Nieco spięta opuściłam mury Sullivans, aby w niecałą minutę dotrzeć pod jedyny rybny sklep w Riverchapel. Zanim weszłam do środka, zajrzałam przez szybę wystawy i zbadałam sytuację. Wewnątrz znajdował się tylko właściciel i jedna klientka, co było mi jak najbardziej na rękę. Im mniej świadków, tym mniej będę się denerwować, pomyślałam.
            Drzwi otworzyły się, a po pomieszczeniu rozległ się podobny dźwięk dzwonka, co w naszym spożywczym, przez co przebiegło mi przez myśl czy to możliwe, że w każdym sklepie na rynku głównym mają taki gadżet.
Mruknęłam ciche „Dzień dobry” i przemierzając kilka metrów bezszelestnie, niczym duch, kulturalnie ustawiłam się w kolejce zaraz za pulchniutką panią w podeszłym wieku, która najwyraźniej planowała robić potężne zapasy na jesień, bo ilość przygotowanego dla niej towaru, leżąca na ladzie na to wskazywała.
List trzymałam w prawej ręce, ale gdy poczułam jak z nerwów zaczęła mi się pocić, przełożyłam go do lewej, a tamtą wytarłam w spodnie, po czym widząc, że sprzedawca powoli kończył obsługiwać kobietę stojącą przede mną, podrapałam się niespokojnie po głowie, rozglądając się na boki. Zupełnie niepotrzebnie się denerwowałam, skoro Duine zapewnił mnie, że pan Tottenmore o wszystkim wiedział. Nie wiedzieć czemu, odnosiłam wrażenie, że Duine był nieomylny. W swoich listach zbudował wokół swojej osoby otoczkę nie tylko samej tajemniczości, ale i okrył się płaszczem nieprzeciętnej inteligencji, dlatego też wierzyłam w większość rzeczy, o których pisał.
Kiedy starsza pani wygramoliła się jakoś z tymi wszystkimi siatkami poza granice sklepu, cała uwaga pana Tottenmore’a spoczęła na mnie. W chwili, gdy wlepił we mnie swój wzrok, przełknęłam ślinę, by nie zabrzmieć nienaturalnie. Nie specjalnie pamiętałam wygląd tego człowieka. Idąc ulicą oczywiście byłabym w stanie go rozpoznać wśród tłumu innych mieszkańców ziemi, może i nie przypomniałabym sobie od razu jego nazwiska, ale byłabym pewna, że skądś go znam, może nawet wpadłabym na to skąd dokładnie. Dopiero teraz dotarło do mnie jak długo mnie tu nie było. Ostatnim razem, gdy widziałam Rufusa Tottenmore’a na jego twarzy widniało niewiele zmarszczek, teraz dla odmiany nie mogłam się ich doliczyć. W ciągu tych niecałych dwóch lat pomarszczył się jak maluszek siedzący za długo w wannie, zaś jego szare niczym zimowe, morskie fale oczy nie przekazywały już ani krzty życzliwości, jak niegdyś. Spojrzenie nie było jednak puste, ale nie wyrażało też niczego konkretnego, choć momentami przypominało coś podobnego do niezadowolenia.
            - Co dla ciebie, złotko? – zwrócił się do mnie zmarnowanym życiem głosem, siląc się, aby ostatnie słowo zabrzmiało jak najbardziej serdecznie, jak tylko się dało. Problem w tym, że bez szczerych intencji nawet najlepszy aktor nie potrafiłby ukryć dozy fałszu, skrywającej się gdzieś w głębi wypowiedzi. Swoją drogą mężczyzna prawdopodobnie mnie nie rozpoznał. Nie specjalnie mnie to zdziwiło, w końcu staruszek podchodził powoli pod osiemdziesiątkę, chociaż wciąż pracował na pełen etat i z tego, co podsłuchałam kiedyś w rozmowie wujostwa, upierał się strasznie, aby mimo swego wieku dalej być głównym właścicielem i prowadzącym sklepu.
            - Mam taką sprawę… - zaczęłam niepewnie, nie bardzo wiedząc jak przejść do sedna. Czasami zdarzało mi się okrążać meritum ogromnym łukiem, zamiast walnąć prosto z mostu i mieć to z głowy. Mężczyzna ściągnął brwi i patrzył w moja stronę ciekawsko. Wyglądał troszeczkę jakby był nie tyle zirytowany moim zachowaniem, co zbity z tropu. – Miałam zostawić u pana list dla pewnej osoby, podobno pana uprzedził… - Zebrałam się w sobie i wydusiłam powód, a zarazem cel swego przybycia do ów sklepu w jednym zdaniu, choć nie było mi dane go dokończyć, gdyż w głowie mojego rozmówcy coś zaskoczyło i przerwał mi jakby oświecony.
            - A no tak, tak! Zgadza się. – Machnął ręką i wyprostował się. – Dziwne te rozrywki sobie wymyślacie – burknął i odwrócił się do mnie plecami, po czym jak gdyby nigdy nic zaczął sobie przekładać towar w lodówce stojącej przy ścianie za ladą, tym samym „subtelnie” dając mi do zrozumienia jak bardzo obchodzi go moja obecność. Otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia, nie do końca wiedząc co dalej robić. Przez chwilę wahałam się i to poważnie, czy po prostu zwrócić mu uwagę i dać ten list, czy czekać grzecznie i pokornie, aż łaskawie do mnie wróci. Na szczęście sprawa sama się rozwiązała, a sam sprawca wybawił mnie z opresji.
            - Co to, mejle już nie są na czasie? – zagadnął z lekką… pogardą? Notabene nadal stojąc tak, że mogłam co najwyżej podziwiać jego tyłek i plecy. Cóż, nie byłam pewna co to tak właściwie miało znaczyć, ale mimo jego zgorzkniałej postawy, nie zamierzałam być mu dłużna. Nie potrafiłam być niemiła dla starszych ludzi, zawsze odnosiłam się do nich z szacunkiem, nawet jeśli na niego nie zasługiwali. Swoją drogą ciekawe zjawisko, że taki wiekowy ktoś w dodatku z małej mieściny wiedział czym są mejle.
            Zająknęłam się zanim odpowiedziałam, ponieważ nie potrafiłam wymyślić żadnej błyskotliwej riposty, a pan Tottenmore zdawał się być poważnym przeciwnikiem.
            - Teraz na czasie są raczej esemesy – odparłam wreszcie nieco zmieszana, mając olbrzymią nadzieję, że lada moment mężczyzna raczy zwrócić się w moją stronę i przyjmie list bez większych ceregieli. Po pierwsze moja przerwa nie trwała wiecznie, po drugie nie potrzebowałam aż tak długich interakcji z innymi ludźmi, tym bardziej takimi, którzy nie mieli zbytnio ochoty na konwersacje ze mną, co było totalnie pozbawione sensu i gdyby nie to, że za wszelką cenę musiałam załatwić tę kwestię, już dawno bym się stamtąd zmyła, a po trzecie, co jak co, ale wciąż byłam zdolna do odczuwania czegoś takiego, jak cierpliwość, a ta powoli się kończyła.

            - Może i tak, bo ja wiem… - mruknął pod swoim dużym, lekko garbatym nosem, dalej bawiąc się w architekta kiełbas. Co jakiś czas, tak jakby niebezpiecznie odwracał się profilem do mnie, wtem ja jak oparzona unosiłam rękę do góry, żeby zwrócić jego uwagę kopertą, którą trzymałam w ręce, jednak on nie rejestrował moich starań, będąc zbyt zaabsorbowanym przekładaniem kabanosów z jednego miejsca na drugie, co z mojego punktu widzenia niekoniecznie miało jakiekolwiek znacznie. Ostatecznie chyba zrozumiał, że to, co wówczas robił było niepotrzebne. Zobaczywszy jego minę, kiedy nareszcie stanął ze mną twarzą w twarz, pomyślałam, że naumyślnie i złośliwie mnie ignorował. Z jednej strony jego zachowanie zdradzało, że faktycznie nie ma większej ochoty na rozmawianie ze mną, z drugiej natomiast nie rozumiałam zatem dlaczego to wszystko przedłużał. Równie dobrze mógł wziąć list i zbyć mnie jednym zdaniem.
Podałam mu kopertę przez ladę, a on przyjął ją bez słowa i powędrował gdzieś w stronę wystawy, a ja bacznie go obserwowałam.
- Dziękuję bardzo. Robi nam pan ogromną przysługę – powiedziałam pospiesznie, choć nie bardzo miałam ochotę, aby silić się na jakieś uprzejmości zważywszy na fakt, jak mnie potraktował, koniec końców robił nam wielką przysługę i należały mu się za to podziękowania.
- Nie ma za co, nie ma za co – wymamrotał w ten swój charakterystyczny sposób, jednocześnie chowając list do szuflady, a ja odebrałam to jako definitywne zakończenie naszej pseudo rozmowy i żegnając się nieśmiało, zwróciłam się ku wyjściu. Nie planowałam pytać o nic związanego z Duinem, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że chłopak uprzedził naszego łącznika, aby nie zdradzał mi żadnych informacji na jego temat, dlatego też po wręczeniu mu odpowiedzi na ostatnią wiadomość nieznajomego postanowiłam opuścić sklep. Jakiekolwiek próby wyłudzenia choćby najmniejszych wskazówek były pozbawione sensu, to też nie skusiłam się na nie. Poza tym nie bardzo wiedziałam o co mogłabym zapytać, aby nie żądać zbyt wiele. Zresztą samo wymyślenie odpowiednich pytań, które zawarłam na końcu listu było nie lada wyzwaniem. Wszystko musiało być perfekcyjnie wyważone. Liczyłam na to, że chłopak odpowie na chociaż jedno z nich.
Zaraz po puszczeniu na wiatr zwykłego „do widzenia”, nie spojrzałam już na pana Tottenmore’a ani razu, tylko pewna, że nic nie wskóram, rozpoczęłam bezzwłoczny proces opuszczania sklepu. Rozpoczęłam, lecz nie skończyłam bowiem po raz enty tego dnia los postanowił sprawić, że stanęłam w miejscu, a do mojej głowy napłynęło tyle nowych myśli, że sztorm był zbyt lekkim słowem by opisać to, co wówczas się w niej działo.
            - Myślałem, że chcesz mnie o coś zapytać, młoda damo.










________________________________________
                Jest tu ktoś jeszcze...?




OFF THE COAST POJAWIŁO SIĘ W KOŃCU NA WATTPADZIE, ZAPRASZAM! :D


ask
twitter
drugi blog

21 komentarzy:

  1. A na przykład ja :P
    Rozdział super i szczerze to się nie spodziewałam, że jeśli co pół godziny będę wchodziła na Bloggera, to powita mnie na wstępie nowy rozdział na jakimś blogu :) teraz mam rozdział od Ciebie i jestem totally happy :D
    Nie mogę się doczekać, kiedy Darcy pozna tożsamość Duine'a (chyba wszyscy wiedzą lub domyślają się, kim on jest ;), a chyba najprostszym sposobem będzie wypytać "uprzejmego" starszego pana ze sklepu. Choć z drugiej strony... staruszek może dobrze strzec sekretu. No cóż, zobaczymy...
    Czekam z niecierpliwością na next :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz prawie zapomniałam o istnieniu tego bloga... Dobrze ze jest cos takiego jak blogger...
    Bardzo lubię to opowiadania i będzie mi naprawdę przykro gdy przerwiesz tak w połowie, jestem ciekawa co dalej... Wiec czekam na next i błagam nie kaz nam czekać tak długo... ;)
    Pozdro :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście, że jeszcze tu jesteśmy i nie możemy się doczekać kontynuacji więc nie opuszczaj i nie każ nam tak długo czekać kochanie :* A rozdział cudny, tajemniczy, ale zarazem pokazujący odrobinę odpowiedzi, no po prostu ideolo ! Czekam i do następnego ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, hej! :)
    Oczywiście, że jeszcze tu jesteśmy. Jak mogłaś pomyśleć inaczej? No więc tak.. Na początku chciałabym powiedzieć, że cieszę się, że w końcu pojawił się nowy rozdział, ponieważ brakowało mi tego opowiadania, bowiem jest ono jedno z moich ulubionych. Jesteś niesamowicie utalentowana, ale chyba o tym już wiesz:) Kurde, tak bardzo chciałabym już wiedzieć z kim Darcy pisze. Kim jest Duine? Czy musisz nas trzymać w takiej niepewności? :D Hahah. Tak sobie teraz myślę, że ani Niall ani Ben nie jest tym chłopakiem. To by było zbyt oczywiste, a ty na sto procent szykujesz dla nas jakąś niespodziankę. Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam, Weronika:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział co prawda długo nie dodawała ale najważniejsze ze jurz jest i jest naprawdę odlotowe ;) życzę weny i czekam na next !

    OdpowiedzUsuń
  6. cieszę się że do nas wróciłaś ;) bo w końcu mogę poczytać coś wartego uwagi ,rozdział świetny i mam nadzieje że nie każesz nam znowu tak długo czekać ;) błagam miej litość dla nas hahaha pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  7. Jejku, ale mi Cię brakowało! Bardzo się ciesze, że w końcu do nas wróciłaś. I możesz być pewna, że wierni czytelnicy Cię nie opuścili. Komentarz nie będzie za długi, bo jakoś tak sporo blogów do nadrobienia mi się zebrało. Także z góry przepraszam, obiecuję, że się poprawię.
    Darcy ma rację, pisząc, że to trochę nie sprawiedliwy, że Duine zna jej tożsamość, a ona pozostaje w niewiedzy. Chociaż fakt, to sprawia, że wszystko jest bardziej intrygujące i tajemnicze. Chociaż mnie, na jej miejscu zżerałaby ciekawość, taka już jestem.
    Ajjj, doskonale znam ten ból.. Ile razy mój telefon nie zadzwonił mi, kiedy trzeba wstawać do szkoły. Zasypianie na pierwsze lekcje to mój największy problem. Darcy, wspieram cię mentalnie. Całe szczeście, że kochany wuj ją podwiózł, gdyby nie to, dopiero zaliczyłaby wielkie spóźnienie. Uhuhu, ale Ben ją zaskoczył! Nie dziwię się, że Darcy czuła się zakłopotana. Chociaż na jej miejscu ja od razu bym się stamtąd ulotniła, zamiast wdawać się w dyskusję, która w sumie przerodziła się w jawny flirt. Najwyraźniej nie jest ona Benowi obojętna. W sumie chłopak wydaje się w porządku, ale jakoś tak nie mogę się do niego przekonać. Moje serce podbił Niall. Haha, scena w samochodzie, kiedy Darcy do niego machała była epicka. Takie chwile są strasznie niezręczne i nie fajne. Coś tak czuję, że Darcy się zadurzyła w blondynie. La, la, la, przejrzałam ją!
    Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że owy Pan Tottermore będzie... Inny. Wyobrażałam sobie miłego, starszego pana, a nie nieuprzejmego gbura. Zaskoczyły mnie jego ostatnie słowa. Czyżby oczekiwał od Darcy, że dziewczyna zechce poznać tożsamość Duine`a? :o Nir mogę się doczekać, aby się dowiedzieć, o co mu chodziło.
    Życzę masę weny i pozdrawiam! x
    (koniec końców, mój komentarz wcale nie jest taki krótki, haha)

    Your perfect imperfections


    OdpowiedzUsuń
  8. Też jestem i wierz mi, że Twoje opowiadanie nadawałoby się na książkę

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, dodałaś nowy rozdział! IT'S A SHOKER!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi



    1. Droga, Meadow!
      Myślę, że zabieg jaki zastosowałaś w tym rozdziale, z osadzeniem listu Darcy do Duina na początku, od razu z biegu, bez zbędnych wstępów, pięknie podkreśla kompozycję publikacji. Powoli wprowadza z powrotem w nastrój opowiadania i przypomina o co naprawdę chodzi w OTC. O tajemnice. Niby oczywistą. Niby przewidywalną, ale nadal trzymasz nas w szachu, bo tak samo jak Darcy nie mamy pojęcia kim jest tajemniczy autor listów i właściciel skrzynki z jaskini.
      Podkreślałam już jak cieszę się z postępów głównej bohaterki w leczeniu depresji, ale jej samoświadomość to kolejny krok do wyleczenia i zdecydowanie kibicuje jej w pozbyciu się smutku z jej życia.

      „Odłożyłam długopis na bok i pomachałam ręką, aby rozluźnić nadgarstek. ” Cytuję to zdanie, bo jest ważne. I chyba obie wiemy dlaczego. W przeciętnym opowiadaniu autorka napisałaby, że postać odłożyła narzędzie piśmiennicze i zamyśliła się / zagryzła wargę / zrobiła inną głupio-romantyczną rzecz. Przeciętna autorka, przeciętego opowiadania właśnie taką ścieżką myślową by podążyła. Ale nie ty. Bo nie należysz do grupy przeciętnych. Pamiętasz o tym, że żeby czytelnik kupił historię jej bohaterowie muszą być namacalni, tacy jak on, by mógł się w nich wczuć. Może robisz to nieświadomie – nie wiem. W każdym razie, to kurwa jest oczywiste, że po napisaniu tak długiej wiadomości nie boli jej mózg, tylko łapa. Zwłaszcza, że ma wakacje i takie ćwiczenia jak pisanie więcej niż dwóch słów nie zdarzają się jej na co dzień. To ważne. Po prostu. Drobny, mały a efektowny zabieg, który nie kosztował Cię wiele wysiłku, jedno zdanie, a zmienia tak wiele rzeczy.
      NIE DZWONIĄCE BUDZIKI! Tak, to przyczyna największych tragedii na całej planecie. No jak cham mógł nie zadzwonić? NO JAK? Mniejsza o robotę Darcy… Nie! Zaraz! Nie mniejsza! Przecież z racji tego, że się spóźniła nie zobaczyła uroczego dostawcy jajek i nie miała szansy zarumienić się po same uszy albo zakrztusić własnym słowami próbując sklecić proste zdanie! Och, jaka szkoda….
      Ale to co jej nie ominęło to przesłuchanie wujka i uroczy poranek w towarzystwie przystojniaka. Boże, czy ta dziewczyna ma oczy w dupie? To oczywiste, że Ben ją podrywa. Ma facet robotę, którą musi się zająć a spędza cenne minuty rozmawiając z nią o dupie maryni.
      [i tutaj skończył się wyrafinowany język tegoż komentarza i jakiekolwiek próby udowadniania, że posiadam chociaż szczątkową inteligencję]
      Dobrze, że drogi wujaszek wkroczył do kuchni, bo nie daj bóg zaczęliby rozmawiać o pogodzie, a wszyscy wiemy, że to już prosta droga do tego by skończyli w miłosnych uściskach. Dzięki bogom za obowiązkową i myślącą rodzinę ze wsi. No dzięki!
      Jeszcze jedna ważna rzecz nie ominęła naszego zdesperowanego, miastowego słoneczka. Zostawienie listu. Pan sklepikarz gbur przypadł mi do gustu. No lubię takich cichych, sarkastycznych gości co udają, ze nie wiedzą co się święci, kiedy tak naprawdę potrafią nie tyko zwęszyć, ale i zinterpretować nadchodzące pismo z kilometra. Pan Starszy Gburek dobrze podszedł naszą małą sklepikarkę. Już, już czuła się bezpiecznie. Już, już była jedną nogą za progiem, powracając do prób przeżycia kolejnego dnia, kiedy to niczym pies gończy złapał ją w ostatniej chwili i zadał to pytanie, którego ona nie będzie miała odwagi zadać.
      Nie postawię na to dużo pieniędzy, ale założę się, że Darcy nie chce jeszcze wiedzieć kim jest Duin. A skąd to wiem? No sorry… nie ma nic bardziej podniecającego niż tajemnica. I ona też nie chce sobie odbierać tej podniety, bo wbrew temu co będzie sobie wmawiać o wpływie życia na wsi, efekcie nowych znajomości czy zbawiennych właściwościach świeżego powietrza. To co sprawia, że czuje się lepiej we własnej skórze to fakt, że interesuje się nią ktoś nie dla korzyści jakie może mieć z tej znajomości, ale dla poznania tego kim ona jest naprawdę. A każda historia dla kobiet/dziewczyn/nastolatek potwierdza to, że właśnie tego pragną kobiety.
      Zaraz po seksie, diamentach i pieniądzach.

      Całuski!
      M.K

      Usuń
  10. Jeeezu kocham najlepsze boze to fic po polsku i ta tematyka i pisz dalej i nie kaz czekac znowu 3 miesiace :( kocham swietne boze

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem i się cieszę że wkońcu jest nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Najlepsze fanfiction na świecie ! Kocham je , kocham ciebie ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. No ba, przecież ja jestem!!!!! I nigdzie się stąd nie ruszam, nawet jak mnie wykopiesz (a wszyscy dobrze wiemy, że tego nie zrobisz XD) Dobra, przejdźmy może teraz do bardziej konstruktywnego komentarza - a przynajmniej chciałabym, żeby taki był, bo z reguły lubię pieprzyć bez sensu. Let the game begin.
    Ten list Darcy do Duine'a jakoś mnie tak... rozczulił? Nie pytaj dlaczego, bo ja sama nie mam pojęcia. Ostatnio zrobiłam się podwójnie wrażliwa i jak tylko pomyślę, że Darcy jest praktycznie sama jak palec w Ardamine, tuż po tym jak nie dostała stypendium, a jej najlepsi przyjaciele zrobili ją w balona, mam ochotę jakoś wleźć w monitor i przytulić tę dziewczynę. Chociaż nadal nie mamy zielonego pojęcia, kim jest ten cały Duine, to jestem pełna wdzięczności do niego za dostarczanie rozrywki naszej bohaterce. Biedna przynajmniej trochę się rozerwie, pobawi w dochodzenie, może nawet w końcu pozna nadawcę zwrotnych wiadomości. Zawsze to coś ekscytującego, zwłaszcza że w jakiś pokrętny sposób Darcy, mimo iż nie ma zielonego pojęcia, kto jest po drugiej stronie (zabrzmiało jak reklama cyberprzemocy lol) to zaczyna ufać Duine'owi, zwierzać mu się. Kimkolwiek ten koleś jest, mam nadzieję, że do samego końca będzie w porządku, bo jeśli tknie Darcy palcem, nawet wyimaginowanym, to chyba go uduszę. I to wcale nie na niby. Co do pomysłu z tymi trzema pytaniami w liście - całkiem fajny. Kilka nawet krótkich odpowiedzi pozwoli jakoś zarysować sylwetkę tajemniczego pana od listów.
    Może jestem dziwna, ale... Zdystansowałam się jakoś do Bena. Już kiedyś Ci pisałam, że mam koszmarną słabość do aktora, którego umieściłaś w zakładce z bohaterami i jestem najzupełnie pewna, że gdyby taki przystojniak na mnie spojrzał, a co dopiero się odezwał, to zmiękłyby mi kolana, mimo to... Nosz cholera, nie wiem. Darcy nie dostrzega w Benie niczego podejrzanego, z kolei dla mnie ten chłopak jest nieco dziwny. Nie chcę tu źle mówić o głównej bohaterce, ale po historii z jej... ekhem, przyjaciółmi, może mieć trochę zaburzony pogląd na czyjąś uczciwość. Oczywiście mogę się mylić i w rzeczywistości Ben okaże się przemiłym, serdecznym, ciepłym facetem, jednak jak na razie wolę mieć się na baczności. No bo w sumie czemu on tak często ją zagaduje? Niby odpowiedź jest prosta: podoba mu się, a wobec jej nieśmiałości nie wie, jak wszystko odpowiednio rozegrać. Ale czy na pewno? Niby zdaje sobie sprawę, że Darcy peszy każdy bliższy kontakt z drugim człowiekiem, a jakoś nie okazuje tego przez te swoje przeszywające spojrzenia. Oczami też można dotknąć, nawet bardziej niż fizycznie, coś o tym wiem. Niech Ben zacznie się zachowywać bardziej naturalnie, może powinien zaprosić Darcy na spacer, na piwo, na kawę, whatever, może dzięki temu dziewczyna rozluźni się w jego towarzystwie, a i ja zrozumiem, że nie ma czego się obawiać z jego strony.
    Ha, wujek Devin to całkiem spostrzegawczy gość! Zresztą trzeba być głupim, żeby nie zauważyć, jak bardzo Darcy spięła się na samą myśl tylko o tym, że będzie mijać samochód Nialla. I jak żywo zareagowała na jego uniesioną rękę! No nie ma co się dziewczynie żywić... Młody Horan to w końcu intrygujący gość. I do tego przystojny. Sama bym pewnie (i nie mam tu na myśli faktu, że jaram się całym 1D) zachowywała się w podobny sposób. Dżizys, ja to bym go nawet prześladowała, byleby dowiedzieć się czegoś więcej. Na szczęście to zainteresowanie Darcy chyba jest odwzajemnione, skoro Niall postanowił ją pozdrowić. A skoro już jestem przy tym temacie, to muszę powiedzieć, chyba po raz któryś zresztą, że Penny to przeurocza kobieta, no do rany przyłóż. Kto inny wygłosiłby taką "reprymendę" po dwudziestu minutach spóźnienia? Gdyby to był ktoś inny, na Darcy pewnie spadłyby wrzaski, utyskiwania, zgrzytanie zębów, a tu zwykły, swobodny ton i ciepły uśmiech. Chciałabym kiedyś pracować z takimi ludźmi jak ona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pełni podzielałam zdenerwowanie Darcy, kiedy tylko, korzystając z przerwy w pracy, poszła do sklepu pana Tottenmore'a, żeby zostawić list dla Duine'a. Niby sprzedawca był we wszystko wtajemniczony, ale ponieważ jestem znana (no dobra, mało kto o tym wie, bo udaję na co dzień kozaka) z faktu, że jak mam coś załatwić, to aż cała się trzęsę, nawet głupie zapytanie o coś przy kasie w Biedronce mnie stresuje, ja też na miejscu bohaterki nie wiedziałabym, jak przedłożyć facetowi sprawę. W końcu Darcy odważyła się wyłożyć kawę na ławę... I byłam niemile zaskoczona zachowaniem tego pana :o Tutaj po raz kolejny utożsamiłam się z główną postacią - zasadniczo umiem odpyskować, kiedy ktoś mnie wkurzy, ale rodzice starali się mnie wychować na kulturalnego człowieka (co widać po przekleństwie w każdym zdaniu) i po prostu niezręcznie mi zwrócić uwagę komuś znacznie starszemu ode mnie. Ostatnio w busie babka zdzieliła mnie łokciem w głowę i poza soczystym "kurwa" pod nosem nie zrobiłam nic. Tak bardzo ;-; W każdym razie pan Tottenmore mógłby być trochę milszy. Spodziewałam się kogoś serdeczniejszego, bardziej otwartego, w końcu to właśnie jego Duine wybrał go na pośrednika. Hm, może w stosunku do niego zachowuje się inaczej? Tak czy siak poczułam ulgę, gdy Darcy wreszcie załatwiłam sprawę... A TU BENG. "Myślałem, że chcesz mnie o coś zapytać, młoda damo." No jasne, że chce, WSZYSCY chcemy, ale skąd poznać, czy to nie kolejna Twoja podpucha, dziadzie jeden? Robisz lasce nadzieję, że wyjawisz jakiś sekrecik lub dwa, a w rzeczywistości znowu odwrócisz się średnio atrakcyjnym tyłkiem i udasz, że Cię to nie obchodzi. Mimo to zakończenie mnie zaintrygowało, ciekawe, co tam dla nas szykujesz ;>
      Rzadko dodajesz, więc mam wystarczająco dużo czasu, by tęsknić za Twoimi opowiadaniami. Wiem, że jesteś zawalona pracą, studiami i tak dalej, więc cieszę się, że sumiennie dopisujesz kolejne zdania i dalsze części się ukazują, teraz wyczekuję na Hezi :D Co do powyższego rozdziału to całość bardzo mi się podobała, a najbardziej - znowu - Twoje opisy. No lodzio miodzio na moje serce.
      Życzę weny kochana <333

      Usuń
  14. Spóźniony refleks i u mnie jest. :)
    No wreszcie, móc by rzec. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału i miło mnie zaskoczyłaś. Nie mogę nacieszyć się tym blogiem, oby tak dalej! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. No pewnie, ze tak.. Z niecierpliwością czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Tak, Kass, wiem, że zawaliłam. Miałam być wczoraj, ale kurde w sumie nie wiem czemu się nie pojawiłam. Zaczęłam oglądać serial i nagle zrobiło się po drugiej w nocy i zasnęłam XD No nie ważne. W każdym razie, jestem, czekałam na ten rozdział i mam nadzieję, że ten komentarz Ci się spodoba (choć na pewno nie będzie tak dobry jak Twoje) i coś z niego zrozumiesz :D
    O tajemniczym Duinie w sumie wiemy niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Ale mimo tego faktu wydaje mi się, że polubiłam jego postać. Może właśnie ze względu na to, że jest owiany tajemnicą. Lubię takie postaci. I w ogóle lubię tajemnice. I cała ta inicjatywa z pisaniem tych listów dla mnie jest mistrzowska po prostu - niby prosta rzecz, w sumie każdy mógł na to wpaść, ale nie wiem no, po prostu idealnie mi się komponuje ten motyw z tym opowiadaniem. I niecierpliwie czekam na kolejne listy o tajemniczego osobnika, bo po prostu uwielbiam je czytać. Darcy mu bardzo proste, takie wręcz podstawowe pytania, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć, prawda? Sama zresztą nie mogę doczekać się odpowiedzi.
    Więc Darcy jak chyba wszyscy podejrzewa dwie osoby: Niall lub Ben. Moje myśli bardziej skłaniają się jednak do Nialla, no po prostu mi to do niego pasuje. Na miejscu dziewczyny chyba bym zwariowała z ciekawości, z niecierpliwości i tak dalej, więc w sumie ją podziwiam. Podziwiam ją za to, że chce dalej ciągnąć tę "grę", bawić się z nieznajomym i może czegoś się o nim dowie. Ja bym pewnie spasowała na samym początku. Ale właśnie to podoba mi się w naszej bohaterce - to, że nie zrezygnowała.
    Pojawienie się Bena mnie również zaskoczyło, więc nie dziwię się reakcji Darcy. Poza tym, no halo, dziewczyna była w samej pidżamie, nieco śmiechowej i Ben się tak na nią gapił XD No to wcale się nie dziwię, że poczuła się zawstydzona i zażenowana. Zachłyśnięcie się piciem >>>>>>> Wiem, że jestem chamska, ale autentycznie zaczęłam się śmiać, jak to czytałam. Swoją drogą, byłam prawie pewna, że Ben zaprosi Darcy na randkę. Jakby się nad tym głębiej zastanowić, to jego późniejsze dopowiedzenie mogłoby stanowić akt takiego wproszenia się, więc już z góry uznałam, że są umówieni XD Ale właśnie w dobrym momencie wkroczył wujek, sprowadzając dziewczynę na ziemię.
    Każdy marzy o takiej pracodawczyni, która nie wścieka się o to, że nie zadzwonił budzik. Darcy miała szczęście i po raz kolejny przekonała się o dobroci mieszkańców. Musiało jej być przykro, kiedy zdała sobie sprawę, że powitalny gest Nialla skierowany był raczej do wujka niżeli do niej. Aż się dziwię Horanowi, że nie zauważył Darcy! Ale niech zostanie mu to wybaczone - przekazał dla mniej pozdrowienia, więc to jakaś mała rekompensata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oddawanie listu było bardzo napiętą sytuacją, aż sama zaczęłam się tym wszystkim stresować, więc nie dziwię się Darcy, że postrzegała to w ten sposób. Ale pan Tottenmore zaskoczył mnie swoją postawą, swoim zachowaniem no ogólnie sobą. Spodziewałam się raczej kogoś... no nie wiem, odrobinę milszego? Zasadniczo nie przeszkadzało mu to, że Darcy i Duine przekazują sobie za jego pośrednictwem te listy, ale musiał wtrącić do tego swoje nieprzyjemne trzy grosze. Ja z pewnością na miejscu dziewczyny zostawiłabym tam kopertę i spieprzała stamtąd gdzie pieprz rośnie XD
      Ale w każdym razie - końcówka mnie rozwaliła. Gościu zadał tak oczywiste pytanie. No wiadomym jest, że Darcy chce zapytać go o mnóstwo rzeczy, ale nie zrobiła tego, gdyż Duine uprzedził ją, że nic nie wskóra swoimi pytaniami. Więc zastanawia mnie, czy pan Tottenmore ma zamiar jednać sprzedać rąbek tajemnicy? No interesujące, naprawdę.
      Już tak zupełnie na sam koniec - czytałam ten rozdział jak jechałam do Krk w samochodzie, więc nie było nic, co mogłoby mnie rozproszyć, dlatego całkowicie wczytałam się w treść. W domu zawsze jest to, tamto, siamto, robię inne rzeczy i po prostu mogę aż tak dobrze nie zwracać uwagi na treść. Ale muszę Ci powiedzieć, że kocham Twój styl. Bardzo przyjemnie mi się czytało ten rozdział i chociaż było mnóstwo opisów (ogólnie nie znoszę ich w książkach, chociaż sama dużo ich piszę, ale whatever XDD), pragnę ich więcej w Twoim wykonaniu! Naprawdę super robota.
      Dobra, to by było chyba na tyle, bo nieco się rozpisałam. Czekam oczywiście na rozdział następny, dużo weny Ci życzę. No czasu też, ale wszyscy wiemy jak to z nim bywa. Trzymaj się, do następnego <3

      Usuń
  17. Ja też wciąż tu jestem, choć z niemałym opóźnieniem, cały czas tak samo pod wrażeniem tą historią. Nie wiem, czy już to pisałam, ale jeżeli tak, to nie zaszkodzi napisać ponownie - Off the coast to jedno z najbardziej oryginalnych ff, jakie czytałam. Jak myślę o Twojej historii, to automatycznie przychodzą mi do głowy słowa "dobre, jak książka". Bo yak mi się utrwaliło w głowie, że Ty i Twoje ff jesteście nieprzeciętni i chyba tak już zostanie.
    Podziwiam Darcy, że wciąż tak spokojnie wymienia się listami z Duinem - God, ja na jej miejscu umarłabym już z ciekawości. Zwłaszcza, że nieznjomy wydaje się naprawdę w porządku facetem. Tak jak sobie czytałam ten rozdział, to zastanowiło mnie, czy Ty przypadkiem nie chcesz się z nami pobawić i czy nie okarze się, że Duine to faktycznie zupełnie obcy chłopak, ani Niall, ani Ben. No. To byłby szok dopiero. Ale mimo wszystko mam nadzieję, że to jednak Niall :d Darcy rzeczysiście miała dzień pełen niespodzianek - mnie chyba najbardziej zaskoczyły te pozdrowienia od Horana. Nie wiem, czy to bardziej zabawne, czy słodkie, nie mogę się zdecydować. Fakt, że mogli się znać od dziecka wcale mnie nie dziwi, skoro w dzieciństwie tak częstwo odwiedzała wujostwo. Moze to dlatego, że sama nie raz miałam takie sytuacje, kiedy mama pokazywała i przedstawiała mi osoby, które technicznie rzecz biorąc już znałam xD No, ale jestem ciekawa, czy Darcy skorzysta z sytuacji i zapyta, kim jest chłopak, który poprosił tego pana o przysługę. Facet wydae się taki nierozrywkowy i zgorzkniały, że chyba by mnie nie zaskoczyło, jakby tak zepsuł im zabawę i po prostu się wygadał. No nic. Czekam na kolejną część :)
    Pozdrawiam i życzę weny, xx!!
    (Wybacz literowki, komentuje z telefonu :c )
    [W przyszlosci nadzieja]

    OdpowiedzUsuń