Tańczenie do tradycyjnej irlandzkiej muzyki nieco mnie zmęczyło, więc kolejną godzinę, a może i nawet więcej, spędziłam przy ognisku przysłuchując się rozmowom innych i czasami wtrącając swoje trzy grosze. Niall zniknął krótko po tym, jak wreszcie pozwolił mi usiąść i odsapnąć, nie mogłam go nigdzie zlokalizować. Rozglądałam się po całej plaży, ale albo byłam słabo spostrzegawcza, albo chłopak zaszył się gdzieś poza zasięgiem mojego wzroku. Na szczęście wciąż zostawała mi reszta paczki Louisa, która na dobre zagnieździła się wokół ognia, a nawet gdy ktoś z nich gdzieś na trochę odchodził, zawsze miałam przy sobie chociaż jedną „znajomą” osobę, dzięki której nie czułam się odosobniona.
Dina
najwyraźniej poczuła się zobowiązana do przedstawienia mi chociażby pokrótce stosunków
panujących między nimi wszystkimi i przybliżenia mi ich osobowości w ogromnym
skrócie. Być może chciała, żebym poczuła się odrobinę bardziej swobodnie
przybywając z nimi? Dowiedziałam się między innymi, że chodzili do jednej
szkoły odkąd skończyli sześć lat, ale dopiero na początku liceum ich grupka tak
jakby się zamknęła i zaczęli się częściej widywać w takim gronie. Zdradziła mi
nawet „tajemnicę”, jaką był fakt, że Harriet podobał się Louis, poza tym ze
wzajemnością, ale oboje zabierali się za rozwinięcie tego od złej strony i
wciąż tkwili w martwym punkcie. Poradziła mi, żebym ostrożnie podchodziła do
kontaktów z chłopakiem, co właściwie było ciężkim zadaniem zważywszy na to jaki
był otwarty, energiczny i towarzyski. Poza tym Louis podobno był uzdolniony
informatycznie i potrafił rozwiązać każdy defekt komputerowy bez kłopotu, Liam z
kolei należał do tutejszej drużyny pływackiej, co wyjaśniało jego świetną
sylwetkę, natomiast Harriet od małego jeździła konno i to według Diny było dla
niej najważniejsze, dlatego nie przejmowała się jakoś wyjątkowo mocno
egzaminami końcowymi.
Podczas gdy Dina
zaczęła opowiadać mi o tym, jak to jako jedyna z nich nie potrafiła znaleźć
sobie prawdziwego powołania, odruchowo zerknęłam gdzieś w bok, natrafiając
akurat na Simona. Siedział na kłodzie ustawionej po drugiej stronie ogniska i
bardzo zacięcie dyskutował z jakimś chłopakiem. Gdybym na chwilę się wyłączyła
i w pełni przeniosła swoją uwagę z filigranowej, czarnowłosej dziewczyny na
niego, mogłabym wytężyć dobrze słuch i zrozumieć o czym tak ochoczo rozmawiali,
ale nie chciałam żeby Dina mnie przyłapała, więc skończyło się tylko na
patrzeniu na niego. Nie miałam pojęcia czy to jakoś magicznie wyczuł, czy
zauważył kątem oka, że go obserwowałam, ale w pewnym momencie również odwrócił
się w moją stronę. Spojrzał prosto w moje oczy, tym samym paraliżując mnie na
ułamek sekundy. Ewidentnie było widać, że patrzyłam konkretnie na niego, nie
było zatem żadnej ucieczki, dzięki której wyszłabym z tego bez podejrzeń. Nie
spuściłam wzroku, ani nie powróciłam do rozmowy z Diną, tylko ogromnie
skrępowana nie ruszyłam się ani o cal. Całe szczęście chłopak nie był
upośledzony społecznie w tak wysokim stopniu, co ja i niemalże od razu posłał
mi delikatny uśmiech, po czym jakby lekko roztargniony odwrócił się z powrotem
do kolegi. Całe to zajście nie trwało dłużej niż kilka sekund, ale tyle wystarczyło,
żeby podnieść mój poziom stresu. Byłam tak speszona, że nijak zareagowałam na
jego uprzejmy gest, zamiast odwdzięczyć się tym samym, na mojej twarzy zapewne
pojawił się jakiś nieprzyjemny grymas. Co to miało znaczyć? Uśmiechnął się tak
po prostu, a może ów sytuacja wydała mu się krępująca i aby ją jakoś uratować
postanowił coś zrobić, a to było najbezpieczniejszym wyjściem? Albo naprawdę to
on był Duinem i wiedział o mnie. Wiedział, że byłam osobą, która znalazła jego
skarby ukryte na plaży i świadomie złapał ze mną ten kontakt. Nie mogłam
przecież od tak go o to zapytać, gdybym się myliła doszłoby do nieporozumienia,
przez które musiałabym się tłumaczyć albo wyszłabym na dziwaczkę. Tottenmore i
zwykły uśmiech nie były wystarczającymi dowodami, potrzebowałabym ich znacznie
więcej albo chociaż jednego, ale za to porządnego, aby móc wszystko
potwierdzić, pytając go twarzą w twarz. Zawsze miałam opcję podpytania
prawdziwego Duina w liście czy był na tej imprezie w Glendoyne, czy też poprowadzenia
naszej rozmowy tak, że sam zdradziłby mi coś, co mogłoby powiązać te fakty.
Moje
dywagacje przerwała najwidoczniej pijana już Harriet, która ignorując pytania
odnośnie tego co robi, weszła na kłodę, na której jeszcze przed chwilą
siedziała i niebezpiecznie się zachwiała, za to Louis w porę złapał ją za
biodra i podtrzymał. Nie mruknęła żadnego dzięki ani nic, tylko jak gdyby nigdy
nic się nie stało, rozejrzała się po wszystkich ludziach siedzących wówczas
przy ognisku. Louis z powrotem usiadł i złapał ją w razie czego za nogi, zwarty
i gotowy do interwencji.
-
Halo, halo! – zawołała dziewczyna, chcąc zwrócić na siebie uwagę, mimo że i tak
większość osób przyglądało się jej poczynaniom.
-
Uwaga, ogłoszenia parafialne! – wtrącił zaraz po niej Louis niczym istny lider,
uciszając tym towarzystwo. Zgromadzeni zamilkli zaskakująco szybko i skupili
się na tej dwójce, ktoś nawet zagwizdał jakby dla otuchy. Harriet odchrząknęła
teatralnie, żeby oczyścić gardło, po czym wyprostowała się i zaczęła swoją
przemowę.
-
Korzystając z okazji, chciałabym zaprosić was na wtorkowe wyścigi w Carlow, w
których biorę udział… - Nie dane było jej jednak dokończyć, ponieważ jej
znajomi zaczęli buczeć i wydawać z siebie bliżej nieokreślone jęki
niezadowolenia.
-
Tak, tak, wiemy, Walsh – odezwał się jeden z chłopaków znudzonym tonem i
wywrócił oczami dla podkreślenia tego, że wystąpienie dziewczyny było zbędne,
aczkolwiek nie wydało mi się to niemiłe z jego strony. Wszystko co robili ci
ludzie, jak się do siebie odzywali, jak się traktowali, osobie postronnej na
pierwszy rzut oka mogłoby wydać się chamskie czy też bezczelne, ale w gruncie
rzeczy było czystym żartem i tak też to nawzajem odbierali, sądząc po ich
reakcjach. – Gadasz o tym odkąd dowiedziałaś się, że cię zakwalifikowali –
dodał z przekąsem, robiąc do niej jakąś minę. Harriet skrzywiła się wyraźnie i
pokręciła głową, próbując dojść do słowa, ale nad ogniskiem znów rozproszył się
szum rozmów.
-
Wiem! – krzyknęła, aby się wybronić, a ludzie powoli się uciszali, aby jej
wysłuchać do końca. – Wiem… Ale chciałam, żeby było bardziej oficjalnie! –
Język jej się trochę plątał od nadmiaru alkoholu, więc wypowiedziała to jak
małe, smutne dziecko. Straciła całą otoczkę grozy, jaką miała wtedy pod
zegarem. Patrząc tak na nią, nie odczuwałam żadnego stresu związanego z
komunikowaniem się z nią. Kiedy jej znajomi rozbawieni całą sceną chichotali, a
ona bezsilnie wkurzała się na nich, była bardziej zabawna niż groźna.
-
Okej, okej, klaszczemy – zakomunikował natychmiast Louis, puszczając jej nogi i
zaczął klaskać, a cała reszta poszła w jego ślady. Zaśmiałam się dość głośno,
bo był to całkiem śmieszny widok. Na moje nieszczęście blondynka to zauważyła i
czym prędzej skupiła swój wzrok na mnie. Uśmiech schodził mi stopniowo z ust,
ponieważ nie wiedziałam czego mam się po tym spodziewać. Moje myśli odnośnie
tego, że Harriet wcale nie budziła we mnie żadnych obaw rozmyły się w
błyskawicznym tempie.
- A
ty! – krzyknęła naprawdę głośno, celując we mnie palcem. – Jedziesz z nami –
oznajmiła poważnym, choć łagodniejszym tonem. Widać, że specjalnie chciała mnie
wystraszyć, więc ponownie zaśmiałam się pod nosem, czekając na rozwój akcji. –
Musisz zobaczyć jakie to zajebiste – zakończyła, rozluźniając tym atmosferę i
na koniec uśmiechnęła się do mnie, zupełnie jakby chciała mi dać do
zrozumienia, że nie mam się tak przed nią spinać. Wyczucie tej dziewczyny było
dość ciężką sprawą, ale powoli zaczynałam rozumieć jej niektóre zachowania.
Przytaknęłam
jej, prawie że odruchowo i zaczerpnęłam łyka dopiero co otworzonego piwa. Nie
zamierzałam w ogóle jej odmawiać i to nie dlatego, że byłam w tym słaba, bo
ostatnio nieźle się w tym wprawiłam, ale dlatego, że wydało mi się to całkiem
interesujące. Skoro to jakieś większe zawody, zapewne wujek Devin miał w
planach się na nie wybrać, więc tak czy inaczej bym się na nich pojawiła,
choćby z czystej ciekawości.
-
Jeździsz konno? – zagadnął mnie Liam, leżący na piasku i opierający się
ramieniem o kłodę.
-
Jeździłam kiedyś – odparłam zgodnie z prawdą, a na myśl przyszło mi, że w
zasadzie odrobinę za tym tęskniłam. Moim rodzicom bardzo zależało na tym, żeby
zaszczepić we mnie miłość do koni i jazdy, już nawet nie chodziło o to, żebym
pewnego dnia została profesjonalistką, a o samo hobby. Dom i stadnina należały
niegdyś do dziadka, ojca mamy i wujka Devina, ale po jego śmierci to Devin
zdecydował się ciągnąć wszystko dalej. Babcia swoje ostatnie dni spędziła,
mieszkając razem z nim i Ellie, a później zostali tylko w dwójkę. Chociaż, właściwie
to w trójkę, licząc Spine’a, który był tam od zawsze, był jakby własnością tego
domu i jego pełnoprawnym mieszkańcem. W ten oto sposób zarówno mama, jak i
wujkowie świetnie sobie radzili w tym sporcie, zarazili tym też tatę i po
części mnie, ale gdy zaczęłam dorastać w Dublinie, nie myślałam nad jazdą
konną. Im starsza byłam, tym mniejszy był mój zapał, podejrzewam, że tylko i
wyłącznie dlatego, że nie miałam tego na wyciągniecie ręki tak często, jak
wcześniej. Mimo to wciąż to lubiłam, z tym że nie czułam już jakiejś większej
potrzeby trenowania. Kiedy odwiedzałam Falleyów, wybierałam się na przejażdżki
i tyle mi wówczas wystarczyło. W stolicy miałam inne życie, inne problemy,
potrzeby, które zajmowały moje myśli, nie miałam zbytnio czasu, żeby o tym
rozważać, a co dopiero, żeby jeździć na własną kieszeń do Ardamine. Mając te
czternaście lat, głowiłam się nad tym za co pójdę na koncert jakiegoś
pop-rockowego zespołu albo co ubiorę na szkolną imprezę, później z kolei
przyzwyczaiłam się do swojego zabieganego życia w Dublinie i czerpałam ile się
dało podczas krótkich pobytów u wujków.
- Jak
to w ogóle możliwe, że nie kojarzysz Harriet, skoro Devin jest jej instruktorem
odkąd skończyła sześć lat? – zapytał z wątpliwościami wymalowanymi na twarzy, a
ja ściągnęłam brwi na znak zdziwienia. Devin był instruktorem Harriet?! Nie
miałam pojęcia co nie tak było z moją pamięcią, że nie nic takiego sobie nie
przypominałam. Jeżeli uczęszczała do jego szkółki od małego, fakt że jej nie
znałam wręcz graniczył z cudem. Na pewno musiałam ją kiedyś poznać. Co prawda
miałam jakieś marne przebłyski dzieci ze szkółki, ale nie było to nic
konkretnego.
-
Mam słabą pamięć. – Wzruszyłam ramionami, dalej starając się wygrzebać z
odmętów swego umysłu jakiekolwiek strzępki wspomnień z młodych lat. I w końcu
wpadłam na pewien trop. Było to jedno, jedyne wspomnienie, które mogło mieć
jakikolwiek związek z Harriet. Pewnego razu, nie wiem ile mogłam mieć lat,
piętnaście, może szesnaście, poszłam do stajni, gdzie miałam poczekać aż wujek
skończy trening ze swoimi podopiecznymi. I wtedy minęłam tam dość wysoką dziewczynę
o długich, lekko kręconych włosach o kolorze ciemnego blondu. Prowadziła jednego
z koni z powrotem do boksu, nadal mając na głowie czarny kask. Po drodze
posłałyśmy sobie tylko nikłe uśmiechy i na tym się skończyło. To musiała być
ona. W sumie, tamtego wieczoru, gdy spotkałam ich pod zegarem jej twarz wydała
mi się znajoma, ale zignorowałam to, ponieważ Ardamine i ogólnie okolice
Riverchapel to tak ciasne miejsce, że dużo osób wydawała mi się być znajoma.
Nagle
do moich uszu dotarło jakieś nawoływanie dochodzące zza moich pleców, więc
odwróciłam się za siebie, żeby sprawdzić o co chodzi i ujrzałam Nialla
biegnącego w naszym kierunku. Wyglądał prześlicznie z tymi lekko poróżowiałymi
policzkami.
-
Idziecie pływać? – rzucił w eter, gdy tylko dobiegł do ogniska, a ja aż
otworzyłam oczy szerzej ze zdumienia na jego słowa. Jak to pływać?! Przecież
było tak strasznie zimno. Poza tym ostatnio sporo padało, a lato wcale nie
zaczęło się na dobre, więc nie sądziłam, żeby woda w morzu była wystarczająco
ciepła. Spojrzałam po ludziach, którzy bez żadnych obiekcji zbierali się już w
stronę brzegu. Louis zarzucił sobie na ramię pijaną Harriet i zaraz po tym jak
klepnął ją w tyłek, ruszył przed siebie. Liam z kolei objął Dinę ramieniem i na
spokojnie podążył za przyjacielem. Tymczasem ja siedziałam jak sierota i
obserwowałam innych, zamiast sama podjąć jakąś decyzję.
-
Nie idziesz? – Niall zwrócił się do mnie ochoczo, zauważając, że wciąż tkwiłam
w miejscu i ani drgnęłam. Zerknęłam na niego nieco zmieszana, nie chciałam
wyjść na nudziarę, która wymiguje się od wszystkiego, ale naprawdę wizja
zamoczenia się w całości w lodowatej wodzie nie wyglądała zbyt kusząco.
- A
muszę? – mruknęłam ostrożnie, z nadzieją, że jednak mi odpuści, a on uśmiechnął
się jakby przygaszony, spoglądając w dół. Z jednej strony odrobinę mnie to
zdziwiło, z drugiej zrobiło mi się z tego powodu trochę głupio. Nie chciałam,
żeby moje ciągłe odmawianie kogoś rozczarowało, o ile to odpowiednie słowo. Prędzej
spodziewałam się, że kogoś zirytuję takim zachowaniem, ale nie że… zasmucę?
Broń Boże, nie miałam zamiaru schlebiać sobie, mówiąc że moja odpowiedź go
zasmuciła, ale nie wiedziałam jak inaczej określić jego reakcję, która swoją
drogą trwała dosłownie ułamek sekundy bowiem blondyn szybko znalazł wyjście z
sytuacji.
-
Popilnujesz rzeczy – zaproponował, wyciągając w moją stronę rękę i spojrzał na
mnie zachęcająco. W takim wypadku nie potrafiłam stać nieugięta przy swoim i
chwyciłam jego dłoń, posyłając mu delikatny uśmiech, ale puściłam ją gdy tylko
stanęłam na równe nogi. Byłoby to dość niezręczne gdybym wciąż go trzymała,
idąc po plaży. Może i był piany, może i nawet bardziej niż ja, ale nie znaczyło
to, że mogłam wykorzystać sytuację. Poza tym nie chciałam jej wykorzystywać, bo
to dla mnie było to krępujące. Co prawda podczas tańca nie przeszkadzał mi tak
bardzo fakt, że wciąż trzymaliśmy się z Niallem za ręce, ale były to zupełnie
inne okoliczności.
Nie
mieliśmy czasu na jakąkolwiek rozmowę, ponieważ oboje skupiliśmy się na
obserwowaniu reszty. Liam i Dina wbiegali już w bieliźnie do morza razem z
paroma innymi osobami. Nie robili żadnych podchodów, tylko trzymając się za
ręce, ruszyli wprost na niewielkie fale, nie zważając na temperaturę wody.
Natomiast Louis i Harriet pozbywali się jeszcze ubrań. Chłopakowi poszło to
znacznie szybciej, więc aby nie tracić czasu, pomógł blondynce z jej bluzką. Wstawiona
Harriet słabo radziła sobie ze ściągnięciem górnej części swojej garderoby
bowiem odpięła za mało guzików koszuli, którą miała na sobie, przez co nie
mogła jej przeciągnąć przez głowę. Louis skutecznie jej z tym pomógł, a gdy
tylko jej bujne, kręcone włosy wyleciały z otworu, odsłaniając wreszcie jej
twarz, brunet pocałował ją w usta, po czym złapał za rękę i również pobiegli
ile sił w nogach do wody. Będąc po pas zanurzonymi, rzucili się wprost na fale,
znikając z mojego pola widzenia, więc przeleciałam wzrokiem po wszystkich
ludziach będących wówczas w morzu, na co mój uśmiech się poszerzył. W tym samym
momencie dotarliśmy z Niallem do miejsca, gdzie leżały ubrania jego znajomych.
Blondyn od razu zaczął się rozbierać, zaczynając od butów i spodni, a ja orientując
się co właśnie się dzieje, jak zahipnotyzowana stałam obok i z lekko rozwartymi
ustami przyglądałam się temu ze zdecydowanie za dużą uwagą. Na szczęście Horan
niczego nie zauważył, a ja w porę przesunęłam głowę o kilka cali i dla
niepoznaki spoglądałam gdzieś w dal, ale gdy tylko kątem oka dojrzałam, że
złapał za koniec swojej koszulki, znów niezbyt dyskretnie na niego spojrzałam.
Nie mogłam nic poradzić na to, jak bardzo chciałam to zobaczyć. To było do mnie
dość niepodobne, zawsze starałam się być jak najbardziej powściągliwa, a tym
razem zachowywałam się jak desperatka, która od lat nie widziała żadnego faceta
topless.
- Czekam tam na ciebie,
jeśli się zdecydujesz – powiedział, gdy stanął przede mną już na samych
majtkach, warto dodać – czarnych i dość obcisłych, zaś ja jak oparzona
podniosłam wzrok z jego klatki piersiowej na jego twarz, a jedyne na co było
mnie stać w tym stresie, to nerwowy uśmiech zawstydzenia. Chłopak odwzajemnił
gest, choć nie tak ułomnie jak ja i dołączył do reszty, tymczasem ja dalej obserwowałam
ich poczynania. Nie znajdowałam się aż tak daleko od brzegu, więc z takiej
odległości śmiało mogłam dojrzeć sylwetki znanych mi osób i dokładnie
rejestrować co, kto robił. O dziwo nie dostrzegałam pośród nich Louisa, ale
wytłumaczyłam to sobie nurkowaniem. Cały ten pomysł z pływaniem nie był do
końca roztropny, skoro wcześniej pili alkohol, ale w tamtej chwili naprawdę nie
myślałam o konsekwencjach ich zabawy. Poza tym fale nie były wcale aż tak
wysokie, dlatego nie bałam się, że może im się coś stać. Wyglądali na
szczęśliwych, byli tak szczerze radośni, że ich obecny stan jakby zawirował
wokół mnie i złapał mnie całkowicie w swoje sidła. Stałam tak i z szerokim
uśmiechem wymalowanym na twarzy, śledziłam ten beztroski moment. Zazdrościłam
im tego błogiego stanu, tego, że mieli siebie i czuli się ze sobą dobrze. Tego,
że nie martwili się na zaś, a w pełni korzystali z teraźniejszości.
Nie wyczuwałam od nich
ani krzty fałszu. Ani trochę nie przypominali mi moich znajomych z Dublina. Bawili
się w inny sposób i tu nawet nie chodziło o to, że tak się miał stan rzeczy ze
względu na ich miejsce zamieszkania. Nie. Chodziło o stosunek do życia, o
rozrywki, upodobania, usposobienie, charaktery. Oni zostali wychowani w inny
sposób, ale nie znaczyło to, że my, dzieciaki ze stolicy nie mogliśmy spędzać
dobrze czasu właśnie tak, jak oni tutaj, na wsi. Wszystko zależało od podejścia,
nie od samego miejsca. Nie ono było ważne, a ludzie, którzy zbierali się
gdzieś, aby razem stworzyć piękne wspomnienia.
Nagle poczułam silne
szarpnięcie, jednocześnie niekomfortowe zimno w niektórych częściach ciała,
głównie na udach i ramieniu, zaś moje nogi poderwały się do góry, a ja
automatycznie złapałam za szyję sprawcę całego zdarzenia. Błyskawicznie
obejrzałam się w bok, aby ujrzeć roześmianą twarz Louisa i jego mokre włosy
opadające mu na czoło.
- Boże! Louis! Louis! –
zaczęłam krzyczeć gorączkowo, przy czym wierzgałam nerwowo nogami i wciąż kurczowo
trzymałam go za szyję, żeby nie upaść. – Mam w kieszeni telefon i pieniądze! –
dodałam pospiesznie, widząc, że chłopak wchodził już na mokry piasek, a on
zatrzymał się i spojrzał na mnie uważnie jakby chciał sprawdzić czy kłamię, aby
uniknąć kąpieli, czy faktycznie mówię prawdę, ale najwyraźniej strach i panika
bijące ode mnie na kilometr go przekonały.
- Masz dziesięć sekund
na zostawienie swoim rzeczy przy naszych – oznajmił, mierząc mnie groźnie
wzrokiem, po czym odstawił mnie na ziemię i dla własnej pewności podążył za
mną. Odczułam niemałą ulgę, gdy znów poczułam pod podeszwami trampków twarde
podłoże, niestety nie zmniejszyło to ani trochę mojego stresu. Nie miałam
wyjścia. Musiałam do nich dołączyć.
Z niemałym skrępowaniem
zdjęłam bluzę i rzuciłam ją na kupkę ubrań, zastanawiając się czy doznam szoku
termicznego. Było naprawdę zimno, zważywszy na ostatnie niezbyt pogodne dni.
Jeszcze trzy dni temu w okolicy szalała okropna burza, a słońce nieśmiało
wychodziło zza chmur, zatem pomysł z pływaniem naprawdę nie był rozważny. Jednak
i oni, i ja byliśmy pijani, co prawda ja nie upiłam się aż tak bardzo, ale
można by powiedzieć, że sama atmosfera udzieliła mi się w takim stopniu, że mój
dobry humor był spotęgowany.
Louis tupał
ostentacyjnie nogą, czekając na mnie i dając mi tym do zrozumienia, żebym się
pospieszyła, bo prawdopodobnie jemu też zaczęło doskwierać zimno, a ja ściągnęłam
szybko trampki i skarpetki. Przystąpiłam z nogi na nogę, czując pod stopami
zimny piasek, tak jakby miało mi to jakoś pomóc, po czym, aby nie zwlekać
dłużej, nieśmiało odpięłam guzik w spodniach i zsunęłam je, czując jak chłodny
wiatr uszczypnął moje uda. Zadrżałam nieznacznie, mimowolnie pocierając nogi
rękoma, a Louis zaśmiał się pod nosem na ten widok. Postanowiłam wykąpać się w
koszulce, nie dlatego, że wstydziłam się swojego ciała, ale ze względu na ów
pogodę. Nie miałam pojęcia czym się wytrę i co na siebie włożę po wyjściu z
morza, ale stwierdziłam, że jakoś przetrwam przy ognisku.
- Gotowa – rzekłam do
chłopaka, rozwierając teatralnie ramiona na boki, jakby się prezentując, a ten
z szerokim uśmiechem podszedł do mnie i znów wziął mnie na ręce, choć tym razem
obyło się bez przyspieszonego bicia serca. Żwawym krokiem ruszył przed siebie,
a gdy tylko woda sięgała mu do kostek, przyspieszył chlapiąc przy tym na boki i
już wtedy poczułam pierwsze kropelki.
- Bomba! – krzyknął
Louis, a ja wiedziałam co to oznaczało. Rzucił się ze mną na małą falę i wtedy ogarnęło
mnie nieprzyjemne uczucie. Zanurzyłam się całkowicie w lodowatej wodzie, w
ostatniej chwili łapiąc oddech. Brunet od razu wypuścił mnie z objęć, a ja
krzywiąc się z jak najmocniej zaciśniętymi powiekami i ustami, wypłynęłam na
powierzchnię.
- Kurwa! – To było
pierwsze słowo, jakie z siebie wyrzuciłam po wyłonieniu się, natomiast pierwszą
rzeczą, jaką usłyszałam były śmiechy innych. Odetchnęłam głęboko i bardzo
głośno, starając się jakoś przyzwyczaić do tej niskiej temperatury,
jednocześnie przecierając oczy, aby móc je otworzyć.
-
Jeśli ci zimno, mogę cie przytulić – zaoferował mi Louis, idąc w moją stronę z
rozwartymi ramionami, a ja w tym właśnie momencie odłożyłam na bok fakt jak
cholernie zimno mi było i roześmiałam się na głos.
-
Nie skorzystam! – odparłam i ochlapałam go dość sporą ilością wody. I tak
zaczęła się nasza bitwa. Liam, Dina, Harriet i Niall otoczyli nas zewsząd, a my
z Louisem nie mając zbytnio wyboru, postanowiliśmy być sojusznikami.
Uderzałam
w taflę wody na oślep, chlapiąc na wszystkie strony, byle by odpędzić jakoś wrogów
i przy okazji ochronić swoją twarz od zmoczenia, żeby kompletnie nie stracić
widoczności. Louis dawał mi jakieś wskazówki, a nasza współpraca wyjątkowo mnie
zaskoczyła. Dawaliśmy radę całkiem nieźle. Nie miałam pojęcia ile to wszystko
trwało, ale jedno wiedziałam na pewno. Ci ludzie po raz kolejny sprawili, że
czułam się dobrze. Nieświadomie przywrócili moje małe szczęście i to dzięki
nim, znów zapomniałam o swoich rozterkach, ciesząc się tym, co było obecnie.
Kiedy później chłopcy wyrzucali mnie, Dinę i Harriet ze swoich barków do wody,
nie przeszkadzał mi ani wiatr, ani ta lodowata temperatura. Dzięki dobremu
samopoczuciu i świetnemu humorowi, wydawała mi się ona być ciepła. Doskonale
wiedziałam, że to złudne odczucie i następnego dnia zapewne obudzę się z
przeziębieniem, ale doprawdy nie dbałam o to. Miałam gdzieś czy przez kolejne
dni będę chodzić zakatarzona, czy będę kichać jak szalona. Miałam w dupie całe
bagno, które zostawiłam w Dublinie i po raz pierwszy, nareszcie miałam szczerze
w dupie całą tę chorą sytuację z Lauren i Maxem. Nie przejmowałam się tym ani
trochę. Wtedy liczyli się dla mnie tylko i wyłącznie ci obcy mi ludzie, którzy
pomogli mi, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Kiedy
towarzystwo nieco się uspokoiło, odpłynęłam gdzieś na bok, aby spędzić choć chwilę
w samotności i zrelaksować się. Dryfowałam spokojnie na plecach, patrząc na
cudowne, rozgwieżdżone niebo, napawając się tym widokiem. W stolicy ciężko było
zobaczyć coś podobnego, gwiazdy były słabo widoczne, chyba że na obrzeżach.
Była to kolejna wspaniała rzecz do dodania na listę uroków życia na wsi. Do
uroków życia w Ardamine.
Byłam
tu dopiero dwa tygodnie albo i już dwa tygodnie, a zdążyłam zauważyć stokroć
więcej niż przez ostatnie lata. Wiedziałam, że stał za tym zarówno mój wiek,
jak i to, że moja psychika była znacznie lepiej rozwinięta niż wtedy i to
właśnie dzięki temu, że byłam starsza, a także poprzez to, co mi się
przydarzyło, stałam się bardziej spostrzegawcza. Inaczej patrzyłam na pewne
sprawy i w znacznie większym stopniu zaczęłam doceniać pewne rzeczy. Starałam
się patrzeć na świat obiektywnie częściej, co prawda bardzo powoli, ale podnosiłam
też poziom swojej wyrozumiałości. Nie chciałam być jak Lauren, nie chciałam być
jak oni, nie chciałam być taka, jaka byłam jeszcze rok temu.
Jeśli
te czternaście dni minęło tak szybko, gdy nie miałam zbyt wiele do roboty,
bałam się pomyśleć w jak błyskawicznym tempie minie druga połowa miesiąca. Teraz,
kiedy poznałam ludzi, przy których mogłam poczuć się swobodnie, którzy
najwyraźniej nie mieli nic przeciwko mojemu dziwnemu zachowaniu, ostatnią
rzeczą o jakiej myślałam był powrót do domu.
-
Piękne, prawda? – Usłyszałam znany mi głos, na dźwięk którego mimochodem
zmieniłam pozycję i znów zaczęłam machać rękoma, aby utrzymać się w miejscu na
wodzie. Po ujrzeniu przyjaźnie uśmiechniętego Nialla, ogarnął mnie dziwny
wewnętrzny spokój. Nigdy wcześniej nie rozmarzałam się o nikim tak bardzo, jak
o nim. Wystarczyło, że tylko pojawiał się przy mnie albo gdzieś w pobliżu,
żebym zaczęła zatapiać się we własnych myślach. Z Maxem sprawa wyglądała nieco
inaczej.
-
Prawda – potwierdziłam, posyłając mu delikatny uśmiech i znów spojrzałam w
górę. – W Dublinie tego nie zobaczysz.
Lepszego
zakończenia dnia nie mogłam sobie wymarzyć. Patrzenie razem z nim na zasypane
maleńkimi, świecącymi kropeczkami niebo, podczas dryfowania na wodzie było tak
żenująco romantyczne, że aż zaśmiałam się cicho na tę myśl. Dla mnie jednak nie
to było ważne, a wyjątkowość tej chwili. Byliśmy na tyle oddaleni od reszty, że
ich śmiechy i krzyki nie były aż tak głośne, a wokół naszej dwójki powstała
jakby jakaś bariera, która chroniła nas przed zewnętrznym światem i otoczyła
nas przyjemnym spokojem.
- Bardzo
cię polubili, wiesz? – odezwał się nagle Niall, przerywając tym błogą ciszę.
Zerknęłam na niego pytającym wzrokiem. – Dużo osób się koło nich kręciło, ale
to ciebie zaakceptowali – dodał dla wyjaśnienia, a ja nadal nie wiedziałam co
odpowiedzieć. To brzmiało co najmniej tak, jakbym była jakimś wybrańcem i
powinnam się czuć zaszczycona tym faktem, ale domyślałam się, że wcale nie to
miał na myśli, ale moje ego i tak podskoczyło nieznacznie po usłyszeniu tego.
-
Cieszy mnie to – odparłam. Być może zabrzmiało to zbyt obojętnie, ale na pewno
nie taka była moja intencja. Rzeczywiście cieszyłam się z tego powodu. Może i
na początku faktycznie byłam do nich nastawiona sceptycznie ze zrozumiałych
powodów, ale kiedy poznałam ich nieco lepiej i zobaczyłam jak strasznie miło
mnie traktowali, moje podejście się zmieniło, a najlepsze w tym było to, że nie
potrzebowałam na to wiele czasu, bo zaledwie ten jeden wieczór. Oczywiście nie
byłam w pełni zdecydowana, aby uzewnętrzniać się z nimi niewiadomo jak bardzo,
nie oznaczało to też, że byłam gotowa otworzyć się przed nimi całkowicie, ale
za ich nieświadomym wsparciem, przynajmniej zrobiłam krok do przodu.
-
Spędzisz z nimi naprawdę świetne chwile – powiedział, kontynuując temat i znów
zbił mnie nieco z tropu swoją wypowiedzią. Nie rozumiałam dlaczego nie
wspomniał o sobie.
- A
ty? – zapytałam niemalże od razu z wątpliwościami wymalowanymi na twarzy. Chyba
nie chciał mi poprzez to przekazać, że nie zamierza się spotykać ani z nimi,
ani ze mną?
-
Ja też spędzę z nimi świetne chwile – odpowiedział z głupim uśmieszkiem, dzięki
czemu zrozumiałam, że doskonale wiedział o co mi chodziło i specjalnie sobie
zażartował. Zaśmiałam się cicho.
-
Przecież wiesz o co mi chodzi – rzekłam, spoglądając wprost w jego oczy, powoli
poważniejąc. Nic innego nie przychodziło mi wówczas do głowy, a tymi słowami
mogłam być choć odrobinę pewna, że uzyskam satysfakcjonującą mnie odpowiedź.
Nie musiałam mówić niczego wprost, bo zawarta tam aluzja wystarczająco
naprowadziła blondyna na tor, jaki miała obrać nasza rozmowa.
- Ze
mną też możesz spędzić miło czas, jeśli chcesz – mruknął niesamowicie
przyjemnym tonem. Jeszcze nigdy wcześniej jego głos nie brzmiał tak subtelnie i
melodyjnie, dlatego też ugrzęzłam zarówno w jego czarującym spojrzeniu, jak i
objęciach jego łagodnego głosu. Mimo że między nami zapadła cisza, miałam
wrażenie jakbyśmy oboje krzyczeli w niebogłosy wewnątrz siebie, a nasze myśli
wirowały nieustannie się pomnażając i robiąc hałas w naszych głowach.
Przynajmniej tak wyglądało to w moim przypadku. Patrząc tak w jego cudowne, niebieskie
oczy, nie mogłam pozbierać tych myśli do kupy. W sumie nawet się nie starałam,
nie interesowało mnie jak ogromny bałagan panował w moim umyśle bowiem moja cała
uwaga skupiła się na Niallu.
Chłopak
wiąż patrząc na mnie, jakby zaczął się nieznacznie zbliżać, tymczasem moje biedne
serce waliło jak szalone. Jak dobrze, że usłyszenie tego nie było możliwe,
inaczej byłby to doprawdy porządny harmider.
W
tamtym momencie nie dostrzegałam niczego innego poza Niallem. Nie tylko był w
centrum wydarzeń, właściwie to on był centrum moich wydarzeń. Nie istniało nic innego poza nim. Nie miałam
pojęcia czy to mój mózg płatał mi figle, czy on naprawdę zmniejszał odległość
między nami. Z sekundy na sekundę serce waliło mi coraz mocniej, a mój stres
osiągnął niewyobrażalnie wysoki poziom. Wciąż machałam lekko rękoma, żeby
utrzymać się na wodzie, ale czułam się jak sparaliżowana zaistniałą sytuacją.
Nagle Niall niespodziewanie odwrócił głowę w stronę plaży, a na jego twarzy
malowało się wyraźne niezadowolenie. Zmarszczył czoło i wyglądał w dal, a ja
podążyłam wzrokiem za nim. Na brzegu stał jakiś chłopak, który krzyczał coś do
nas, a ja dopiero teraz byłam w stanie zarejestrować jego nawoływanie. Byłam
zbyt rozkojarzona i zdezorientowana, ale niewiele potrzebowałam, aby odczuć
niemałe rozczarowanie takim obrotem spraw.
- Tar amach as an uisce!* – Chłopak krzyknął coś po irlandzku, a mnie
oczywiście nie było dane zrozumieć o co mu chodziło, chociaż nie wydawało mi
się, żeby mówił coś o rekinach albo o innym tego typu zagrożeniu. Jego ton nie
był gorączkowy, więc odrzuciłam od razu te opcje. Nastolatek dodał coś jeszcze,
machając ręką i odszedł, a Niall spuścił na chwilę głowę, jakby zrezygnowany.
- Co on powiedział? – spytałam, chcąc wiedzieć co się
działo, skoro mój sąsiad zareagował na to tak, nie inaczej.
- Mamy wyjść z wody, bo zaraz będą opowiadać legendy –
odparł, a raczej odburknął, a ja na momencie odzyskałam przytomność.
Gdy dopłynęliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy już grunt,
zaczęliśmy powoli wychodzić z wody. Spędziliśmy w niej zapewne ponad
trzydzieści minut, nic zatem dziwnego, że po wyjściu na wiatr było tak
strasznie zimno. Automatycznie złapałam się za ramiona i zatrzęsłam z zimna,
podążając w stronę naszych ubrań. Najwyraźniej reszta wyszła przed nami bowiem
na kupce zauważyłam jedynie ciuchy swoje i Horana. Nie wiedziałam czym mam się
wytrzeć, ani co zrobię z tą kompletnie mokrą koszulką, złapałam za swoją bluzę
i chciałam wytrzeć nią chociaż nogi, żeby móc ubrać spodnie, kiedy Niall wziął
mi ją po prostu z ręki.
- Co ty robisz? – spytał rozbawiony i spojrzał na mnie
pytającym wzrokiem. – Masz, wytrzyj się moją bluzką – wyciągnął w moją stronę szary
t-shirt.
- Co? Nie! Nie mogę – zaprotestowałam natychmiast, a on
ponownie zachichotał i pokręcił głową.
- Nie marudź, bo zaraz będziesz chora – zauważył i
wcisnął mi swoją bluzkę siłą, a sam wytarł się w koszulę. Przez moment stałam
tak zakłopotana, ale w końcu odwróciłam się do niego plecami. Najpierw
skręciłam z całej siły włosy, żeby pozbyć się z nich jak największej ilości
wody, następnie związałam je w koka na czubku głowy, żeby nie zmoczyły mi
suchego ubrania i dopiero wtedy ściągnęłam całkowicie przemoczoną bluzkę i
wytarłam się ciuchem Nialla tak, jak mi nakazał. Było mi głupio, kiedy to
robiłam, w końcu nie znałam go aż tak dobrze, żeby oferował mi tego typu pomoc.
W przypadku Maxa czy Franka nawet bym się nie zastanawiała, tylko sama
wyszarpnęłabym im z rąk materiał, rzucając jakimś złośliwym, żartobliwym komentarzem,
ale teraz była to dla mnie niemała krępacja. Po ubraniu spodni, zarzuciłam na
gołe ramiona swoją granatową bluzę i zapięłam ją pod samą szyję. W międzyczasie
zerknęłam ukradkiem na blondyna, który był prawie gotowy do powrotu do reszty.
Zauważyłam, że miał bose stopy i stwierdziłam, że jednak też odczekam aż piasek
wyschnie, tak będzie łatwiej.
- Gotowa? – zagadnął, a ja skinęłam tylko głową i podałam
mu wymiętoloną i mokrą bluzkę, mówiąc ciche, skromne „dzięki”. – Nie ma za co.
Daj mi swoją, wywieszę je na samochodzie, a ty idź już do ogniska i się ogrzej
– poinstruował mnie, a ja uśmiechając się lekko, oddałam mu także swoją
koszulkę i ruszyłam w stronę ogniska.
Przy ogniu było sporo osób, zdecydowanie więcej niż
prędzej, ale o dziwo miejsca obok paczki Louisa nie brakowało, zajęłam zatem to
samo miejsce, co wcześniej, choć tym razem po swojej prawej stronie miałam dla
odmiany Dinę, a nie Liama. Założyłam na głowę kaptur i pocierając swoje
ramiona, patrzyłam jak Harriet wydając z siebie różne jęki, obracała się na
boki, żeby równomiernie się ogrzać. Jakiś wysoki szatyn stał przed ogniskiem
tak, aby wszyscy go widzieli i trzymał w ręce dość długi kij. Nie miałam pomysłu
do czego był mu potrzebny, ale nie byłam tym zainteresowana aż tak bardzo, żeby
kogokolwiek o to pytać.
- Wszyscy już są? – zapytał nagle, a jego pytanie
przeleciało nad głowami zgromadzonych i wywołało szum odpowiedzi, które się ze
sobą przeplotły, ale tylko jedna była dla mnie wyraźna.
- Jeszcze Niall! – zawołała Dina.
- O wilku mowa – odparł szatyn, wskazując kijem na
biegnącego do nas chłopaka.
- Sorry, Marvin – wysapał i usiadł obok mnie, tak blisko,
że nasze ramiona się stykały. Miał na sobie tylko tę przewiewną koszulę i
zupełnie jak ja i cała reszta pływaków, gwarantowaną chorobę następnego dnia. W
głębi duszy ucieszyłam się, że zdecydował się usiąść akurat przy mnie, ale
wolałam ukryć swoje zaczerwienione policzki, więc nieco zawstydzona patrzyłam w
dół.
- Wszystko w porządku? – szepnął mi do ucha, a ja
pokiwałam tylko głową i zakryłam jedną stopę drugą, żeby uchronić chociaż jedną
z nich przed zimnem. – Nadal ci zimno? – ciągnął dalej, sprawiając wrażenie
przejętego tym faktem. Na jego miejscu bardziej martwiłabym się o siebie, a nie
o obcą dziewczynę, tymczasem jemu najwyraźniej nie przeszkadzała jedna warstwa
materiału.
- Trochę – odparłam szczerze, ale nie zabrzmiałam jak
sierota. Nie chciałam, żeby pomyślał sobie, że to jakieś podstępne zagranie
typowe dla niektórych dziewczyn, z drugiej strony zaś nie miałam zamiaru
kłamać, skoro i tak zobaczyłby jak się trzęsę. Nim zdążyłam dodać, że za moment
przyzwyczaję się do ciepła ognia i będzie dobrze, on objął mnie swoimi dużymi
ramionami i zaczął pocierać ręką o moje plecy, żeby mnie ogrzać. Zamarłam w
bezruchu. Rozwarłam nieco usta z zaskoczenia i otworzyłam szerzej oczy. Nie
koniecznie dotarło do mnie to, co się działo. Tkwiłam tak przytulona do Nialla
i czułam dość szybkie bicie jego serca, a tym razem i on prawdopodobnie mógł
wyczuć oszalałe bicie mojego. Przymknęłam w końcu oczy i swobodnie przesunęłam
nieco głowę, i wtuliłam się w niego bez żadnego onieśmielenia. Praktycznie w
ogóle go nie znałam, ale czułam się wtedy przy nim bezpieczna i przede wszystkim
spokojna. Zamknął mnie w swoich ramionach i poza światem, który mi stworzył w
tamtej chwili, nie istniało dla mnie nic innego.
Tar amach as an uisce!*
- Wychodźcie z wody!
________________________________________
Ha! W końcu udało mi się dodać rozdział na czas! I to jaki długi xD Bałam się, że będzie za krótki, a tu nagle 11 stron wyszło... No trochę poleciałam, ale mam nadzieję, że jakoś przebrnięcie przez to :o Mam nadzieję, że się podobało :D Co myślicie o końcówce?Buziaczki :D !
wattpad
ask
Świetny:))
OdpowiedzUsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam twoje długie rozdziały i świadomość tego, że zaczynając czytać rozdział nie muszę się martwić tym jak szybko nastąpi koniec.Rozdział bardzo mi się podobał. Cieszę, się że Darcy w końcu znalazła prawdziwych, fajnych znajomych.I cieszę się z tej sytuacji z Niallem, choć na razie to tylko takie małe rzeczy. Ale ja właśnie chyba najbardziej lubię małe rzeczy, i stopniowe przemiany. Nic na siłę, nic za szybko. Nienawidzę gdy w opowiadaniu akcja tak pędzi, na szczęście tu tego nie ma. Poprawiłaś mi tym rozdziałem humor, bo naprawdę dzisiaj było z nim kiepsko. Miałam cholernie trudny egzamin i miałam nadzieję, że to będzie ostatni w tej sesji ale najwyraźniej się przeliczyłam i prawdopodobnie będzie trzeba go poprawić, wyszłam z sali przygnębiona ale teraz już mi trochę lepiej, po tym twoim rozdziale :D. Nie mogę się już doczekać, aż dodasz coś nowego... Tymczasem do następnego :))
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo zarówno za ten komentarz, jak i za wszystkie poprzednie!! :D Ciesze się strasznie, ze poprawiłam Ci humor tym rozdziałem :D Ja też , jak widać, nie lubię gdy akcja leci jak z bicza strzelił, wolę żeby wszystko odbyło się naturalnie i powoli :D Postaram się napisać jak najszybciej, żeby nie robić większych przerw.
UsuńJeszcze raz dziekuję i pozdrawiam :)
świetny!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam zachowanie Nialla w tym ff :D
Eh... sama bym chciała przeżyć taką historie, moje życie jest cholernie nudne i ucieczkę znajduje jedynie w książkach. Przenoszę się wtedy do innego świata, wszystko jest takie bestroskie i tym razem tak się czułam, twoje opowiadanie wprawia mnie w naprawdę świetny nastrój..
Pisz tak dalej, oczekuje szybko nn :*
weny ;)
Najlepsze opowiadanie na świecie <3 Czytając ten rozdział uśmiechałam się jak głupia :D Naprwdę, chyba dotychczas najlepszy rozdział, przebiłaś nim wszystkie poprzednie. To nie znaczy oczywiście, że poprzednie nie były dobre. Poprostu w tym rozdziale czujesię taki "tajemniczy" klimat. I ta scena z Niallem w wodzie <3 No CUDO dziewczyno. Masz wielki talent i naprawde tak wciągasz czytelnika...
OdpowiedzUsuń:* Mam nadzieję, że zawsze będziesz tworzyła tak piękne historie i nie zabraknie Ci pomysłów i weny ;)
69 obserwatorów, HEHHEHEHEHEHEHEHE. To tak na początek, żeby wszyscy wiedzieli, że jestem niesamowitym gimbusem, bo przecież jestem.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co dokładnie powinnam napisać Ci w tym komentarzu. Właściwie wszystko napisałam Ci na fb podczas samego czytania, więc jedynie dodam kilka rzeczy, ewentualnie podkreślę to, o czym mówiłam wcześniej.
Zacznę od Harriet i Louisa, ta dwójka zasługuje na medal bycia najbardziej zajebistą dwójką bohaterów ever, Są super wykreowani, zabawni, autentyczni i po prostu nie da się ich nie lubić. Jeśli kiedykolwiek ktoś ich nie doceni, przyślij go do mnie, chętnie przemówię mu do rozsądku.
Teraz Darcy. Kurde, wcześniej niespecjalnie głęboko zastanawiałam się nad jej postacią. W sensie ona zawsze była, ja w gruncie rzeczy zawsze ją lubiłam, ale nigdy nie rozkminiłam tego głębiej, w sensie tego, że ją naprawdę da się lubić. Kiedy czytałam o jej rozkminach a temat znajomych z Dublina, zrobiło mi się przykro. Pisałam Ci to, ale powtórzę to. Darcy stała mi się jakoś tak bardziej bliska, myślę, że w najbliższych rozdziałach jeszcze bardziej się z nią zżyję.
W ogóle super, że w tym rozdziale tak bardzo postawiłaś na takie małe sytuacje z Niallem. To niby był nic, ale mimo wszystko robiło taki fajny, przyjemny klimacik, który sympatycznie się czytało. Fajne są takie małe momenty i mam nadzieję, że takowych będzie więcej, Mówiłaś, że ten końcowy powstał spontanicznie i wiesz co? Może nie rozkminiaj tego zawsze tak bardzo, bo czasem wymyślanie na żywo też kończy się czymś fajnym.
Kurde kończę, bo trochę mnie znowu łeb boli, a i tak więcej z siebie nie wydrę. Jak masz jakieś pytania, to pytaj, zawsze powiem Ci co myślę, lel XD
Kocham i całuję!
Twoja
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuń*przybija piątkę Louisowi za akcję z wrzucaniem do wody*
Nialluś taki słodziak w tym rozdziale! C:
Czekamy na następny!
Much love xox
Hejka.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że jak tak zawsze zwlekam z komentowaniem twoich rozdziałów i zawsze to robię prawie na końcu, ale nigdy nie wiem co mam ci napisać, haha. Oczywiście tak jak zawsze - świetny, wspaniały rozdział, lecz o tym już pewnie wiesz. Uwielbiam twoje opisy, bo to z nich składa się tak naprawdę opowiadanie. Bardzo podoba mi się zbliżenie Darcy i Nialla i BARDZO BARDZO chętnie przeczytałabym już o ich pocałunku, seriooo. Ale nie ma się co spieszyć, haha. Mam nadzieję, że po te imprezie on o niej nie zapomni i nie będzie widział się z nią tylko, gdy przywiezie jajka do sklepu. Tego bym nie przeżyła, no! I w ogóle niezły zaszczyt mnie kopnął, bo mogę poprawić moją mistrzynie (tak, chodzi tu o ciebie, hahaha), bo napisałaś na końcu rozdziału słowo niekoniecznie osobno, a pisze cię razem. Ale to taki drobny szczególik. Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i lecę skomentować twojego drugiego bloga. Pozdrawiam, Weronika :*
JEZU JAK PIĘKNIE :O Dwa rozdziały do przeczytania wybitnie mi udowodniły i przypomniały, za co kocham to opowiadanie. Za atmosferę, Twój styl pisania, za słodkiego Nialla i nieśmiałą Darcy, którą cholernie polubiłam i tak się z nią związałam, jakby była moją dobrą kumpelą. Poza tym OTC ma niesamowity klimat, tak wyraźnie odcina się od innych historii, że samo wejście na bloga pozwala się przenieść do innego świata. Kocham coś takiego.
OdpowiedzUsuńSam opis imprezy świetnie Ci wyszedł. Ja sama, kiedy czytałam o ognisku, popijanym piwku, nawet o kąpieli w tej przerażająco zimnej wodzie zapragnęłam się znaleźć posród bohaterów, usiąść z nimi, zatańczyć i pośmiać się. Imprezy dobra rzecz. Niedługo mam półmetek, więc muszę się koniecznie wybalować, narobiłaś mi ochoty XD Tak czy inaczej chciałam powiedzieć, że z przyjemnością czytałam o TAKIEJ Darcy. Jak do tej pory ta bohaterka pokazała nam się z różnych stron, ale jeszcze nigdy nie "widziałam" jej takiej żywej, takiej uśmiechniętej, takiej... naturalnej? Bo tak naprawdę Louis i jego paczka wydobyli jej prawdziwy charakter, tą Darcy, którą była na długo przed przyjazdem do Ardamine, zanim wydarzyły się te wszystkie paskudne sytuacje. W tej chwili mam ochotę uściskać każdego z bohaterów po kolei za to, że przywrócili dziewczynę do życia. Jej melancholia i te wieczne uciekanie zaczynało męczyć nawet mnie, mimo iż rozumiałam powód takiego zachowania. Na szczęście zanosi się na to, że od tej pory Darcy poczuje się pewniej sama ze sobą, zapomni o Lauren, o Maxie i ułoży sobie życie na nowo. Bardzo tego dla niej pragnę, bo to dobra, ciepła i kochana dziewczyna, nie zasługuje na to wieczne pogrążanie się w nostalgii i rozpamiętywanie złych chwil.
Harriet i Louis? Kto by pomyślał... Do tej pierwszej zdołałam się przekonać, bo choć na pierwszy rzut oka wydawała się sukowata, przy bliższym poznaniu zyskała w moich oczach. To było miłe, że nie czepiała się obecności Darcy na imprezie... Chociaż nie, to leżało raczej w kwestii dobrego wychowania. Miłe było to, że zaprosiła ją na te wyścigi konne, w końcu nie musiała tego robić, a jednak sama wyskoczyła z tym zaproszeniem. A to równa się temu, że Darcy zacznie coraz więcej czasu spędzać z tą paczką, jupi! Cieszę się jak małe dziecko, ale co poradzić XD Co do Diny i Liama, to jakoś tak od samego początku mi do siebie pasowali, dlatego gorąco im kibicuję. Liam jest kochany, a Dina przesłodka, zatem tworzą idealną parę. W ogóle cała ich grupka jest niesamowita... Za wyjątkiem Simona. Niezbyt dużo go było jak dotąd, nie wiemy o nim praktycznie nic, ale jakoś nie zapałałam do niego sympatią. No zastrzel mnie, ale coś mi w nim cholernie przeszkadza. A na pewno nie podejrzewam go o bycie Duinem. Wiem, że Darcy z minuty na minutę coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że to właśnie on jest jej tajemniczym korespondentem, ale mnie jakoś to nie przypasowało i mam nadzieję, że przypuszczenia głównej bohaterki okażą się błędne. Jestem ciekawa samej postaci Simona, co nie zmienia faktu, że coś mi tu śmierdzi i na pewno będę miała tego ziomka na oku XD
Przysięgam, że jak Niall zaczął się rozbierać w obecności Darcy, to sama o mały włos nie dostałam zawału. Teoretycznie nie mam takich problemów z nawiązywaniem kontaktów międzyludzkich jak ona, ale na widok tak przystojnego faceta, który zrzuca z siebie ubrania tuż obok chyba bym zemdlała i padła na piasek. Więc tak czy siak podziwiam Darcy za zachowanie zimnej krwi... Co później okazało się wręcz dosłowne, gdy Louis rozkazał jej dołączyć do wszystkich w wodzie. Aż mną wstrząsnęło, kiedy sobie o tym pomyślałam. Ale w sumie odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła, prawda? Co prawda po alkoholu nie weszłabym do morza za chiny ludowe, jednak skoro nikomu nic się nie stało, to nie będę tego dodatkowo roztrząsała. Z uśmiechem na ustach czytałam o chlapaniu się wodą, o ogólnych wygłupach i śmiechu, który towarzyszyć może tylko młodym, oddanym beztroskiej zabawie ludziom.
Aż się rozmarzyłam. Mimo to maksymalnie skupiłam swoją uwagę na tekście, kiedy Niall zbliżył się do Darcy i zaczęli ze sobą rozmawiać. "Ze mną też możesz spędzić miło czas, jeśli chcesz" DIHIUDHUSIEDHIESUDGHEWIUDHGUEWUGI!!!!!!!!!!!!!!!!! Przecie on się praktycznie z nią umówił! Prawie umarłam, kiedy to powiedział, słyszałam w głowie jego głos i podziwiam Darcy, że w tym momencie nie napiła się wody, bo ja to bym pewnie zapomniała o przebieraniu rękami i nogami. I jeszcze się do niej zbliżył!!! Cholera jasna, dlaczego ten koleś na plaży przerwał taką piękną chwilę? Gdyby się dało przywalić fikcyjnemu bohaterowi, to na pewno w tym momencie skorzystałabym z tego przywileju. A mogło być tak cudownie! Na szczęście moje rosnące rozczarowanie w stu procentach wynagrodziło to, co wydarzyło się potem. Najpierw Niall, niczym prawdziwy dżentelmen zatroszczył się o Darcy, dając jej swoją koszulkę i pilnując, by jak najszybciej usiadła przy ognisku w celu ogrzania się, a potem... Potem nastąpiło coś, przez co totalnie umarłam. PRZYTULIŁ JĄ. TAK SŁODKO JĄ PRZYTULIŁ. MOJE SERCE. Powiedz mi, gdzie ja do cholery znajdę takiego faceta??? Potrzebuję takiego Nialla, który mnie obejmie, jak burknę, że mi zimno (przez co pewnie by się do mnie przylepił, bo począwszy od września do kwietnia ciągle marznę XD), który nie będzie się wahał, tylko zrobi to, czego kobieta będzie potrzebowała. Kompletnie mnie rozczuliło, jak Darcy rozluźniła się w jego ramionach i bardziej się w niego przytuliła. SZIPUJĘ <3333333333333333333333333333333333333333
UsuńOj stara, co Ty ze mną robisz XD Serce to mi waliło przy czytaniu jak nienormalne, poza tym aż przykro mi było, gdy docierałam do końca tego najnowszego rozdziału. Mam nadzieję, że ciąg dalszy wkrótce, bo jestem pioruńsko ciekawa, co się wydarzy. Życzę weny i całuję :*
Next!
OdpowiedzUsuńPANIE I PANOWIE! Meadow postanowiła zrobić burzę w naszej małej szklance wody, zwanej OTC i zaczyna nam podsuwać coraz to nowsze osoby, próbując zmusić nas do podejrzewania ich, że są tak naprawdę tajemniczym i nieprzystępnym Duinem!
OdpowiedzUsuńOtóż, nie damy się zmylić, droga Kassandro! Jak bujać to my, ale nie nas!
Darcy stojąca na brzegu i śliniąca się na widok Horana. Jako człowiek z nad morza, z całą mocą swego autorytetu potwierdzam, że takie sytuacje się zdarzają non-stop. I znowu, jestem w tej sytuacji Horanem, który namawia ludzi do robienia bzdury. A Darcy jest lamerką. Serio. Tylko lamerzy zostają pilnować ubrań. Albo zboki. W sumie po reakcji naszej kochanej głównej bohaterki, na głównego blondyna opowieści, dochodzę do wniosku iż naszą kochaną możemy zaliczyć do obu tych kategorii. Nie mniej, powinna była wykorzystać tą szansę i zdobyć szalone pijańskie doświadczenie!
Louis – moje love. Proszę mi zmaterializować takiego (dobra, znam takiego jednego, ale jest absolutnie out of radar. Aczkolwiek, powracając do Tomlinsona – no po prostu, każda ekipa musi mieć takiego ktosia. On jest jak majonez – bez niego kanapka się nie trzymam, że pozwolę sobie wykorzystać słowa Meg Cabot. Jeśli w ciągu 48 godzin przeczytasz całe TH i OTC to będziesz confused jak diabli, bo mamy zupełnie dwa różne obrazy Louisa. I nasunęło mi to porównanie użycie słowa współpraca, bo pomiędzy Nan i Hesi Louisem, nie mam mowy o czymś takim.
„nareszcie miałam szczerze w dupie całą tę chorą sytuację z Lauren i Maxem”
Moja droga, głupiutka, główna bohaterko! Wyjście jest proste – nie wyjeżdżaj. Mówię Ci. Chcesz zostać. Serio. Słuchaj dobrej cioci M.K, ona się zna na rzeczy i dobrze Ci radzi. Nawet nie myśl o powrocie do domu. Wieś jest cudownym miejscem by spędzić tam całe swoje życie. No chyba, że masz opcję mieszkać w Londynie – wtedy mieszkaj w Londynie. Jak nie Londyn, to każe miejsce blisko wielkiej wody z przystojniakami to miejsce docelowe.
Kiedy doszłam do sceny z tym całym dryfowaniem na plecach (co w morzu jest cholernie niebezpiecznie, bo wystarczy kilka metrów i możesz znaleźć się nad miejscem, gdzie jest spadek i zostać wciągnięta, albo wpaść w panikę nie mają żadnego kontaktu z dnem) pomyślałam sobie O-HO.
Dokładnie tak. Dużymi, drukowanymi literami. Właśnie tak sobie pomyślałam. Patrzę na tą Twoją wielgaśną czcionkę i wiem, że coś się kroi. Romantyczna scena, jak z bajki, że niemal zaczęłam się ślinić, jak chwilę wcześniej Darcy, ale NIE! Nie pocałowali się. Uff… Aż pojechałam na górę strony by sprawdzić w którym jesteśmy rozdziale! I patrzę swoimi patrzałkami. ROZDZIAŁ DWUNASTY. No pisze jak byk. To nie możemy jeszcze pozwolić na pocalunki i mizianki. Zdecydowania za wcześnie na takie akrobacje. Więc wszystkie zasady zachowane, możemy przejść do kolejnego punktu, gdzie nasze pokiereszowane serduszko głównej bohaterki, już pełne chwastów nadziei związanej z Duinem i Benem nagle dostaje potężną ilość nowego ziarna z plakietką NIALL. Nosz, czy to nie słodkie, że poświęcił swoje ubranie, by nasza blondyneczka miała się czym wytrzeć? Taki szarmancki…
Och…
Chyba okazuje za wiele ślinienia.
Lećmy dalej.
„Nie koniecznie dotarło do mnie to, co się działo.”
No i wracamy do kwestii ślinienia się. Droga Kassandro, opowiadasz za zniszczenie moich dresów. Ślina kogoś tak jadowitego jak ja naprawdę potrafi wyrządzić sporo szkody, wiesz. Nie ładnie zmuszać tak moje ślinianki do ciężkiej pracy, zwłaszcza, że swoje 6 h z ¾ w korpo już odwaliłam dzisiaj. Ale mniejsza z tym.
Chciałabym się wrócić i napisać sensowny komentarz, ale nie będziesz z niego szczęśliwa, a mnie się nie chcesz psuć tak idealnie entuzjastycznego komcia masą logiki i obiektywnego krytycyzmu.
Nadmienię, jednakże, że niesamowicie dobrze się czytało ten rozdział. Żadnych odstraszających dłużyzn. Brak też zgrzytów w fabule, które wyprowadziłyby mojego dentystę z równowagi po raz kolejny. Musiało Ci się naprawdę dobrze pisać ten rozdział, bo nie ma wątpliwości, że przyjemnością było go czytać.
Całuski!
M.K
Jedno wielkie WOW!
OdpowiedzUsuńNareszcie doczekałam się tego, czego pragnęłam. Czy to przełom nie tylko tutaj ale i na TH ?
Niall to wymarzony chłopak i Darcy dobrze trafiła. Może jeszcze nie są razem, ale mam nadzieje, że to się wkrótce zmieni.
Chłopak z listów to moim zdaniem uroczy blondynek ale czy nie byłoby za prosto i za słodko. Pewnie po tej sielance, przygotujesz nam konkretny obrót wydarzeń.
Cokolwiek się wydarzy i tak tutaj zostanę, bo wszystko co wychodzi spod twojego pióra jest po prostu genialne.
Pozdrawiam i weny życzę :)
@LovEdand1D
Jdjfjsncuemdismdiej NARCY SHIPPER od poczatku do konca XDD
OdpowiedzUsuń