3 grudnia 2014

Rozdział 10: Postępy



            - Myślałem, że chcesz mnie o coś zapytać – zaczepił mnie, kiedy moja ręka zawisła nad białą klamką od drzwi. Ściągnęłam brwi nieco zdziwiona takim obrotem spraw. Podczas mojego pobytu w sklepie pan Tottenmore jasno dawał mi do zrozumienia, że nie koniecznie ma ochotę ze mną rozmawiać, co więcej wolałby, abym sobie czym prędzej poszła, a gdy nadszedł moment, w którym faktycznie miałam wyjść, sam mnie zagadał. To było prawie tak logiczne, jak zachowanie kobiety w ciąży.
            Odwróciłam się w jego stronę.
            - Chodzi o coś konkretnego? – spytałam zbita z tropu. Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, a zabrzmiał tak, jakby mówił do mnie szyfrem zrozumianym tylko przez naszą dwójkę. Sęk w tym, że jego wypowiedź skrywała aluzję, której treści nie tylko nie znałam, ale też się nie domyślałam. Najwyraźniej Duine zmienił taktykę i podczas konsultacji ze staruszkiem poinstruował go w innym kierunku niż się tego spodziewałam.
            - Bo ja wiem. – Mężczyzna wzruszył ramionami, tym samym sprawiając, że jeszcze bardziej się pogubiłam. Najpierw coś sugerował, potem sam nie wiedział w czym rzecz. Byłam nieźle skonfundowana, co można było z łatwością wywnioskować po wyrazie mojej twarzy bowiem zmarszczki powstałe na moim czole dzięki ściągniętym na znak zagubienia brwiom, nie chciały odejść. – Chłopak mówił, że na pewno będziesz o coś pytać – wyjaśnił, rozwiewając co nieco moje wątpliwości.
            - A ma mi pan coś do powiedzenia? – mruknęłam niepewnie. Duine zapewnił go, że będę „o coś” pytać, zatem czysto hipotetycznie mogłam założyć, że uprzedził go również jak ma odpowiedzieć na takowe pytanie, dlatego też moje przypuszczenie było jak najbardziej trafne.
            - Nic szczególnego – odparł, cały czas posługując się charakterystycznym dla niego apatycznym tonem. Choć tym razem dla odmiany nie zdał mnie na podziwianie jego tyłów, za co byłam mu wdzięczna, ponieważ taka postawa odbierała mi resztki pewności siebie i odwagi, a i tak nie miałam ich zbyt wiele w schowku z napisem „nagłe przypadki”, a takim przypadkiem była właśnie konfrontacja z właścicielem rybnego.
            Usłyszawszy odpowiedź poczułam niemały zawód i rezygnację. Miałam nadzieję, że nieznajomy rzeczywiście chciał uchylić mi choć rąbka tajemnicy i dowiem się czegoś małego, aczkolwiek istotnego w całej układance, tymczasem miało to być coś błahego. Nic zatem dziwnego, że poczułam się rozczarowana. Nie krokami podjętymi przez Duine'a, tylko swoimi założeniami.
            - Miałem tylko przekazać, że lepiej wyglądasz w rozpuszczonych włosach – dodał pan Tottenmore z niesmakiem, a ostatnie słowa ledwo co przeszły mu przez gardło. Ponad to mówiąc to, nie patrzył w moją stronę, tylko wybiegał wzrokiem gdzieś przez okno, udając, że ma głęboko w poważaniu tę informację, z tym że wyraźnie widziałam, że powiedzenie czegoś miłego było dla niego nie lada wyzwaniem. Po jego reakcji mogłam się zorientować, że Duine musiał go przekonać czymś doprawdy wartościowym, skoro staruszek zgodził się wydusić z siebie w imieniu kogoś innego komplement w kierunku młodej dziewczyny, której nie znał zbyt dobrze.
            Automatycznie zalałam się rumieńcem, a moje serce nieznacznie przyspieszyło. O dziwo sposób, w jaki mężczyzna ubrał słowa nie zniszczył efektu końcowego i tak czy siak ich sens dotarł do mnie, sprawiając, że się zawstydziłam. Spuściłam lekko głowę, aby zakryć poróżowiałe policzki włosami i rozglądając się nerwowo na boki, uznałam, że czas najwyższy się zmywać.
            - Na mnie już czas – burknęłam niezrozumiale, a moje pośpieszne, napięte zachowanie z pewnością nie umknęło starszemu mężczyźnie zważywszy na to, że o dziwo wreszcie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, pod którym omal się nie zagięłam. – Dziękuję za pomoc.
            Nie czekając na żaden odzew ze strony pana Tottenmore'a, czym prędzej opuściłam sklep. Dzwonek nad drzwiami wydał z siebie specyficzne brzęczenie, które rozpłynęło się po pomieszczeniu, szklana szyba w na oko starych drzwiach zatrzęsła się niebezpiecznie pod wpływem siły, z jaką je za sobą zamknęłam, a moje gorące policzki zderzyły się z chłodnym, nadmorskim powietrzem. Przemierzyłam cały plac główny, stawiając kroki sztywno, jakbym miała problemy ze zginaniem kolan, a to za sprawą wiadomości, jaka została mi przekazana. Akurat miałam rozpuszczone włosy, które powiewały minimalnie na wietrze, więc na myśl o nich, wpadłam na to, by po powrocie do Sullivans związać je w kucyk i rozpuszczać za każdym razem, gdy do sklepu wstąpi jakiś chłopak, który z pewnych względów wyda mi się podejrzany, jednocześnie obserwując jego reakcję, dzięki czemu być może mogłabym zdemaskować Duine'a. O ile był na tyle odważny, aby mi się pokazać bez obaw, że mogłabym jakimś magicznym sposobem wpaść na to, że to właśnie on.
            I wtedy zaczęłam zastanawiać się nad tym czy kiedykolwiek gdzieś go minęłam, czy może i nawet zamieniłam z nim kilka słów, gdy obrał rolę klienta. Ta kwestia, jak zresztą wiele innych dotyczących jego osoby, była jedną, wielką niewiadomą.
            Dopiero co „wysłałam” mu kolejny list, a już nie mogłam się doczekać, gdy będę mogła przeczytać jego odpowiedź. Szczególnie interesowało mnie to czy podejmie się odpowiedzi na trzy pytania zamieszczone na samym końcu, a jeśli tak, to czy naprowadzi mnie to na jakiś nowy trop. Nieznajomy był bardzo, ale to bardzo ostrożny i roztropny. Nie da się ukryć, że miło by było gdyby choć raz podwinęła mu się noga na moją korzyść, lecz domyślałam się, że nic z tego nie będzie.
            Gdy wróciłam do spożywczego, Penny obsługiwała jakieś dzieci kupujące słodycze. Posłałam im przyjazny uśmiech, kiedy na mnie zerknęły i udałam się za ladę. W wolnych chwilach między pracą, wyglądałam uważnie przez szerokie okno wystawy w kierunku rybnego, wypatrując osobników płci męskiej, którzy potencjalnie mogliby figurować na mojej liście podejrzanych o bycie Duinem. Niestety nie zarejestrowałam nikogo, kto mógłby się nadawać, ostatecznie dochodząc do wniosku, że zapewne jakimś cudem wiedział o godzinach, w których przebywałam w pracy i planował odebrać list, kiedy skończę. Jednak na jego nieszczęście mój grafik uległ niewielkiej modyfikacji. Nie potrafiłam odmówić  Helen, kiedy wpadła na moment do sklepu, aby przedstawić mi i Penny niezbyt korzystną dla niej sytuację, w jakiej się znalazła i poprosić, abyśmy zostały w sklepie dłużej niż wymagał od nas tego kontrakt, choć jak później się okazało Penny w zasadzie nie miała wyjścia, ponieważ miała pełen etat, więc jeśli okoliczności tego wymagały musiała zaakceptować te nadgodziny. Ja natomiast, mimo że posiadałam umowę zlecenie i nie miałam w obowiązku zostawać po godzinach, nie byłam w stanie odmówić zatroskanej kobiecie. Po pierwsze i najważniejsze, nie miałam w sobie tyle odwagi, by powiedzieć „nie” człowiekowi, który definitywnie potrzebował mojej pomocy.
            Zanim Helen wróciła do załatwiania ważnych spraw, które to właśnie przyczyniły się do ów nadgodzin, dała mi kopertę z zapłatą za mój pierwszy tydzień w spożywczym. Nie od razu zerknęłam do środka. Chociaż znałam stawkę i nie raz z ciekawości przeliczałam dla pewności ile mi się należy, zastanawiałam się ile w rzeczywistości dostanę, a to wszystko przez moje niemiłe doświadczenia zaczerpnięte w poprzedniej pracy dorywczej.
            Po siedemnastej w sklepie zrobiło się tłoczno zważywszy na to, że rozpoczął się weekend. Zarówno młodzież, jak i starsi ludzie przybywali do Sullivans, żeby nabyć alkohol czy przekąski na wieczorne spotkania. Byłam z siebie zadowolona, że wytrwałam i odciążyłam Penny choć odrobinę od tego zawrotu głowy i zostałam z nią aż do osiemnastej. Wiedziałam, że poradziłaby sobie beze mnie, ale wiedziałam także, że była mi wdzięczna za to, że jej nie zostawiłam. Widziałam to w jej uśmiechu, gdy skromnie mi dziękowała.
            - Do zobaczenia w poniedziałek – powiedziałam do niej życzliwie i uśmiechając się delikatnie, machnęłam ręką i opuściłam mury sklepu. Po ostatnich deszczowych dniach, temperatura powoli wracała do wakacyjnej normy, dzięki czemu wciąż było w miarę ciepło, gdy wyszłam na zewnątrz. Niebo bez zbędnego pośpiechu przechodziło w ciemniejsze barwy, mimo to latarnie oświetlały już ulice Riverchapel, puszczając na nie nikłe, żółtawe światło, tym samym tworząc niesamowitą atmosferę.
            Byłam zmęczona po tak długim dniu pracy w związku z czym chciałam znaleźć się w domu wujków jak najszybciej, to też od razu podeszłam do stojaków z rowerami, aby odczepić swój pojazd. Przekręcając klucz w kłódce, podniosłam głowę, aby ponownie rozejrzeć się po rynku głównym i wtedy dostrzegłam coś intrygującego. Chwilę po czasie, kiedy to pan Tottenmore powinien był zamknąć swój sklep, wyszedł z niego pewien dość wysoki chłopak. Niby nic nadzwyczajnego, lecz odnalazłam w tym zajściu punkt zaczepienia. Zainteresowałam się nim, ponieważ w przeciwieństwie do innych młodych mężczyzn, których wcześniej obserwowałam, on nie dość, że pojawił się tak późno, po mojej zmianie, to wyszedł z rybnego bez niczego. Tamci trzymali reklamówki albo papierowe torby z zakupionymi produktami, zaś on ręce miał schowane w kieszeniach swojej ciemno jeansowej kurtki i zaraz po zejściu z ostatniego schodka rozejrzał się na boki, jakby badając teren, po czym ruszył w głąb miasta. Nie zauważył mnie i ucieszyło mnie to, bo gdyby nasze oczy się spotkały poczułabym się nieco niezręcznie.
            Czy to był Duine? Zdawałam sobie sprawę, że taki zbieg okoliczności o niczym nie świadczył, nie mogłam poprzeć tym jednoznacznie tezy, że to właśnie ten chłopak był moim nieznajomym, z którym korespondowałam. Ten dowód był zbyt drobny, ale zawsze było to coś nowego. Miałam jakiś ślad.
            Usiadłam wygodnie na rowerze i uprzednio sprawdzając czy z żadnej strony jezdni nie nadciąga zagrożenie, wjechałam na ulicę i ruszyłam przed siebie asfaltową drogą prowadzącą do Ardamine. Podjechanie pod górkę, która była tak jakby „wyjściem” z miasta, było dla mnie nie lada wyzwaniem ze względu na zmęczenie dziesięciogodzinnym staniem na nogach. Po pokonaniu tejże przeszkody powróciłam do rozważań na temat niedawno widzianego młodzieńca.
            Na myśl, że to rzeczywiście mógł być Duine, serce aż mocniej mi zabiło i poczułam przypływ nagłej ekscytacji. Sądząc po takiej reakcji na coś, czego nie mogłam w pełni potwierdzić, bałam się wyobrazić sobie jak zachowałabym się, gdybym faktycznie miała w końcu stanąć z nim twarzą w twarz. Świadomość, że tajemniczy nieznajomy, z którym pisałam wiadomości od ponad tygodnia PRAWDOPODOBNIE był niemalże na wyciągnięcie ręki wzbudziła we mnie skrajne emocje, a co dopiero, gdybym miała stu procentową pewność. Ponad to nie mogłam się oprzeć, aby przywołać mocą wyobraźni jego wygląd i lepiej go zanalizować. Stwierdziłam, że mój nowy podejrzany był nieźle ubrany jak na osobę z małej mieściny, żeby nie powiedzieć ze wsi. Jak większość młodych mężczyzn w dzisiejszych czasach miał na sobie nie za wąskie spodnie w kolorze czarnym, zwykłą, szarą koszulkę i granatową jeansową kurtkę. Na pierwszy rzut oka wydawał się być całkiem atrakcyjny. Szkoda, że znajdował się w tak dużej odległości ode mnie, przez co nie zdołałam dojrzeć jego twarzy na tyle dobrze, by móc oświadczyć czy był przystojny, ale nadal nie zmieniało to faktu, że z daleka prezentował się nie najgorzej.
            Z zadumy wyrwało mnie gwałtowne trąbienie, na dźwięk którego obróciłam się w bok, by sprawdzić kto i po co nacisnął klakson, skoro wciąż trzymałam się bezpiecznie ubocza. Po mojej prawej stronie przejechał brudno-czerwony pick-up, a jedyna postać, jaką zdążyłam zarejestrować był cwaniaczek z grupki, którą spotkałam dzień wcześniej. Zestresowałam się nie tyle samym hałaśliwym odgłosem, co faktem, że on i jego towarzysze postanowili mnie zaczepić. W pierwszych sekundach zajścia sądziłam, że skończy się tylko na tym „dowcipie”, który w istocie okazał się nim nie być. Auto (swoją drogą zdziwiło mnie, że miało kierownicę po lewej stronie, musiało być sprowadzone z innego kraju) zatrzymało się kilka metrów przede mną, na widok czego serce podskoczyło mi do gardła i na ułamek sekundy przestałam pedałować, nie mogąc pojąć co wydarzy się w przeciągu kolejnych minut. Nie miałam zielonego pojęcia co oni zamierzali zrobić, ale głośna muzyka dochodząca z wnętrza samochodu i ich śmiechy raczej nie wskazywały na nic pozytywnego. Choć wczoraj nie sprawili wrażenia negatywnie do mnie nastawionych, podjęłam błyskawiczną decyzję, żeby ich zignorować. Minęłam ich strasznie zestresowana, patrząc wprost przed siebie i o dziwo nie usłyszałam żadnej uwagi zwróconej wprost do mnie. Za to do moich uszu dotarło warczenie silnika, a samochód znów pojawił się u mego boku. Chłopak ruszył, dotrzymując mi tempa i niezwykle rozradowany spoglądał bez słowa raz na mnie, raz na drogę, wyczekując z mojej strony jakiejkolwiek reakcji na tę niecodzienną i trochę dziwną sytuację. Zerknęłam na niego ukradkiem, przesuwając głowę niespostrzeżenie o cal i dalej udawałam, że nie rusza mnie to, że tak otwarcie mnie śledzą. Chłopak akurat skupiał się na mnie, nie na drodze i sądząc po dalszym rozwoju akcji, zauważył jak badałam aktualny rozwój spraw kątem oka.
            - Darcy! - powiedział wreszcie kierowca najwyraźniej zniecierpliwiony moim zachowaniem, a ja jak oparzona odwróciłam się do niego naburmuszona.
            - Co? - burknęłam takim tonem, jakbym nie miała pojęcia o co może mu chodzić, na co mój przyszły rozmówca zaśmiał się. Zresztą nie tylko on. Jego znajomi, w których rozpoznałam resztę grupki spotkanej pod zegarem także zachichotali na moje komiczne oburzenie.
            Drugi osobnik płci męskiej jako samiec alfa zajął miejsce z przodu, natomiast panie zasiadły pokornie na tyłach auta, trzymając po środku siedzenia nieduży karton, w którym jak mniemałam znajdował się alkohol, ponieważ wydobywało się z niego puste stukanie obijających się o siebie butelek.

            - Możesz się na chwilę zatrzymać? - zapytał rozbawiony, a ja wzdychając zrezygnowana, nacisnęłam mocno hamulec i stanęłam w miejscu, doskonale wiedząc co mnie czekało. Rozmowa, na którą nie miałam ochoty z wielu względów. - Pamiętasz co nam przedwczoraj obiecałaś? – zagadnął, również zatrzymując swój pojazd. Wyglądał jakby miał ogromną nadzieję, że nie zapomniałam (dziwne, że on pamiętał) końcówki tamtej konwersacji, kiedy to zaproponował mi, że gdy spotkamy się następnym razem „gdzieś z nimi skoczę”. Na samą myśl o tym chciałam się poddać. Mimo to, że moja wymówka była niczego sobie, spodziewałam się, że i ona na nic się zda.
            - Pamiętam – mruknęłam niekoniecznie zadowolona, że ów spotkanie nastało aż tak szybko, co więcej akurat po całym dniu spędzonym w pracy i przy okazji wywróciłam oczami, aby uniknąć wyczekującego spojrzenia bruneta. Nie byłam kłamcą, miałam też problemy z odmawianiem, ale obietnica to obietnica, jakkolwiek by nie brzmiała, aby nie stać się hipokrytą, wolałam jej dotrzymać.
            - I...? - ciągnął dalej, rzucając mi zabawne zachęcające spojrzenie.
            - I...? - powtórzyłam po nim, czym ponownie wywołałam ja jego ustach szeroki uśmiech. To, że tak często śmiał się po moich wypowiedziach przyprawiało mnie o dreszcze powstałe w wyniku wstydu. Zresztą „często” to mało powiedziane, bo w zasadzie chichrał się po prawie każdym zdaniu, które wypłynęło z moich ust. Nie wiedziałam czy śmiał się bezpośrednio ze mnie, czy też byłam aż tak błyskotliwa i nieświadomie mówiłam dowcipne rzeczy, w co szczerze wątpiłam. W środę był ewidentnie pijany, co wyjaśniałoby takie reagowanie, ale tym razem siedział za kółkiem, więc nie sądziłam, aby był na tyle nieodpowiedzialny by przedtem pić. O co mogło mu zatem chodzić?


            - Jedziesz z nami? - spytał ochoczo, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia. Czy ja swoim wyglądem zdradzałam, że byłam jakoś nad wyraz spontaniczna i wyznawałam ostatnio popularną wśród młodzieży filozofię „yolo”? Poza tym miałam ze sobą rower, jednak przypuszczałam, że pewnie zaproponowaliby mi położenie go w bagażniku i tak oto moja wymówka numer dwa zostałaby rozwiązana jednym ruchem.
            - Gdzie? – odparłam bez zastanowienia.
            Zamiast najpierw zapytać kiedy i osadzić tę przygodę w czasie, z moich ust wymsknęło się pytanie o miejsce, gdzie zmierzali ludzie, których imion notabene wciąż nie znałam. Oni znali moje, wiedzieli skąd pochodziłam, a sami nie pokwapili się by mi się przedstawić. Ja zaś byłam zbyt nieśmiała, aby sama zasięgnąć po te informacje, mimo to jak bardzo mnie to nurtowało.
            - Na imprezę – oznajmił beznamiętnie takim tonem, jakby to było co najmniej oczywiste. Chociaż, właściwie to było. Jakby nie patrzeć mieliśmy piątkowy wieczór i grupkę rozweselonych nastolatków z wysokoprocentowym asortymentem; raczej nie spieszyli się na spotkanie oazy.
            - Teraz? - niemalże weszłam mu między słowa zdziwiona.
            - Tak, teraz – potwierdził i znów zaśmiał się, patrząc jak konsternacja rozpościera swoje żagle i wpływa na moją twarz.
            - Ale dopiero co wyszłam z pracy – zaprotestowałam, świadoma, że tak czy inaczej zdana byłam na straty.
            Po raz pierwszy od początku rozmowy chłopak nie odezwał się od razu po mnie, a zaczerpnął krótkiej chwili na zastanowienie się. O dziwo, w międzyczasie nikt inny nie wtrącił się do naszej dyskusji.
            - Gdzie mieszkasz? – zapytał w końcu, a na jego twarzy nadal widniało lekkie zamyślenie.
            Zawahałam się nim zabrałam głos. Nie znałam ani jego, ani jego przyjaciół. Dlaczego miałabym im mówić gdzie mieszkałam? Teoretycznie w taki sposób rozmawiają ze sobą nastolatkowie podczas pierwszych spotkań i ja sama miewałam takie zapoznawcze pogawędki, lecz zważywszy na mój obecny stan i nieufność wobec ludzi, jaka się wewnątrz mnie rozwinęła ostatnimi czasy, musiałam się namyślić przed udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. Koniec końców moja nieśmiałość sięgnęła po złoty medal i zamiast wdać się w zaciętą dyskusję, jak to bym postąpiła jeszcze niespełna trzy miesiące temu, poszłam na łatwiznę, co wpłynęło ujemnie na moje położenie.
            - Na Evergreen – mruknęłam niepewnie, unikając kontaktu wzrokowego, po czym zaczęłam się karcić w duchu za własną głupotę. Mogłam się z nim podroczyć choć trochę, zwinnie i sprytnie zejść z tematu i wyjść cało z tej opresji albo jeszcze lepiej – mogłam wcale się nie zatrzymywać. Teraz to już w ogóle nie miałam czego się złapać w ramach ratunku. Wszelkie drogi ucieczki sama sobie zastawiłam szerokimi szlabanami na własne życzenie.
            - To tam gdzie Niall – odezwała się nagle czarnowłosa dziewczyna, a ja na dźwięk imienia blondyna z sąsiedztwa oderwałam swoje myśli od panikowania, zaś mój umysł w ułamku sekundy oczyścił się do granic możliwości i zapanowała w nim niezwykła harmonia.
            Oni go znali. Wiedzieli kim była jedna z garstki osób, które zdążyłam poznać w ciągu ostatnich dwóch tygodni spędzonych w Ardamine. Właściwie nie powinno mnie to było aż tak mocno zadziwić. W końcu Riverchapel i okoliczne wioski były pooddalane od siebie po kilka, czy też kilkanaście kilometrów, do tego mieli tu jedną niewielką podstawówkę w samym środku miasta i gimnazjum połączone z liceum gdzieś na obrzeżach, więc mogłam się domyślić, że jako mieszkańcy tych okolic uczęszczali do jedynej szkoły w pobliżu, a co za tym szło, nawet jeśli nie znali się zbyt dobrze, siłą rzeczy na pewno się kojarzyli. Informacja, że ów grupka znała mojego tymczasowego sąsiada sprawiła, że zapomniałam na moment o tym, że wpadłam w małe tarapaty i przestałam rozważać czy mam jakieś wyjścia ewakuacyjne z tej nie do końca komfortowej dla mnie sytuacji, aby móc się skupić na chłopaku od jajek. Skoro najwyraźniej był ich znajomym istniały dość duże szanse, że i on planował pojawić się na imprezie, na którą tak ochoczo mnie zapraszali. Pozwoliłam sobie użyć określenia w liczbie mnogiej bowiem, gdyby reszta miała coś przeciwko mojej obecności, raczej by zaprotestowali, tymczasem bez komentarza pozwalali na kolejne próby kierowcy, aby przekonać mnie do udania się tam z nimi. A ta mała, niby nic nie znacząca wzmianka w istocie zdziałała więcej niż krótka rozmowa z brunetem. Wizja spotkania Nialla wieczorem była kusząca, a ja nie wiedzieć czemu bardzo chciałam, aby z fantazji przeobraziła się w rzeczywistość. I szczerze mówiąc wstydziłam się swoich własnych myśli odnośnie tego. Było mi głupio, że tak szybko przelałam swoje zainteresowanie z Maxa na innego chłopaka. Jakby nie patrzeć odkąd przestaliśmy się widywać minęło zaledwie półtora miesiąca, a to wcale nie tak wielki okres czasu. Nie chciałam wyjść na jakąś niestałą w uczuciach, z drugiej strony zaś nic nie mogłam poradzić na to, że z pewnych względów polubiłam Nialla.
            - Niall będzie jechał z Killenagh, więc nie ma jak jej ze sobą zabrać – odparł kierowca, a ja na poważnie zaczęłam zastanawiać się nad zmianą swojego stanowiska odnośnie pojechania z nimi na tę imprezę, do czego skłoniło mnie to nieformalne potwierdzenie, że Horan także się tam wybierał. – Zróbmy tak… - Brunet zwrócił się do mnie ponownie, tym samym sprowadzając mnie na ziemię. - Przyjadę po ciebie za godzinę – oznajmił tonem symbolizującym brak akceptacji jakiejkolwiek odmowy. - Rozumiem, że mieszkasz u Falleyów? Poza nimi i Horanami na Evergreen nie ma żadnego innego domu – dodał dla upewnienia się, znów wprawiając mnie w zdziwienie a propos faktu, że znał moją rodzinę. Ta kraina wsi była doprawdy mała.
            - To moi wujkowie – potwierdziłam pokornie, zupełnie jakbym siedziała przy biurku psychologa i odpowiadała na jakieś rutynowe pytania badające moją osobowość.
            Blondynka, która jako pierwsza zaczepiła mnie wczorajszego wieczoru zaśmiała się zaraz, gdy z moich ust wypłynęło ostatnie słowo, a ja nie miałam pojęcia o co mogło jej chodzić. Czy w moich wujkach było coś śmiesznego, czy zrobili coś durnego, żeby mogła się tak zachować na wzmiankę o nich? Nie wydawało mi się, aby Devin albo Ellie mieli coś kompromitującego na sumieniu, nie wydawało mi się, żeby mieli w ogóle cokolwiek na sumieniu. Zawsze mieli świetne relacje z młodzieżą i dziećmi, tak samo z dorosłymi. Z każdym potrafili się dogadać i utrzymać przyjazne stosunki, nie umiałam zatem znaleźć niczego, co mogłoby wyjaśnić tę nutkę kpiny, z jaką właśnie się zderzyłam.
            - Świat jest mały – powiedział drugi z chłopaków, również przywdziewając na usta uśmiech, choć nieco łagodniejszy niż ona.
            - Za godzinę – powtórzył kierowca dla utrwalenia tej informacji w moim mózgu, wyciągając w moją stronę palec wskazujący z groźnym wyrazem twarzy, lecz w gruncie rzeczy wyglądał wtedy całkiem zabawnie. Mimo woli kąciki moich ust uniosły się nieznacznie ku górze, a sama skinęłam jedynie głową na znak, że zrozumiałam jego przekaz i potwierdzam zakodowanie komunikatu. Chłopak posłał mi delikatny, zawadiacki uśmiech i odwracając się przed siebie, odpalił auto i odjechał z piskiem opon, jednocześnie zostawiając mnie samą z myślami napływającymi do mojej głowy z prędkością światła.







            Leżałam jak kłoda na łóżku, wpatrując się bezmyślnie w sufit i nerwowo podrygując stopami, tworząc tym jakiś bliżej nieokreślony rytm, który zmieniał się w stosunku do poziomu mojego rozkojarzenia. Wielkimi krokami dochodziła dwudziesta, co oznaczało, że odkąd zakończyło się moje zderzenie czołowe z tubylcami, minęło dokładnie sto pięć minut, czyli na pewno więcej niż godzina. Miałam wystarczająco dużo czasu i nic konkretnego do roboty, aby móc zabawić się w obłąkanego matematyka i to precyzyjnie obliczyć. Mogłam też „na spokojnie” panikować, że zostałam wystawiona i powoli przygotowywać się do zaakceptowania kolejnego upokorzenia.
            Co jakiś czas zeskakiwałam z łóżka i kręciłam się koło okna, niby ukradkiem zerkając przez firankę czy w oddali przypadkiem nie widać żadnego światła, które mogłoby zwiastować nadjeżdżający samochód, kiedy w gruncie rzeczy monitorowałam okolicę okiem tak czujnym, że nadawałabym się na snajpera, lecz jedyne co dostrzegłam to mężczyzna prowadzący krowę na porośnięty trawą klif i kury biegające po podwórzu Horanów.
            Kiedy duża wskazówka zegara wiszącego nad drzwiami zadrgała i przesunęła się o dwa minimetry zwiastując wybicie równej ósmej wieczorem, zwątpiłam już, że chłopak po mnie przyjedzie. Zaczęłam więc krążyć niespokojnie po pokoju, wciąż się niecierpliwiąc i starając się zwalczyć w sobie nieodparte wrażenie, że wszystko, co robię, czy w czym biorę udział kończy się porażką.
            - Spoko, Darcy, dasz radę, co to dla ciebie kolejne upokorzenie – mruknęłam sama do siebie, ironicznym tonem, po czym podeszłam do lustra, które stało nieopodal szafy. Stanęłam przed półtorametrowym szkłem i spoglądając na własne odbicie, przechyliłam głowę na bok, lustrując się od stóp do głów.
            Co, do cholery było ze mną nie tak? Nie za chuda, nie za gruba, można by rzecz, że sylwetka w sam raz. Włosy daleko za ramiona, jasny blond, po prawie połowie doby spędzonej w pracy nieco potargane, ale nadal jako tako się prezentowały. Do tego szare oczy, mały nos i usta też w miarę proporcjonalne do całej reszty. Nogi proste, stopy wcale nie takie duże, bo tylko numer sześć, brzuch aż nadto mi nie wystawał. W sumie nie było większych powodów do narzekania. Taka, o, Darcy. Z zewnątrz przeciętna nastolatka. Tylko w środku panował zbyt wielki bałagan, żeby się w nim połapać. Jeśli sama się wśród niego gubiłam, to co dopiero inni. To chyba on był czynnikiem odpychającym ode mnie resztę świata. Chaos, który składał się na moje zachowanie i zniechęcał do mnie ludzi. I zdawał mnie na niepowodzenie w wielu kwestiach. Na przykład podczas walki o stypendium i konkurowaniu z Freyą. Gdyby nie ten nieład, może poradziłabym sobie lepiej i nie spadłabym na samo dno, a chwyciłabym się jakiejś gałęzi po drodze, przez co powrót na powierzchnię trwałby krócej.
            W pewnym momencie do moich uszu dotarło uparte szczekanie psów sąsiadów, a zaraz potem zbliżający się i wzrastający dźwięk warczącego silnika. Na chwilę mnie sparaliżowało. Jako że pogodziłam się z myślą, że o mnie zapomniano, przeniosłam swoją uwagę na analizowanie czegoś innego niż to dlaczego tamten chłopak jeszcze po mnie nie podjechał, dlatego też jego nagłe pojawienie się wyprowadziło mnie nieco z równowagi.
            Po odzyskaniu czucia w kończynach, podeszłam żwawym krokiem do okna i faktycznie, na prowizorycznym podjeździe przed domem wujków dojrzałam bruneta, siedzącego na czarnym skuterze. Nie zwlekając ani minuty, schowałam do kieszeni swój zabytkowy telefon, wzięłam granatową bluzę, dwadzieścia euro w dwóch banknotach na wszelki wypadek i gasząc za sobą światło ruszyłam dzielnie na parter.
            - Jednak wychodzisz? - Ciotka Ellie pojawiła się u dołu schodów, czym odrobinę mnie wystraszyła, do tego zadała mi ów pytanie, rzucając podejrzliwie spojrzenie, które w jej wykonaniu wyglądało zabawnie.
            - I nie wiem o której wrócę, bo nie mam pojęcia dokąd idę – odparłam aż nadto otwarcie, sama siebie nie rozpoznając.
            - Cóż… Nie brzmi to najlepiej – powiedziała obojętnie, niezbyt poruszona faktem, że jej siostrzenica znika z domu z kimś zupełnie obcym, wcześniej oznajmiając, że nie wie kiedy pojawi się z powrotem w domu.
            - Wiem.. - przyznałam zatroskanym tonem, gdy byłam już na samym dole. - Ale nie martw się. - Spojrzałam jej prosto w oczy, aby przekonać ją, że byłam pewna, iż nic złego mi się nie stanie, a sądząc po jej ciepłym uśmiechu, udało się.
            - Widzę, że idziesz z Louisem, więc mogę być pewna, że wrócisz w jednym kawałku – odpowiedziała ze spokojem, wprowadzając mnie tym zdaniem w niewielkie zdziwienie. Zarówno fakt, że wiedziała jak nazywa się chłopak, który przyjechał mnie odebrać, jak i to, że tamta grupka zareagowała śmiechem na wzmiankę o niej i wujku składały się jedynie na to, że się znali. Nie wiedziałam skąd, ale po sposobie, w jaki ciocia Ellie wypowiedziała się o Louisie wywnioskowałam, że raczej utrzymywali dobry kontakt.
            Pożegnałam się z kobietą i biorąc głęboki wdech, wyszłam z domu. Brunet o imieniu Louis akurat podążał w stronę drzwi frontowych i omal na mnie nie wpadł. Tuż po niezgrabnie unikniętym zderzeniem oboje się zaśmialiśmy, dzięki czemu atmosfera nieco się rozluźniła.
            - Sorry, że tak długo, straciłem poczucie czasu – rzekł bez owijania w bawełnę i gestem ręki wskazał mi swój pojazd. Spodobało mi się takie podejście. Nie próbował mi niepotrzebnie skłamać, że coś go zatrzymało, czy Bóg wie co jeszcze, tylko uczciwie powiedział, że zbyt dobrze się bawił i zapomniał w porę zerknąć na zegarek. Doceniłam to, że mimo pierwszych chwil naszej znajomości był szczery.
            - Nie ma sprawy – niemalże szepnęłam, ale wydawało mi się, że mimo to usłyszał.
            Kiedy podeszliśmy do skutera, chłopak wyjął z bagażnika drugi kask i podał mi go, a ja zakłopotana odebrałam go i ubrałam, zapewne wyglądając przy tym nieporadnie, bo Louis znów podśmiewał się pod nosem, spoglądając na mnie. Zaraz potem stanął okrakiem nad przodem skutera, a ja nie czekając na żadne instrukcje, złapałam go za ramiona i usadowiłam się wygodnie na tyłach.
            - Tylko mocno się trzymaj – powiedział mój szofer, zerkając na mnie przez ramię.
            Silnik głośno zawarczał, światło rozjaśniło spowitą półmrokiem drogę, a pojazd ruszył z miejsca, wytwarzając przy tym odrobinę kurzu przy starcie. Mój nowy kolega po kilku przejechanych na stojąco metrach, wreszcie usiadł, stanowiąc dla mnie lepszą asekurację, zdecydowanie bardziej stabilną.
            Jadąc piaszczystą Evergreen, trochę nami trzęsło przez nierówną powierzchnię, lecz gdy wjechaliśmy na główną drogę prowadzącą do Riverchapel i innych miasteczek, mogliśmy się śmiało rozpędzić. Louis docisnął gazu, a ja zamiast się przerazić i przywrzeć swoim ciałem kurczowo do jego, żeby się chronić, wychyliłam się w bok i z początku obserwując mijane w dość szybkim tempie domy, ostatecznie przymknęłam oczy i rozkoszowałam się wiatrem, który wcale nie tak natarczywie muskał moją twarz i rozwiewał włosy na boki, sprawiając, że ich końcówki co rusz łaskotały moje policzki. Powietrze było chłodne i rześkie, lecz niesamowicie przyjemne. Zapach skoszonej trawy i mocne perfumy chłopaka mieszały się i wirowały wokół mnie, przywołując na moje usta subtelny uśmiech. Nie miałam zielonego pojęcia dokąd jechaliśmy, za to jednego byłam pewna. Czułam się wtedy naprawdę świetnie.











________________________________________
                Co ja szaleje ostatnio z tymi rozdziałami. Nie wiem, nie wiem. Długo wyszło, bo 9 stron, i Niall się nie zmieścił tu, ale jak widać, będzie na imprezie :D A Jak myślicie gdzie odbędzie się ów impreza?                 Zapamiętajcie Freyę, bo ona jeszcze nie raz się pojawi.
                 Pozdrawiam, cieplutko i dziękuję, że wciąż tu jesteście!



OFF THE COAST POJAWIŁO SIĘ W KOŃCU NA WATTPADZIE, ZAPRASZAM! :D


ask
twitter
drugi blog


12 komentarzy:

  1. Nie mam pojęcia jak to robisz, że potrafisz napisać rozdział na 9 stron. Ja ledwo pisze 4 i mam dość. Znalazłam twojego bloga jakieś dwa tygodnie temu. Przeczytałam wszystkie rozdziały i zaraz po tym poleciałam do mojej siostry żeby jej powiedzieć "Anka, wreszcie znalazłam wartościowy blog!".Uwierz mi, naprawdę trudno jest znaleźć coś wartego uwagi. Nie masz pojęcia jaką przyjemność sprawiło mi czytanie tego opowiadania. Podoba mi się nie tylko fabuła ale też sposób w jaki piszesz. Miałaś świetny pomysł. Zagadka zawsze napędza ciekawość. Czasami tylko używasz dziwnych słów, teraz nie jestem w stanie sobie przypomnieć o jakie mi konkretnie chodziło ale to było coś w stylu: albowiem, aczkolwiek. Myślę, że wiesz o jakie słowa mi chodzi. Dziwne, to może jednak złe określenie. To brzmi jak by w moim słowniku nie istniały takie słowa. Istnieją, no ale jaki nastolatek ich używa . Tylko, kiedy mówię żartobliwym tonem dopieram takie (nie wiem jak to nazwać) może dostojne wyrażenia? Specjalnie dopiero teraz komentuję, koniecznie chciałam to zrobić pod nowym rozdziałem, żeby mieć pewność, że przeczytasz mój komentarz. Podoba mi się to wplatanie jeżyka irlandzkiego w to opowiadanie. Zastanawiam się czy znasz te wszystkie zwroty czy zwyczajnie wchodzisz w googe tłumacz, to niezwykle nurtujące :P Jestem bardzo ciekawa kim jest Diune (czy tak to się pisze?). Mam wielką nadzieję, że okaże się nim Niall, z jednej strony to było by zbyt oczywiste ale z drugiej to było by wielkim rozczarowaniem gdyby się okazało, że to nie on. Szkoda, że nie zmieściłaś Horan'a w tym rozdziale. No w każdym razie czekam na nowy i mam nadzieję, że uda ci się go dodać jeszcze przed końcem roku :). Przy okazji chciałam cię bardzo serdecznie zaprosić na mojego bloga, mam nadzieję że zajrzysz :) - http://help-me-if-you-can-niall.blogspot.com/ . Już więcej nic nie piszę, czas lecieć na wykład.

    Krikri :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziekuje za komentarz! :D Nie wazne gdzie go zamiescilas, zawsze dostaje na mejla powiadomienia, wiec na pewno bym go przeczytala :) Co do tych 'dziwnych' slow to faktycznie malo kto takich uzywa, dlatego nie stosuje ich w dialogach, a jedynie w opisowkach :D Co do irlabdzkiego, to nawet nie umiem tego przeczytac, bo wymowa jest zbyt trudna xD Mam strone, na ktorej sa tlumaczenia poszczegolnych slowek i konkretne, cale zdania. Szukam wsrod nich czegos, co moglabym wplesc w opowiadanie i jakis ukladam z nich dialogi, aby miec pewnisc, ze nie ma tam bledow. Tylko jedna wypowiedz zbudowalam sama i zajelo mi to naprawde sporo czasu, bo balam sie, ze sie pomyle, chociaz i tak wciaz nie jestem w stu procentach pewna czy udalo mi sie je skleic bezblednie. Ciesze sie, ze historia Ci sie podoba, a zarazem znam Twoj bol :D Mnie tez ciezko znalezc coa porzadnego. Chociaz czasem liczy sie tez sam fakt, w jaki sposob cos zostalo napisane, a nie sama fabula. Jak znajde chwile czasu w niedziele albo w przyszlym tygodniu to zajrze do Ciebie :)

    Jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam cieplutko :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcę wiedzieć, skąd grupka młodzieży zna jej wujostwo! Chcę i muszę. :)
    A impreza będzie pewnie na terenie prywatnym. xd Wątpię, aby był to las, ale cholerka wie, stawiam, że czyjś dom, o, albo wkradną się na czyjąś posesję i coś rozwalą! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak moja poprzedniczka, ja również podziwiam cię za to, że dajesz radę napisać rozdział, który ma 9 stron. :o Dla mnie, przy ostatnim rozdziale u mnie, 7 stron to był maks, haha. No ale co do rozdziału u Ciebie, to po pierwsze, ciesze się, że w końcu go dodałaś, bo wyczekiwałam go z niecierpliwością. W sumie zawsze tak jerst. Chyba przez to, że zawsze mam nadzieję, że w końcu dowiemy się, kim jest tajemniczy Duine.
    Ten cały Pan Tottenmore to dziwny facet. Zadaje Darcy dziwne pytania, oczekuje pytań, a jednocześnie zachowuje się oschle. Jednak mimo to, trochę mnie zaintrygował. Jestem ciekawa, jaki wpływ będzie miał na historię.
    Omg, czy to był Duine? Jezu, jestem trak bardzo tego ciekawa! Ale jednocześnie jeśli to był on, to szkoda, że tym całym Duinem nie jest Niall. Czemu Darcy za nim nie poszła? Kurczę, ja na jej miejscu spytałabym prosto z mostu, albo chociaż sprawiła, żeby mnie zauważył i obserwowała jego reakcję. Najwyżej zrobiłabym z siebie debila. XD
    Biedna Darcy. Najwyraźniej grupka tutejszej młodzieży, a szczególnie Louis nie zapominają tak łatwo o wypowiadanych... Obietnicach. To trochę dziwne, że tak mu zależało, aby dziewczyna poszla z nimi na tę imprezę. Ale dobrze, że się zgodziła. Przyda jej się jakieś nowe towarzystwo. Ja na jej miejscu już bym zwariowała, gdybym kręciła się w kółko w towarzystwie tych samych osób. Poczułam się strasznie rozczarowana, gdy okazało się, że Louis tak okropnie się spóźnił. Biedna Darcy. Została wystawiona do wiatru. Przynajmniej w jakimś stopniu. To strasznie niegrzeczne tak się spóźniać i w dodatku prawie za to nie przepraszać. Ogarnij się, Louis. Mam nadzieję, że przynajmniej ta cała impreza okaże się dla Darcy miłym doświadczeniem.
    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na kolejny rozdział!

    Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń
  5. Droga Kassandro!
    Miałam przybić do tej przystani jakieś sto lat temu, prawda? A teraz wspierana znakomitym brzmieniem Royal blood przybywam i napawam się każdym słowem pisanym z perspektywy naszej mdłej Darcy. Absolutnie nie chcę Ci obrażać! Wiesz, że nie to mam na celu i nigdy bym się tak daleko nie posunęła, ale pojmowanie świata przez główną bohaterkę nadal nosi znamiona depresji. Wiemy, że z niej wychodzi, ale kiedy nie ma w pobliżu Nialla, albo nie trzyma w ręku listu, nadal skupia się na rzeczywistości, która ją otacza. Pojmuje ją taką jaka jest bez ozdobników. Ale dość już z tą analizą, miałam mówić o czymś innym.
    Zawsze czułam się niezbyt pewna w przedstawianiu świat przedstawionego w moich opowiadaniach. Zakładam, że wszyscy wiedzą w jakich pięknych okolicznościach przyrody się znajdujemy. A to jest mój błąd. Pisze o tym, bo w OTC bardzo ładnie, nawet jeśli mamy do czynienia z narracją pierwszoobową, przebijają się opisy tego świata, który otacza Darcy. Jak to, że w tym rozdziale mamy piątek, a gdy główna bohaterka wychodzi z pracy zaznaczasz bardzo wyraźnie iż jest wieczór. To pomaga się wczuć w klimat opowiadania. Tuche! Ogólnie w tym opowiadaniu duże znaczenie ma przyroda, bo to przecież Twoja ukochana Irlandia. I oddajesz to znakomicie! Pokazujesz te wszystkie elementy, w których nie sposób się nie zakochać. Awww <33
    Postać pana Tottenmore należy chwilowo do moich ulubionych. Zaraz obok Louisa z końca rozdziału. W sensie jest taki gburowaty i zamknięty w sobie, ale zgodził się wziąć udział w tej dziecięcej zabawie między Darcy a Duinem. Aż mi się serce kraje jak pomyślę, że musiało to mu przypomnieć jego młodość. Wyobrażam sobie w mojej ciasnej główce jak melancholijnie opiera się na miotle po wyjściu Darcy. A właśnie! Ta Darcy mi zaimponowała! Nie chciałą sobie jeszcze psuć niespodzianki. Wiedziała, że tajemniczy Duin jest jej przyjacielem i będzie łatwiej z nim rozmawiać jeśli nie pozna jego tożsamości jeszcze przez chwilę. Byłam pewna, że wypali z jakimś beznadziejnym pytaniem. A Ty mnie tutaj zagięłaś mistrzowsko poprowadzoną sceną. Aż miło.
    Ona tam jest dopiero dwa tygodnie? Wydawało mi się, że dłużej… Ale skąd mi się to wzięło? Nie wiem. Może przez tą jej drobiazgowość, a może rzeczywiście wokół dziewczyny dużo się dzieje. Nie ma co się dziwić, że na ekipę Louisa reaguje nieufnie. W końcu to niewiele czasu miała na dojście do siebie z tymi wszystkim zmianami. Ale ekipa bardzo przypadła mi do gustu. Nie byli natarczywi, czy nieuprzejmi. Raczej prostolinijni. Możesz ich nazywać wioskowymi głupkami, ale to właśnie działa na ich korzyść. Nie wiem czy to Twój talent, czy godziny kminienia nad fabułą, ale pewnie gdybyś zrobiła z tych postaci bardziej rzeczowe charaktery, pewnie fabuła posypałaby się w gruz.
    „zderzenie czołowe z tubylcami” czyż to nie zasługuje na cytat? Tak pięknie ironiczne i zabawne porównanie od razu wprawia w dobry nastrój. Myślę też, że w dobry nastrój wprawia mnie też fakt jak to biedna Darcy zmuszona jest do korzystania życia przez wspomnianych, bezczelnych tubylców, którzy narzucają się jej. Ach, ten zły świat wchodzący w drogę jej egoistycznemu użalaniu się nad sobą. Czyż mogła mieć miejsce większa tragedia? Hallo? ONZ? Darcy Sheehan chciałaby złożyć skargę na grupę dobrych ludzi, którzy w swój prostolinijny sposób zamierzają naprawić jej świat? Jaka grzywna grozi za to?
    Cytat #2 „Tylko w środku panował zbyt wielki bałagan, żeby się w nim połapać.” Chodzi mi głownie o słowo połapać. Wiem, że mądry z Ciebie człowiek i znasz wiele skomplikowanych słowów, ale dobrze rozegrałaś to tym razem. Dobrałaś odpowiednie słownictwo do sytuacji. Przecież nie możesz w jednym zdaniu twierdzić, że Darcy to zwyczajna nastolatka, a potem postawić słownictwo, które nigdy by w ustach nastolatki się nie znalazło. Darcy może być mądra i elokwentna, ale nadal zostaje napędzanym hormonami nastolatkiem. I mówić też tak musi. Zwłaszcza, że to narracja pierwszej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, ale wracam do Louisa. Ten numer ze szczerością. Dobry numer. Mówiłam, że ekipa jest prostolinijna. Nie wciskają kitów, nie oszukują nie grają w dwulicowość. WOW to musi być dla naszej Darcy odmiana, której się nie spodziewała. I co tu dużo pisać? Ja też bym dała się złapać na taką kompilacje cech. I nie ma w tym żadnego haczyka. A przynajmniej mam nadzieje. (NIE ZROBISZ MI TEGO, PRAWDA?)
      Kass, kocham Cię. I końcówka jest bardzo romantyczna. W chuj romantyczna, rzekłabym. xD Powiedziałabym też coś więcej, ale obiecałam nie, więc się zamknę. Ale pamiętaj, że mogłabym. Więc wiesz… Pamiętaj o tym następnym razem.
      Ostatnie zdanie jest boskie. W sensie dla mnie ma ogromne znaczenie. Dużo pisałam o tym, że Darcy się zmienia, bo wszystko to co się dzieje w Ardamine ma na nią wpływ. Z resztą o tym jest ta opowieść, a nie o jakimś tam romansie (gimby słyszo? Ogarnąć dupy!!!) Ale z doświadczenia wiem, że w depresji bardzo ciężko o samoświadomość. Ludzie z depresją lubią się pluskać w swoim nieszczęściu i nie dopuszczają do siebie myśli, że cokolwiek mogłoby się zmienić, że coś mogłoby ich uszczęśliwiać. A tu popatrz: Czułam się wtedy naprawdę świetnie.
      Myślałam, że zejdę na zawał jak to przeczytałam. Poważnie. Cały rozdział był utrzymany w bardzo lekkim klimacie. Darcy nie odpierdalała, nie wbijała się w dołka, po prostu brali co dawali. I nagle zaczęła się cieszyć z szans, które daje jej życie. Nie widziała tej wymuszonej zabawy jako niesprawiedliwej kary za bezmyślnie złożoną obietnice, ale na serio chciała coś przeżyć.
      SZOK
      Wybacz mi wszystkie te drobne znaki, które umieściłaś w tym rozdziale specjalnie, a ja ich nie zauważyłam i nie skomentowałam! Bardzo chciałam, ale skurwiele się pochowały.
      Hallo? Hallo? Czy to koniec komentarza? Ups. Chyba tak. xD

      Całuski!

      Usuń
  6. Kochana, z góry Cię przepraszam za ten komentarz - tym razem nie będzie taki długi jak zwykle. Mam ostatnio wyjątkowo mało czasu i zależy mi, by być na bieżąco z ulubionymi blogami, niestety gorzej z komentowaniem. Teraz taki gorący okres jest...
    Ale mnie wkurzył ten facet z rybnego, omg :O Co prawda nie spodziewałam się, że od razu zacznie sypać informacjami i Darcy dowie się wszystkiego o tajemniczym odbiorcy/adresacie listów, jednak sądziłam, że skoro ten dupek odważył się odezwać i zaczepić ją w taki sposób, to naprawdę ma coś wartościowego do przekazania. A tu nic. W ogóle dlaczego tacy ludzie prowadzą sklepy i inne tego typu firmy czy tam zakłady, gdzie wszystko polega na kontakcie z drugą osobą? Chyba, że pan Tottenmore kiedyś nie był wiecznie naburmuszonym, wrednym sprzedawcą, tylko miłym, życzliwym człowiekiem. No nieważne. Ta uwaga o włosach Darcy była naprawdę przeurocza ;333 Nie wiem, ja cały czas obstawiam, że Duine to Niall. Może to zbyt oczywiste i jeszcze się na tej teorii przejadę, ale moje serce mi tak podpowiada, poza tym chciałabym, żeby tak było. Ucieszyłabym się jak jasna cholera.
    To naprawdę miło ze strony Darcy, że postanowiła odciążyć Penny i, ze względu na prośbę Helen, została w pracy dłużej, niż zwykle. Zawsze warto sobie pomagać, zresztą coś takiego bardzo poprawia atmosferę w pracy, poza tym jestem przekonana, że szefowa doceni oddanie i rzetelność swojej pracownicy. Odrobina więcej kaski nie zaszkodzi, chociaż i tak jestem pewna, że pensja przedstawia się całkiem dobrze :D
    NA BANK Z TEGO SKLEPU WYSZEDŁ DUINE, MOGĘ SIĘ ZAŁOŻYĆ. Tylko, żeby było śmieszniej, mały pościg w wykonaniu Darcy został przerwany przez niedawną poznaną przez nas grupkę. Z jednej strony się cieszę, że siłą rzeczy bohaterka trochę poprzebywa w towarzystwie innych ludzi, a z drugiej... Czy oni nie mogli się pojawić chociaż kilka minut wcześniej??? Oczywiście wiem, że odkrycie tajemnicy Duine'a nastąpiłoby zdecydowanie zbyt szybko, ale ja tak bardzo nie mogę się doczekać, aż odkryję jego tożsamość XD W każdym razie miło, że Louis i reszta ekipy postanowili zaprosić Darcy na imprezę, mimo że, trzeba przyznać, nawet nie mając takiej przeszłości jak ona, ja sama miałabym pewien propoblem z przyjęciem tej propozycji. Niby sprawiają wrażenie fajnych, wyluzowanych ludzi, a jednocześnie czasem zachowują się tak, jakby traktowali Darcy jak gorszą i ciągle się z niej śmiali... Może faktycznie w trakcie tej imprezy coś się zmieni i wszyscy poznają się lepiej? Sam fakt, że ciocia dziewczyny bardzo dobrze zna Louisa i najwyraźniej ma o nim już wyrobioną, pozytywną opinię, w dużej mierze mnie uspokoił. A poza tym... W końcu Niall ma być na imprezie! Nic dziwnego, że ten argument ostatecznie wygrał walkę, która toczyła si we wnętrzu Darcy po otrzymaniu zaproszenia. W sumie i tak niewiele brakowało, a nigdzie by nie pojechała, w końcu tyle spóźnienia raczej zbyt optymistycznie nie nastrajało, no ale najważniejsze, że Lou się zjawił, powiedział wprost, dlaczego tak późno, po czym wreszcie zabrał dziewczynę na tę imprezę. Jestem bardzo ciekawa, co tam się wydarzy ;>
    Przeraziłaś mnie tym, że Freya się pojawi :o Dżizas, to opowiadanie jak na razie jest takie lekkie, przyjemne, mimo że naznaczone również przykrymi wspomnieniami Darcy, że nie chcę porzucać tego miłego nastroju, w jaki wprawia mnie każdy rozdział na rzecz jakichś komplikacji. Ale wiadomo, akcja musi mieć kilka niespodziewanych zwrotów i na to, tak czy siak, niecierpliwie czekam :D Co się tyczy samej dziesiątki, w ogóle nie czułam, że to dziewięć stron, czytało się niesamowicie szybko. Życzę weny i oczywiście wyczekuję na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ty jesteś poprostu najlepsza , masz najlepsze jakie w życiu widziałam fanficton i czekam na twoją książkę !

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobry wieczór droga Meadow!

    Tym oto sposobem chcę się przywitać, gdyż jestem tu nowa a to jest mój pierwszy komentarz na Off the Coast. Bardzo się cieszę, że pośród tryliona opowiadań o One Direction znalazłam właśnie twoją historię, która, mówiąc szczerze, od razu przypadła mi do gustu. Niegdyś nie przepadałam za fanfiction, ba, nie jestem nawet fanką chłopaków; jedna z moich koleżanek blogerek określiła ten stan jako mini fanka i tego się będę trzymała - w każdym bądź razie dobrze jest trafić na coś wartościowego i dobrze napisanego.
    Chociaż "dobrze napisanego" to w twoim przypadku stanowczo za mało, nie da się tego nie przyznać. (Z góry wybacz, że wybacz, że mój komentarz będzie bardziej ogólny niż szczegółowy, ale dokładna analiza dziesięciu rozdziałów zajęłaby mi zapewne co najmniej kilka stron Worda, także tym razem ograniczę się do zachwytu nad ogółem, a przy następnej notce przejdę głębiej).

    Dobra, po pierwsze, fenomenalne opisy: uczuć, emocji, świata przedstawionego - Irladnia jest genialna do przedstawiania, o tych widokach można pisać długie eseje! Poza tym rozległy rozdział to jest coś, co trzeba podziwiać. Są "rozdziały" i rozdziały, twoje należą zdecydowanie do tych drugich. Bo nie sztuką jest napisać coś na stronę Worda, sztuką jest wytworzyć ich dziewięć, połączyć słowa, myśli w całe zdania, w część fabuły, a potem zauroczyć nią czytelników.

    Pozwól, że zacznę od końca, pojawiło się pytanie, kim może być Duine. Jestem w rozsypce, bo najpierw myślałam o Niallu, co wydawało mi się oczywiste, skoro to opowiadanie o nim, ale potem przyszła chwila zawahania "To za proste", wzięłam więc pod lupę tajemniczego Bena, jednak i ta teoria chyba się właśnie posypała, bo Darcy przecież rozpoznałaby Bena wychodzącego ze sklepu rybnego. Nie jestem w stanie natenczas rozgryźć tej zagadki i szczerze powiem doprowadza mnie to do szału, ale rozumiem, że taki właśnie był twój zamysł autorski.

    Jedynym moim problemem wydaje się więc być Darcy. Dlaczego? Muszę przyznać, iż dziewczyna czasami działa mi nieco na nerwy swoim zachowaniem, bo mam nadzieję, że nie jest to kwestia osobowości. Rozumiem, przegrane stypendium, poczucie bezsilności i beznadziejności, strata wiary we własne umiejętności - sama zachowywałabym się podobnie - ale na litość Boską nie można od razu przekreślać wszystkiego, o czym się marzyło. Darcy, dziewczyno, ogarnij się! Jej depresyjny stan zaczyna się udzielać także i mi. Czy naprawdę zaszkodziłoby, gdyby choć trochę skorzystała z tych wakacji. Fakt faktem Ardamine może nie być najbardziej rozrywkowym miastem świata, ale coś tu się jednak dzieję. Trzymam kciuki, że dziewczyna pokona wewnętrzną niechęć i zaskoczy mnie na imprezie.

    Tyle na dzisiaj ode mnie. Życzę dużo, dużo, całe pokłady weny na następny rozdział, którego już w tym momencie niecierpliwie wyczekuję. Zadomowiłam się tutaj i planuję zostać na dłużej, także szykuj się na kolejną wierna czytelniczkę.

    Pozdrawiam,

    (A jeśli naszłaby cię ochota na przeczytanie czegoś o chłopcach spod ręki osoby kompletnie niedoświadczonej w temacie, zapraszam na http://masz-w-sobie-swiatlo.blogspot.com/ i przepraszam za ten mały spam)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na NOWY spis fanfiction http://kraina-fanfiction.blogspot.com/ ! ;*
    Mam nadzieję, że wpadniesz :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nominowałam cię do Liebster Blogger Award :)
    Szczegóły tutaj---> http://would-you-know-my-name-1d.blogspot.com/2014/12/liebster-blogger-award-po-raz-pierwszy.html
    Pzdr. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Skarbie, nie wyrobiłaś się na Sylwester! Hahahaa Blog świetny, trudno znaleść jakiś porządny, więc miło poczytać coś dobrego. Czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń