3 stycznia 2014

Rozdział 3: Przeznacznie


                Początkowo zastanawiałam się czy w ogóle powinnam otwierać tę puszkę, czy może dać sobie spokój i odłożyć ją na miejsce, jednak ciekawość, która tkwi w każdym z nas nie pozwoliła mi na zrealizowanie tej drugiej opcji, a raczej pchnęła ku natychmiastowemu zobaczeniu co kryje moje znalezisko. Zważywszy na fakt, że w jaskini panował półmrok, stwierdziłam, że lepiej będzie jak z niej wyjdę i zbadam zawartość swojego, malutkiego odkrycia na zewnątrz i tym razem uważnie stawiałam kroki, co zagwarantowało mi opuszczenie groty w jednym kawałku.
                Spine wciąż biegał po plaży jak szalony i szczekał na fale, próbując je złapać w pysk, a kiedy mu się to nie udawało, nie poddawał się. Zapewne był cały mokry jak mop gotowy do użycia.
                Zeskoczyłam z jednej ze skał prosto na piasek, po czym usadowiłam się na nim w miarę wygodnie zwrócona w stronę morza. Przez dłuższą chwilę siedziałam tak, trzymając puszkę na kolanach i wpatrując się w nią, jakbym nie była do końca gotowa na odkrycie jej tajemnicy. Tak bardzo, tak silnie marzyłam o tym, aby to, co w niej zastanę zmieniło pobyt w Ardamine w choć odrobinę interesujący, wręcz modliłam się o to w duchu, a przecież zawsze mogła być pusta albo skrywać grube pieniądze, albo diamenty... Zabrnęłam za daleko ze swoją wyobraźnią.
                Zerknęłam po raz ostatni na Spine'a walczącego nieugięcie z falami, po czym w pełni skupiłam się na puszce. Otworzyłam ją powoli, wieczko odkładając na bok, a moim oczom ukazały się kilka przedmiotów. Jako pierwszy rzucił mi się w oczy breloczek. Od razu chwyciłam go do ręki i przysunęłam blisko twarzy, żeby dokładnie zbadać obrazek, który na nim widniał. Był to widok jednego z największych miast Hiszpanii, Barcelony, na co wskazywał nie tylko napis, ale i kościół Sagrada Familia znajdujący się na jego tle. Kolejną rzeczą, jaką postanowiłam zbadać był kremowy, wykonany z drewna, przeciętnych rozmiarów pionek do szachów w kształcie konia. Nie było w nim absolutnie nic nadzwyczajnego, więc dość szybko przeszłam do następnego przedmiotu, czyli pocztówki. Ów pocztówka pochodziła z Salthill, pięknego, irlandzkiego kurortu turystycznego na południowym zachodzie kraju, o którym jedynie słyszałam. Niestety nigdy nie miałam okazji znaleźć się tam osobiście, czego żałowałam, bo było to doprawdy cudowne miejsce. Na odwrocie kartki nie było ani adresata, ani daty, tylko jedno, krótkie zdanie brzmiące: „Pierwsze wakacje poza Ardamine”. Nie było czego więcej doszukiwać się w tym, więc sięgnęłam po ostatnią rzecz stanowiącą zawartość puszki. Skrawek papieru w kratkę złożony na pół. Nie zwlekając ani chwili otworzyłam go. W prawym, górnym rogu widniała data, a mianowicie lipiec 1998 roku, co niemało mnie zdziwiło. Czy to znaczyło, że odnaleziony przeze mnie skarb tkwił w tamtej wnęce przez piętnaście lat? Jak to w ogóle było możliwe? A przypływy, odpływy? Przecież to niemożliwe, żeby tak lekkie pudełko utrzymało się w miejscu przez tak długi okres czasu. Musiałby to być istny cud.
                Po dywagacjach odnośnie daty przeniosłam wzrok na treść zawartą na tym niewielkim kawałku kartki, która był kolejną już rzeczą tamtego dnia, jaka wprawiła mnie w zdziwienie i pchnęła ku kolejnym rozmyśleniom.
                „Dziewczyna, która to znajdzie zostanie moją żoną.”
                Czyli nieświadomie się zaręczyłam i oddałam komuś swoją rękę? Z początku zaśmiałam się pod nosem, ponieważ to zdanie było poniekąd urocze i prawdopodobnie zostało napisane przez dziecko, sądząc po charakterze pisma, a raczej wielkich, drukowanych bykach.
                Ta ostatnia niespodzianka wskazywała na to, że ów chłopiec był właścicielem mojego znaleziska. Dla mnie sprawa miała się jasno, ten mały człowieczek schował w jednym miejscu kilka ważnych dla siebie wówczas rzeczy i ukrył je z przekonaniem, że coś takiego jak przeznaczenie istnieje. Że kiedyś, ktoś odnajdzie jego skarb i zdecyduje się mu go zwrócić, jednocześnie odmieniając jego dotychczasowe życie. Tylko... Ja nie czułam jakbym była częścią tego przeznaczenia. Jego przeznaczenia. Możliwe, że stały za tym myśli, krążące w mojej głowie i mówiące mi, że rozczaruję tę osobę. Mimo to, iż nie miałam zielonego pojęcia kim jest i czy w ogóle mieszkała wciąż w Ardamine. Poza tym minęło piętnaście lat, ów chłopak na pewno nie myślał już tak, jak wtedy, gdy chował pudełko między skałami. Był wtedy mały, marzył, nie bał się tego, miał też zapewne wielkie oczekiwania co do przyszłości, z czasem na pewno uległo to zmianie. Kto wie, być może był teraz nadąsanym sceptykiem? Kompletnie zapomniałam o tym, że ukrył coś na plaży. Choć jedna rzecz wydawała mi się pewna. Gdybym zjawiła się po tylu latach, aby oddać mu to wszystko, ucieszyłby się. Sądziłam, że to miłe. W jednej chwili, zupełnie jakby strzelił mnie piorun podjęłam decyzję, która właściwie była egoistyczną pobudką. Miałam zamiar za wszelką cenę odnaleźć nieznajomego i zwrócić mu to. Między innymi, aby zobaczyć jego reakcję, mając nadzieję, że naprawdę się ucieszy, ale też po to, aby podkolorować swój pobyt na wsi. W zasadzie to głównie chodziło o mnie. Ślepo wierzyłam całą sobą, że czeka mnie niezwykła przygoda, która coś zmieni. Zawsze lepiej było oddać się w pełni jakimś durnym poszukiwaniom niż siedzieć całymi dniami bezczynnie w pokoju, a jeśli okazja w sumie sama spadła mi jak z nieba, niby czemu miałam nie skorzystać?
                Podniosłam się na równe nogi, czując przypływ determinacji. Obiecałam sobie, że odnajdę tę osobę i jakkolwiek miała się zakończyć ta historia, doprowadzę ją do końca. Czy spotka mnie rozczarowanie, smutek, zaskoczenie, czy radość puszka trafi do rąk swojego właściciela.
                Zawołałam wciąż walczącego z falami Spine'a, po czym zwróciłam się w stronę górki i wtedy znów zobaczyłam jego. Blondyna, którego wcześniej widziałam jedynie zza szyby auta mojego ojca. Stał na brzegu klifu i patrzył przed siebie, w dal, na spokojne, szare morze. Poza zarysem jego sylwetki nie byłam w stanie dostrzec niczego szczególnego przez odległość, jaka nas dzieliła. W końcu znajdowałam się na samym dole, na plaży. Jak zahipnotyzowana przyglądałam mu się przez dłuższą chwilę. Nie mam pojęcia jak i dlaczego, ale kiedy go widziałam odczuwałam niespotykaną fascynację, której za żadne skarby nie potrafiłam poprawnie zdefiniować. Choć widziałam go dopiero drugi raz, było w nim coś, co niesamowicie mnie do niego przyciągało. Skąd to dziwne uczucie i wrażenie? Nie miałam zielonego pojęcia, ale... podobało mi się to. Było przyjemne. Patrzenie na niego stojącego tam, daleko, pogrążonego we własnych myślach było iście przyjemne, a zarazem pociągające. Chciałam go poznać. I to bardzo. Sęk w tym, że wciąż nie byłam gotowa na jakieś większe interakcje z innymi ludźmi. Nie miałam ochoty wdawać się w dłuższe rozmowy, zaś z drugiej strony tak silnie marzyłam o tym, żeby wyciągnąć do niego rękę i wypowiedzieć swoje imię, aby po chwili usłyszeć jego głos po raz pierwszy i uraczyć się nim na te zaledwie dwie sekundy. Paradoks, nic poza tym.
                W pewnym momencie chłopak spojrzał w moją stronę, a to za sprawą psa, który zaczął biegać wokół mnie i ujadać jak szalony. Błyskawicznie spuściłam głowę, a rumieniec mimowolnie oblał moje policzki. Speszyłam się jak nigdy, a stres machinalnie pchnął mnie przed siebie. Udając, że wcale, a wcale go nie obserwowałam, ponownie zawołałam Spine'a i ruszyłam do domu, nadal gapiąc się jedynie w dół, aby uniknąć jego wzroku.
                Musiało to wyglądać co najmniej dziwnie. Może gdybym tylko przelotem na niego zerknęła, nie miałabym powodów do tej wstydliwej ucieczki, zaś ja najzwyczajniej w świecie się gapiłam. Chociaż to słowo brzmiało zbyt szorstko i grubiańsko, jak na opisanie tak przemiłego doznania, jak spoglądanie na blondyna.
                Wchodząc po górce, zdałam sobie sprawę z tego, że chcąc udać się do domu muszę minąć nieznajomego, co automatycznie mnie przeraziło. Co jeśli się do mnie odezwie? Przecież okropnie tego pragnęłam, ale w obliczu sytuacji, w której mogłabym go poznać przestraszyłam się i spanikowałam. Nie mogłam schować się w krzakach na górce. Po pierwsze Spine by mnie zdradził, a po drugie to wyjście było absurdalnie głupie. Kiedy byłam już na samej górze, ku mojemu zaskoczeniu po chłopaku nie było ani śladu.
Odetchnęłam z ulgą.



                Gdy wróciłam do domu moje całe człowieczeństwo, które odwiedziło mnie, kiedy ujrzałam tajemniczego chłopaka zniknęło, a jego miejsce zajęła moja przyjaciółka potocznie zwana depresją. Tymczasem ojciec akurat zbierał się do wyjścia. Jak zwykle trafiłam w sam raz. Ciekaw byłam czy gdybym nie zjawiła się do tego czasu, odjechałby bez pożegnania, czy też może uprzednio poszukałby mnie. Rozumiałam, że mógł być już wystarczająco zmęczony i przytłoczony moim ponurym zachowaniem, więc tak czy siak wybaczyłabym mu to.
                - Bądź grzeczna – szepnął mi do ucha, kiedy mnie przytulał na do widzenia, po czym zniknął za drzwiami frontowymi. Nie pokusiłam się o podejście do okna, aby popatrzeć jak odjeżdża. Jakoś niespecjalnie byłam wzruszona faktem, że nie zobaczę go przez kolejne trzydzieści dni. Nie chodziło o to, że go nie kochałam, czy byłam bezduszna. Po prostu wiedziałam, że wszystko z nim będzie w porządku, że poradzi sobie z domem, mamą i pracą, a ja nie miałam co się o niego martwić, natomiast ten miesiąc minie jak z bicza strzelił i nie miałam się co martwić tą całą, naszą rozłąką. Aczkolwiek stopniowo oddalający się dźwięk warczącego silnika, wzbudził we mnie niewielki smutek. Czyżbym powoli wracała do siebie...?



                Nawet spora odległość dzieląca stadninę wujków od farmy sąsiadów nie przeszkodziła ich przeklętemu kogutowi obudzenia mnie bardzo, ale to bardzo wczesnym rankiem. Jego pianie zdawało się nie mieć końca, w przeciwieństwie do granicy mojej irytacji. Gdy tylko przebudziłam się niespełna kilka minut po szóstej, zdałam sobie sprawę gdzie się znajduję, a parszywe uczucie, które towarzyszyło mi nieprzerywanie odkąd przegrałam walkę o stypendium powróciło jak na zawołanie, sprawiając, że zebrało mi się na wymioty. Zakryłam głowę poduszką i starałam się wyłączyć ze świata zarówno po to, aby nie musieć użerać się z okropnym dźwiękiem, jaki wydawał z siebie ten cholerny kogut, jak i odepchnąć od siebie gorzkie myśli i uczucia, które wtem mną zawładnęły. Nie trudno się domyślić, że mi się to nie udało. Ta okrutna pustka momentami doprowadzała mnie do szału, aby po chwili natychmiast przemienić mnie znów w ostoję spokoju, wypaczoną kukłę bez emocji. Czasem czułam się jak dziwadło. Chyba sama nie wiedziałam o co mi chodzi, ale jedno było pewne. Nie mogłam tak po prostu z dnia na dzień przeciąć nici łączącej mnie ze stanem, który nazywałam depresją i powrócić do świata żywych jak gdyby nigdy nic. To dopiero byłoby dziwaczne. Z resztą, nie byłabym w stanie tego zrobić. To nie było tak proste jak mogłoby się wydawać. Wciąż sądziłam, że nie jestem gotowa, chociaż wydawało mi się, że rozsądnie, małymi kroczkami faktycznie robiłam jakiś niewielki postęp. Ciekawe tylko czy inni to dostrzegli.
                Zanim na dobre wstałam, poleżałam jeszcze trochę w łóżku i nie zorientowałam się, kiedy udało mi się zasnąć. Ostatecznie przebudziłam się około dziewiątej, oczywiście znów odczuwając dyskomfort i przygnębienie. Ospałym krokiem podeszłam do okna, łudząc się, że ujrzę za nim coś wyjątkowego, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie zobaczę nic poza trawą, pustą przestrzenią i morzem. Poza tymi stałymi elementami jedyną nową rzeczą okazała się ciężarówka wjeżdżająca akurat na farmę obok. Zabawne, mimo że znajdowała się ona tak blisko nie znałam ani jej właściciela, ani mieszkańców. Z dzieciństwa pamiętam tylko tyle, że kręciły się tam jakieś dzieci, ale nigdy nie miałam odwagi, aby się do nich przyłączyć i razem się pobawić, zaś ciocia Ellie nie kwapiła się, aby mnie z nimi zapoznać. A żeby tego było mało, to nawet nie wiedziałam jak nazywa się tamta rodzina.
                - Darcy, śniadanie!
                Po domu rozciągnął się melodyjny głos Ellie informujący o porannym posiłku. Sięgnęłam po spodnie leżące na krześle i czym prędzej je wciągnęłam, po czym weszłam do łazienki na korytarzu, żeby nieco się ogarnąć.
                Stanęłam nad umywalką i przemyłam twarz zimną, a raczej lodowatą wodą, myśląc, że jakoś mnie to pobudzi. Nie myliłam się. Gdy tylko poczułam ten chłód wydałam z siebie ciche jęknięcie, ale za drugim razem nie było tak źle. Zęby jednak umyłam ciepłą wodą, żeby nie podrażnić za bardzo swoich wrażliwych dziąseł. Tylko tyle mi wystarczyło, aby być gotową na cały dzień. Umycie twarzy i zębów. Nie potrzebowałam żadnego makijażu czy układania nie wiadomo jak wymyślnej fryzury. Włosy zostawiłam rozpuszczone, nie pofatygowałam się, aby je wyczesać, tak czy owak gdy tylko wyszłabym na zewnątrz wiatr zrobiłby swoje.
                Schodząc bezszelestnie po schodach przypomniałam sobie o swoim znalezisku i na moment przystanęłam, zastanawiając się czy może nie jest to dobry pomysł, aby spytać o to ciotkę Ellie. Kto wie, być może wiedziała coś na ten temat i dałaby mi jakiś maleńki trop prowadzący w stronę właściciela.
                Wróciłam się do swojego pokoju po puszkę i przez całą drogę do kuchni wahałam się jak sformułować pytanie. Im bliżej byłam, tym bardziej się stresowałam. W końcu byłby to bodajże pierwszy raz od dawna, kiedy to jako pierwsza odezwałabym się do kogoś. Ten fakt sprawiał, że denerwowałam się bardziej niż powinnam.
                - Dzień dobry – powiedziała ciocia niesamowicie radosnym tonem, gdy tylko pojawiłam się w kuchni. W odpowiedzi uśmiechnęłam się delikatnie i zajęłam miejsce przy stole, jednocześnie kryjąc puszkę na kolanach tak, że kobieta nie dałaby rady jej zauważyć. Nie byłam do końca pewna czy to akurat teraz odważę się rozpocząć rozmowę.
                Ellie kręciła się po pomieszczeniu, przygotowując jakieś proste i lekkie danie, prawdopodobnie jajecznicę, sądząc po zapachu i mówiła coś do mnie. Nie koniecznie było to istotne, czy byłam na tym skupiona, czy nie, bo w każdym wypadku uśmiechałabym się tylko i stroniłabym od zbędnego odzywania się. Kiedy ona wesoło ćwierkała o jakichś drobiazgach, we mnie rozgrywała się istna batalia ciekawości ze stresem. Z jednej strony strasznie chciałam wiedzieć kto jest właścicielem, z drugiej zaś okrutnie bałam się odezwać i pokazać, że nie byłam już tak wielkim zombie, jak jeszcze niedawno i wykazuję zainteresowanie czymkolwiek. Jednak im Ellie więcej mówiła, tym presja, którą sama na sobie zaczęłam wywierać rosła i rosła i coraz mocniej wypychała mnie ze skorupy. Podczas, gdy ona wspominała coś o pani Sullivan, mnie wydawało się, że od wybuchu dzielą mnie zaledwie nanosekundy.
                - Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyła na wieść, że nas odwiedziłaś. Oczywiście chce cię zobaczyć...
                - Ciociu - odezwałam się dobitnie, wchodząc jej bezczelnie między słowa. To jak zabrzmiałam było jakby mieszanką desperacji z opanowaniem, co na pierwszy rzut oka wydaje się być paradoksalne, ale w rzeczy samej tak właśnie to wyglądało. Brunetka spojrzała na mnie nielekko zdziwiona i w mgnieniu oka przerwała swój wywód, wyczekując dalszego rozwoju sytuacji. Tymczasem ja ostrożnym ruchem wyciągnęłam spod stołu puszkę i położywszy ją na nim, przesunęłam ją bliżej cioci w milczeniu, wciąż utrzymując z nią kontakt wzrokowy, aż sama się sobie dziwiłam, że nie czułam się z tym niekomfortowo, ponieważ ostatnio unikałam tego typu kontaktów z innymi. - Wiesz może do kogo należą te rzeczy? - spytałam nieco nieśmiało.
                Ellie sięgnęła po pudełko i bez zbędnych ceregieli zaczęła badać jego zawartość. Po kolei, dokładnie przyglądała się każdemu z znajdujących się wewnątrz przedmiotów, aby ostatecznie schować wszystko z powrotem do środka i rzecz:
                - Przykro mi, ale nie pomogę. Nie mam pojęcia czyje to jest.
                Dlaczego na te słowa poczułam tak wielki zawód? Była to dopiero pierwsza próba. To, że ciotka nie znała właściciela, nie znaczyło, że nikt inny go nie zna. Dlaczego więc wydawało mi się, że nic z tego nie będzie, że nigdy go nie odnajdę? Automatycznie posmutniałam, nie ubiegło to oczywiście jej uwadze.
                - Skąd to w ogóle masz?
                - Znalazłam na plaży – odparłam zgodnie z prawdą. - A może znasz kogoś kto pierwsze wakacje spędził w Salthill? - brnęłam dalej, właściwie naciskając na nią. Musiała coś wiedzieć, przecież mieszkała w Ardamine tak długo!
                - Darcy... Nie prowadzę kroniki mieszkańców Ardamine – zaczęła dość ostrożnie, jakby bała się, że mnie urazi. - Zresztą, to mógł być każdy, nawet ktoś z Glendoyne albo Riverchapel.
                - Mają własne plaże, żeby ukrywać pamiątki – burknęłam niezbyt przyjemnie i zupełnie bezpodstawnie z czego zdawałam sobie sprawę, ale nie zamierzałam przeprosić. Najlepiej powiedziałaby mi, że mam sobie dać spokój i niczego nie szukać, bo to bezsensu, bo po co zawracać sobie głowę takimi „głupotami” skoro stajnia czeka do wyprzątania? Tak, tylko dla niektórych większą i znacznie lepszą rozrywką są takie zagadki, dla niektórych właśnie „głupoty” niż harowanie na farmie. Gdybym nie była wtedy tak bardzo głodna, odeszłabym od stołu i znów zaszyła się w swoim pokoju na kolejne godziny.
                - Spytaj Devina – powiedziała nagle po dłuższej przerwie. - Kręci się gdzieś koło stajni, ale najpierw coś zjedz – dodała, po czym postawiła przede mną talerz jajecznicy.
                Dalsza część śniadania minęła nam w ciszy. Ellie nie powróciła do swoich opowieści, zapewne zrozumiała, że nie mam większej ochoty na wdawanie się w jakąkolwiek konwersację. W ciągu tych kilku minut zdążyłam ochłonąć i zrobiło mi się trochę głupio, że zachowałam się tak niemiło wobec niej, więc gdy skończyłyśmy jeść, grzecznie sprzątnęłam po nas obu i uśmiechnęłam się na tyle ciepło, na ile dałam radę.
Zważywszy na wczorajszą ponurą pogodę i deszcz, temperatura dzisiejszego dnia nie należała do najwyższych. Mimo iż mieliśmy czerwiec na zewnątrz było niespełna dwadzieścia stopni, dlatego też zanim wyszłam z domu, wrzuciłam na siebie cienką kurtkę.
                Za radą cioci od razu skierowałam się na tyły ich posiadłości, żeby poszukać wujka gdzieś w okolicach stajni, którą notabene wyczułam jeszcze zanim ją w ogóle zobaczyłam. Nic nadzwyczajnego. Nie było mnie tu tak długo, że ten specyficzny zapach wydawał mi się być intensywniejszy niż zwykle, ale podejrzewałam, że z czasem się do tego przyzwyczaję.
                Podeszłam do budynku od jego tylnej części, a że tak zwane drzwi ewakuacyjne były otwarte, nie krępowałam się, aby przez nie wejść.
                Wewnątrz panował półmrok, jedynie główna brama otwarta na oścież wpuszczała do środka światło. Rozejrzałam się dokoła, przemijając wzrokiem po najróżniejszych akcesoriach i przedmiotach potrzebnych zarówno do jazdy konnej, jak i do pielęgnacji zwierząt czy sprzątania stajni. Niewiele się zmieniło od ostatniego razu, poza tym, że wujkowie zaopatrzyli się w lepszy jakościowo sprzęt i jak wcześniej wspomniała ciocia Ellie – w kilka nowych koni.
                Stawiając tak kolejne kroki w głąb budynku, moją uwagę przykuł jeden z dyplomów wiszących na ścianie zaraz naprzeciw głównego wejścia. Najwyraźniej zainteresował mnie on aż tak bardzo, że nie zauważyłam nadciągającego zagrożenia, w które wpadłam z impetem.
                - Przepraszam – instynktownie mruknęłam nieśmiało i złapałam się za szczękę, którą przywaliłam w ramię nieznajomego. Dopiero potem uniosłam głowę i wręcz oniemiałam.
                A więc to był Ben? Wysoki, dobrze zbudowany, młody mężczyzna, wobec którego natura była wyjątkowo hojna. Gdy spojrzałam na niego po raz pierwszy miałam wrażenie, że za moment zemdleję. Ciemno brązowe włosy ułożone w tak zwanym artystycznym nieładzie, lekki zarost, cudowne czekoladowe oczy z tą głębią... Był taki przystojny i z całą pewnością starszy ode mnie. Śmiało dałabym mu około dwudziestudwóch lat.
                - Nie ma sprawy – odpowiedział, zniewalając mnie jeszcze bardziej swoim wspaniałym, szczerym uśmiechem.
                Spanikowałam. Spanikowałam po całości i zaraz po tym jak posłałam mu iście nerwowy i niemrawy uśmiech, wyminęłam go z zamiarem jak najszybszej ucieczki ze stajni.
                - Ty musisz być Darcy – powiedział nader pewny swego, natomiast ja stanęłam jak sparaliżowana. Myślałam, że na tamtym się skończy.
                Niezwykle wystraszona, z sercem podchodzącym do gardła, obróciłam się w jego stronę, a na jego twarzy zastałam ten sam przemiły uśmiech, co przed chwilą. Przerażona faktem, że nie mam innego wyjścia, jak dać się wciągnąć w rozmowę z nim, wydukałam:
                - We własnej osobie.
                - Podałbym ci rękę, ale sama widzisz w jakim są stanie – rzekł z nadal pogodnym wyrazem twarzy, unosząc dłonie w górę, abym mogła zobaczyć jak bardzo są ubrudzone. Pewnie się przewrócił, chociaż myślałam, że był świetnym jeźdzcem, zważywszy na fakt, że czasem uczył w szkółce. Nie odpowiedziałam na to nic, bo w zasadzie, co interesującego mogłabym? Znów uśmiechnęłam się w ten durny, nerwowy sposób. Podobnie zachowywałam się w początkowym stadium swojej znajomości z Maxem.
                - Jeździsz konno? - zagadnął Ben, przerywając dość długą ciszę.
                - Jeździłam.
                - Nigdy nie jest za późno, żeby do tego wrócić – zachęcił mnie, a pozytywna energia, która z niego emanowała niestety nie udzieliła mi się, a raczej to, że on czuł się swobodnie bardziej mnie stresowało.
                - To jeszcze nie ta pora.
                - Jeśli zmienisz zdanie chętnie zabiorę cię na przejażdżkę.
                - Dzięki, będę miała to na uwadze. - I po raz setny głupkowaty uśmieszek niczym chora psychicznie. - Muszę lecieć, cześć.
                Nie czekając na jego reakcję, obróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia, słysząc za sobą jedynie, jakby zbudowane ze zdezorientowania:
                - Do zobaczenia!
                On widocznie starał się, aby ta rozmowa jakoś wyglądała, a ja jak zawsze musiałam wszystko zepsuć. Miałam ochotę walnąć się w łeb. Zaprzepaściłam swoją szansę na poznanie kogoś, kto wydawał się być naprawdę w porządku. Przez te kilka minut trwania naszej małej konfrontacji uśmiech nie schodził mu z ust, a i same oczy były roześmiane. Ta postawa mówiła sama przez się, Ben był pozytywną osobą, może ktoś taki, jak on byłby w stanie pomóc mi wyjść chodź jedną nogą z tego całego bagna, w jakie wpakowałam się niecałe trzy miesiące temu? Ach, za daleko z tym wybiegłam. Chłopak zapewne był tak sympatyczny i miły dla wszystkich, nie znaczyło to, że z każdym chce się zaprzyjaźnić. A może mnie nie polubił? Byłam na tyle osobliwa, że wcale nie zdziwiłabym się, gdyby mnie zaczął unikać. Ale... Na końcu powiedział „do zobaczenia”, to musiało coś znaczyć. Planował jeszcze kiedyś ze mną porozmawiać? Musiałabym się do tego nieźle przygotować, żeby następnym razem nie stchórzyć i nie...
                - Darcy! - z amoku wyrwał mnie iście radosny głos wujka Devina. Czy wszyscy oprócz mnie mieli szampańskie humory? Cóż to za magiczny dzień i czemu nie objął mnie w swoje szeregi szczęśliwców? - Jak mija poranek? - zapytał sielsko, nie przerywając przekładania siana.
                - Nie najgorzej – mruknęłam zdawkowo, tradycyjnie. Przynajmniej się opanowałam.
                - Pogoda też nie najgorsza, co? Za kilka dni może nawet dałoby radę przejść się na plażę, żeby wiesz... Popływać troszkę – zaśmiał się tym swoim charakterystycznym śmiechem, który niegdyś i mnie rozbawiał, tym razem jedynie cichutko zachichotałam. - Co tam masz, kochaniutka? - spytał przypatrując się puszce, którą przez ten cały czas trzymałam pod pachą, tym samym przypominając mi po co tak naprawdę opuściłam dom. Wyciągnęłam ją przed siebie i bardziej śmiało niż wcześniej wypaliłam:
                - Jakieś rzeczy. Wiesz może czyje są?
                Devin odłożył widły na bok i wcześniej ocierając czoło z potu, wziął ode mnie pudełko, aby sprawdzić o co mi chodziło. W przeciwieństwie do ciotki studiował jego zawartość bardziej uważnie i dłużej, szczególnie zaciekawiła go pocztówka, co zapaliło wewnątrz mnie iskierkę nadziei.
                - Wiesz o kogo chodzi? - zapytałam z ogromną nadzieją, że za sekundę usłyszę to, czego poszukuję.
                - Niestety. - Pokręcił głową, a ja czułam się jakby ktoś strzelił do mnie z pocisku, który zamist zrobić dziurę w moim ciele sprawił, że pękłam jakbym była ze szkła, a miliony kawałeczków, na jakie się rozpadłam, rozsypały się po trawie. - Co to tak właściwie jest?
                - Nic szczególnego – szepnęłam zawiedziona i złapałam za puszkę, aby zmyć się z pola widzenia wujka. Załatwiłam, co miałam do załatwienia, znów się nie powiodło, po co dalej drążyć temat.
                - Jeśli bardzo ci na tym zależy mogę spytać kogoś w mieście – powiedział na pocieszenie, po czym podał mi pocztówkę. Cóż, nie ukrywam, że w istocie odebrałam to jako małe pocieszenie.
                - Byłoby miło z twojej strony.
                - Jak się czegoś dowiem, to dam znać – rzekł, po czym zabrał się z powrotem do roboty, a ja ruszyłam do domu, po drodze spotykając Spine'a, który nie dał mi spokoju dopóki się z nim nie pobawiłam choćby kilka minut.




                Nie zdążyłam dobrze położyć się na łóżku po powrocie, a mój telefon rozdzwonił się jak opętany. Od niechcenia zerknęłam na ekran, a gdy ujrzałam na nim imię osoby, która najwyraźniej nadal nie rozumiała co to jest tupet, a już na pewno nie zauważała, że go ma i z każdym kolejnym takim zagraniem, jak próba kontaktu ze mną, rośnie on i rośnie, i niedługo przekroczy wszelkie granice. Za pierwszym połączeniem wyciszyłam jedynie dźwięk, ale przy trzecim nie wytrzymałam i odrzuciłam ją.
                Paliło się? Chciała się wypłakać, że jest z Maxem w ciąży, że tak namiętnie do mnie wydzwaniała? Może fakt, że ją bezpośrednio odrzuciłam, a nie znów zignorowałam przemówił jej do rozsądku.
                Nie minęła minuta, a telefon ponownie zadzwonił, tym razem dla odmiany zwiastując nadejście wiadomości. Nie miałam najmniejszej ochoty na czytanie jej marnych słów, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ostatecznie i tak to sprawdzę, więc nie chcąc karcić się jakimiś niepotrzebnymi myślami, sięgnęłam po komórkę. Przez moment siedziałam na skraju łóżka z kciukiem na odpowiednim przycisku i gapiłam się w wyświetlacz, bojąc się co za treść na nim zastanę, aż wreszcie zebrałam się na odwagę i przycisnęłam palec.
                „Dzięki, że poinformowałaś mnie o swoim wyjeździe.”
                Aha.
                Aha.
                AHA, Lauren.
                Naprawdę... Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Czy ona serio napisała tego esemesa? Czy ona była świadoma jak cholernie się nim zbłaźniła? Nie potrafiłam dobrać odpowiednich słów, aby opisać tę wiadomość. Byłam w tak wielkim szoku, jak durna była ta dziewczyna, że aż sama zdurniałam na kilka minut i nie byłam w stanie przypasować właściwych określeń.
                A więc to, że nie powiedziałam o swoim wyjeździe, tudzież ucieczce osobie, która między innymi się do tego przyczyniła i od której chciałam się na jakiś czas uwolnić było aż tak nader niestosowne z mojej strony, żeby mogła ona mieć do mnie pretensje?
                Tak długo wystrzegałam się ironii, ripost, czy czegokolwiek co wykazałoby, że wracam do siebie, że znów targają mną jakieś silniejsze emocje, inne niż smutek czy przygnębienie, ale teraz nie dałam rady. Kliknęłam na odpisz, a moje palce sunęły po klawaiturze z prędkością światła. Dopiero, gdy skończyłam pisać esemesa uświadomiłam sobie, że ze złości przygryzałam dolna wargę.
                „Dzięki, że powiedziałaś mi, że spałaś z moim chłopakiem.”
                Odpowiedź nadeszła w mgnieniu oka i co prawda nie była jakoś wyjątkowo błyskotliwa, ale...
                „Max nigdy nie był twoim chłopakiem.”
                Ścisnęłam telefon z całych sił i odetchnęłam ciężko, po czym cisnęłam nim o podłogę, a ten rozpadł się na kilka części, a każda z nich poleciała w inna stronę pokoju. Nie pamiętam. Przysięgam, nie pamiętam, kiedy ostatnio obudziła się we mnie taka nienawiść. Ten impuls, pobudzenie. Miałam ochotę ją uderzyć, a że nie było jej w pobliżu wyżyłam się na biednym urządzeniu.
                Przecież byłyśmy przyjaciółkami! Tego słowa nie rzuca się na wiatr i do byle kogo! Jak to się stało, że z tak kochanej i dobrej osoby, zrobiła się z niej zawistna i bezczelna dziewczyna? Nie rozumiałam tego, jak to możliwe...
                Zerknęłam na swoją komórkę leżącą w częściach w różnych kątach i dotarło do mnie co zrobiłam. Rzuciłam się na podłogę i zaczęłam je zbierać, desperacko starając się złożyć go z powrotem w całość, co o dziwo mi się udało, ale jak mogłam się domyślić nie chciał się włączyć. Zrezygnowana odłożyłam go na stolik, gdzie wcześniej położyłam puszkę.
                Ach, puszka. Nie ma się co łudzić, otóż to, nadzieja matką głupców, a ja głupcem nie byłam. Nigdy nie odnalazłabym jej właściciela, to oczywiste. Co mnie w ogóle pokusiło, żeby ją stamtąd zabrać. Piętnaście lat, piętnaście lat minęło, a ja sądziłam, że moja przygoda potoczy się jak w jakimś świetnym, perfekcyjnym scenariuszu? Niestety. Życie to nie film. Czas się obudzić. Znowu.
                Złapałam skarb i wyleciałam z pokoju jakby mnie wystrzelili z procy. Tym razem nie bardzo obchodziło mi to czy ktoś mnie zauważy czy nie, zbiegłam po schodach jak najtłustszy słoń, a kiedy ubierałam buty w korytarzu pojawiła się ciotka Ellie.
                - Wszystko w porządku?
                - Jak najbardziej – burknęłam, narzucając na siebie kurtkę i ignorując jej kolejną zaczepkę, wybiegłam z domu.
                Szłam jak burza, nie zważając nawet na Spine'a, który biegł koło mnie i szczekał, abym tylko zwróciła na niego uwagę. Dystans dzielący dom od jaskini pokonałam w zaskakującym tempie. Wspięłam się po skałach równie zwinnie, co szybko i nim się obejrzałam byłam w środku groty, w której dzień wcześniej, odnalazłam to, co teraz miałam zamiar zwrócić.
                Może komuś innemu się poszczęści albo ktoś inny zagubi się w obłudnym przekonaniu, że przeznaczenie faktycznie istnieje. Wygląda na to, że to nie ja. Tak, poddałam się przedwcześnie. Znów zaprzeczyłam sama sobie. To nie istotne. Nie mam siły przyjmować kolejnych rozczarowań.
                Kucnęłam przy wnęce, gdzie znalazłam puszkę, aby ją tam wsunąć i raz na zawsze dać sobie spokój z tą zagadką, lecz kiedy jakimś dziwacznym trafem nie mogłam jej tam wcisnąć, jakkolwiek mocno pchałam moje zdenerwowanie zdecydowanie było na skraju. Schyliłam się tak, aby zobaczyć co mi zawadza i wtedy dostrzegłam spory kamień przytrzymujący coś. Chyba jakąś... folię?
                Przymrużyłam oczy, żeby lepiej się temu przyjrzeć, ale na nic się to zdało, więc wsunęłam rękę w dziurę i wyciągnęłam z niej kolejną niespodziankę, na której widok serce zabiło mi znacznie, ale to znacznie szybciej bowiem trzymałam w ręce notatkę od właściciela.







________________________________________
                Dobry wieczór, a raczej "dobra noc", bo już po pierwszej :o Przepraszam bardzo za zastój, ale sprawa miała się jak zawsze. Teraz będzie jeszcze gorzej, bo niedługo sesja i trzeba nadrobić to i owo, ale po co o studiach, my tu nie o tym... 
                Rozdział mam nadzieję, że się Wam podoba, w sumie sporo się wydarzyło łącznie z wybuchem Darcy i pojawieniem się Bena :D Za to, że długo mnie nie było, odcinek jest bodajże o dwie strony dłuższy niż poprzednie :D
                Przepraszam za błędy i powtórzenia, ale jestem już mega zmęczona, a strasznie mi zależało, żeby dodać ten odcinek jeszcze dziś :o
                Kolejny zacznę pisać już jutro, więc może w końcu uda mi się dodać jakoś prędzej niż zwykle :D
                Gorąco zachęcam do komentowania XD
                Pozdrawiam, wszystkich cieplutko! :D
                Meadow c:

PS. Spóźnione życzenia świąteczne i jeszcze aktualne NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU! <3

24 komentarze:

  1. Z czytaniem tego rozdziału byłam właściwie na bieżąco, ale nijak nie umniejszyło to jego wartości. Lubię go, po prostu go lubię. Nie wiem dlaczego tak bardzo przypadł mi do gustu, możliwe, że to za sprawą tego, że bardzo tęskniłam za tekstem, który wyszedłby spod Twoich rąk i po prostu spragniona czegokolwiek zostałam zaspokojona tym.. Może. W każdym razie podoba mi się, jak cholera. Darcy jest bardzo specyficzną bohaterką, ciężko jest mi ją określić słowami. Użala się nad sobą w pewnym sensie, załamuje i zachowuje w gruncie rzeczy w bardzo niedojrzały sposób, bo przecież w życiu czeka ją jeszcze niejedno rozczarowanie, ale mimo to przepadam za nią. Przejmuję się jej losem i kibicuję, aby udało jej się przezywyciężyć wszystkie przeciwności. To totalna odmiana, jak dla mnie, porównując sytuację z Nancy..
    Ciotka i wujek.. Są mega typowi, ale to dodaje im uroku. Właściwie to mogę nawet powiedzieć, że przypominają mi moją rodzinę, która mieszka na wsi.. Swoją drogą dlaczego nie mogę spotkać u nich pięknego Nialla, albo chociaż dojrzałego Bena?! No tak.. Moje życie to nie fanfiction, czasem zapominam..
    Spotkanie z Benem.. Hm, mogłabym wyobrazić sobie je nieco inaczej, ale jak najbardziej nie przeszkadza mi sposób w jaki Ty je przedstawiłaś. Oddałaś to co najważniejsze, to się liczy.
    Najbardziej podoba mi się jednak scena, kiedy Darcy wybucha przez chamskie smsy przyjaciółki. To wiele mówi nam o dalszych wydarzeniach, pokazuje jej nastawienie i otwiera nowe drzwi, że tak powiem. Z resztą kiedy opisałaś, jak rzuciła telefonem, a potem z nadzieją w oczach zaczęła go zbierać, to bez problemu pomyślałam sobie, że robię dokładnie tak samo, co niewątpliwie przybliżyło mnie do Naszej bohaterki.
    Ostatnia scena. Damn, bardzo ładnie opisana! Rezygnacja, rezygnacja, a tu nagle BANG- kolejne znalezisko. Jestem cholernie ciekawa co będzie w tej notatce i mimo, że doskonale znam fabułę, którą sobie wymyśliłaś, to i tak nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Kocham Ci i całuję! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jestem. Dotarłam aż do tego fantastycznego, trzeciego rozdziału. Muszę Ci powiedzieć, że totalnie nie spodziewałam się właśnie takich rzeczy w tej zwykłej puszce po kawie. Ale ona chyba znowu nie jest taka zwykła. A ta karteczka, z tą żoną, rozczuliła mnie chyba najbardziej! Wciąż jestem zdania, że to idealna kryjówka Nialla, a te wszystkie rzeczy są jego. No ale wszystko okaże się pewnie w swoim czasie. Teraz doszła do tego kolejna notatka od właściciela. Co oznacza, że jest on gdzieś w pobliżu i ciągle odwiedza jaskinię. Pewnie zauważył, że jego puszki nie ma i zostwił jakąś wiadomość na wypadek, gdyby Darcy miała wrócić w to miejsce. Ależ jestem ciekawa co tam jest napisane. Skończyłaś w takim momencie, że wiesz... Powinnam Cię udusić. Spotkanie przystojnego blondyna, którym jest Niall (XD) było naprawdę bardzo emocjonujące! Nie dziwię się, że bohaterka odczuwa coś szczególnego, patrząc na Horana. On już po prostu tak ma, ten jego urok osobisty. Ciągle się jednak mijają, bo kiedy dziewczyna wspięła się na samą górę, jego już nie było. Mam nadzieję, że któregoś razu dane im będzie zamienić ze sobą parę słów. W ogóle! Świetny pomysł Darcy z tym odszukaniem właściciela puszki. Idealne zajęcie, dla kogoś, kto uważał, że będzie się nudził. Szkoda tylko, że dziewczyna tak prędko zrezygnowała i się poddała. Ale gdyby nie to, zapewne nie wróciłaby do jaskini i nie odnalazła tego liściku, który mnie cholernie ciekawi. Ben wydaje się być naprawdę miłym gościem, wiele nie można o nim jeszcze powiedzieć, w końcu to takie pierwsze prawdziwe zetknięcie się z nim. Na pewno to jego "Do zobaczenia!" nie było rzucone ot tak sobie i niebawem on i Darcy się spotkają. Zobaczymy co ta postać wniesie do tego opowiadania.
    No i ostatnia sprawa, a mianowicie Lauren. MATKO, jak ta dziewczyna mnie irytuje. Zachowała się... gorzej niz bezczelnie. Jak ona śmiała powiedzieć Darcy coś takiego? Dobrze znała jej uczucia względem Maxa i w ogóle całą sytuację, a teraz wyjeżdża z takim tekstem, udając niewinną. I jeszcze śmie mieć pretensje, że Darcy nie powiadomiła ją o swoim wyjeździe. PHI. Bezczelna. Nie miała takiego obowiązku i bardzo dobrze zrobiła, nic nie mówiąc. Mieć taką 'przyjaciółkę' to naprawdę. Nikomu takiej nie życzę. I wcale nie dziwię się Darcy, że zareagowała właśnie w taki sposób. Kto na jej miejscu by się tak nie wkurzył?
    Czekam kochana na rozdział następny i życzę przede wszystkim dużo weny, żeby to pisanie szło dalej tak wspaniale. Zostawiłam komentarz pod każdym postem, nie mogłam się powstrzymać XD Ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Podoba mi się fabuła i z niecierpliwością czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szablon tak bardzo odzwierciedla klimat tego ff, albo mi się tylko tak wydaje? W każdym razie rozdział świetny. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny i dlugasny rozdzial, na co oczywiście nie narzekam ;D tylko dlaczego skonczyl sie akurat w takim momencie??? :O no coz, pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wooooah! Szalona! Mocno mnie zaskoczyłaś, jejku. Nie mam bladego pojęcia co tutaj napisać. Jestem w ogromnym szoku, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu :)
    Ben musi być faktycznie niezłym ciachem. Po przeczytaniu fragmentu własnie z jego udziałem dostrzegłam wiele wspólnego między mną a Darcy. Jestem w 100% pewna, że zachowałabym się identycznie. W każdej innej sytuacji również. No może z tą różnicą, że nie dopytywałabym się rodziny o właściciela znalezionej puszki...A może jednak? No nieważne.
    Jestem cholernie ciekawa tego cóż to za notatkę znalazła nasza ukochana Darcy! Domyślam się, że to nikt inny jak Niall jest jej autorem :)
    O! Jeszcze pozostała kwestia "przyjaciółki" panienki Sheehan. Co za wredna, niewychowana i bezczelna małpa! Jak ona mogła no?! No jak?! No jak, ja się pytam! Ugh, gdybym tylko mogła rozszarpałabym ją na strzępy!

    Wdech i wydech, wdech i wydech. Okej, jestem już spokojna.

    W kazdym bądź razie rozdział jest niesamowity, z resztą jak każdy inny i z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Życzę weny i pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział *_*
    C.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sieeeeeeeeeeeeeeeeeeema. Booom. Mamy 22:00, więc wszystkie kreatury nocy, takie jak ja, mogą się obudzić do życia. Bo cóż innego można robić ze swoim życiem, jak nie czytać cudowne opowiadania, planować kolejne rozdziały własnych fanfiction i rozwiązywać równania macierzowe. Najpierw przyjemności, potem matma. A w ogóle, o co chodzi z tym, że najbardziej produktywni jesteśmy w nocy? Cullenowie nas wszystkich w pośladki pogryźli, czy jak? O.o


    Na sam więc początek zacznę od tego, co kończyło ostatni rozdział i zaczyna ten. Puszka, szkatułka, wehikuł czasu... Mój dobry Boże. Przecież to pomysł tak genialny, że zwala z nóg. Dobra, z gatunku tych ckliwych i romantycznych, ale jakoś dawno się z nim nie spotkałam, więc poruszył mnie i frapuje mnie tajemnica właściciela owego obiektu pewnie jeszcze bardziej niż Darcy. Na pewno bardziej, bo mi nie przeszkadza depresja, a jej tak.
    Nie żeby odbierało to oryginalność twojemu opowiadaniu, ale zauważyłaś jak wielu ludzi ma depresje w dzisiejszym świecie? Nie mówię o tt, ale ogólnie świecie. Czy to tak trudno być szczęśliwym? Dono. Ale koniec tych dygresyjek, zostawmy je na wieczór przy winie, czy coś.

    Wracamy do teksu!
    Sheehan siedzi sobie na piasku a Meadow opisuje plaże. Meadow robi to dobrze i niemal czujemy paskudny, kwaśny zapach glonów, bo autorka tęskni do takich widoków, a jeśli czegoś pragniemy możemy to łatwiej wizualizować i opisać, niż coś z czym mamy styczność na co dzień. Ty tęsknisz do wody, ja tęsknie do wody, a opisy nadal są zajebiste.

    Tak pracuję nad tym komentarzem i pracuje i dochodzę do wniosku, że muszę skurczyć swoje przemyślenia. Co jest trudne, bo rozdział jest dobry i długi i chciałabym wylać z siebie każą emocjonalną reakcję na poszczególne akapity, ale też pozalewać Cię komplementami. Ciężki wybór. :///

    1) Akcja na plaży, blondyn na klifie itd. Przecież wiesz o co mi chodzi, sama to napisałaś. Dużo rozkimn, co przypominało mi Nancy i przez to prawie popsułam sobie swój idealny zgryz, ale też druga strona: TAJEMNICA. Jak mnie to bierze! Dreszcze po plecach, pot na skroniach i obgryzione paznokcie. Sekretne pudełko i samotny jeździec na horyzoncie? Ja cię kręcę! Uczta dla spragnionych romansu jak nic. Ma ktoś chusteczki? ;(((

    2) Ben. Ben jest fajny prawda? Ben musi być fajny, bo ja go polubiłam. Jest taki nieustępliwy i stara się być za wszelką cenę miły. To takie rozkoszne, że udaje iż nie widzi, ze Darcy zachowuje się jak idiotka. Lubię go. Nie ufam mu za grosz, ale niech stracę.

    3) Laura to taka... Hym... Hym... Nie żeby zabrakło mi słów, ale nie chcę się wyrażać w sposób nie przysługujący damie. Cała ta scena jest miażdżąca. Już Ci Vesp napisała, że motyw z zrzucaniem telefonu to genialne posunięcie, więc nie będę się powtarzać. Chociaż ja bym nie padła od razu na kolana by go zbierać. Pewnie bym jeszcze go przydeptała. Dobrze, że moi przyjaciele albo boją się serwować mi takie numery, albo po prostu ignorują tematy zapalne. Ale ja chcę zaznaczyć jeden szczególny fragment:

    " „Dzięki, że poinformowałaś mnie o swoim wyjeździe.”
    Aha.
    Aha.
    AHA, Laura.
    "

    Prowadzisz narracje w pierwszej osobie, więc mogłaś zastosować taki zabieg. Jest on genialny i najwiarygodniej oddaje to co poczuła Darcy i dzięki temu my, czytelnicy, poczuliśmy to jak bardzo sms od Laury zbił g.bohaterkę z pantykału. M.K aprroves.

    4) CHCĘ DOWIEDZIEĆ SIĘ CO BYŁO W TYM CHOLERNYM LIŚCIE! TERAZ!

    Tyle z emocjonalnej reakcji na twój 9 stronicowy tekst. Rozdział długaśny, dłuższy od tego na LD. A może konkursik? Kto walnie dłuższy rozdział? xD

    OdpowiedzUsuń
  9. cd.

    Darcy może przyprawiać mnie o ból głowy swoimi myśluwami, ale jest bardzo dojrzałą postacią. Ogólnie propsy, gratki i all hail Meadow, bo wszyscy bohaterowie Off The Coast póki co są bardzo dobrze dopracowani, bogaci charakterologicznie przez co to opowiadanie wydaje się być bardziej dojrzałe i poważne niż Hesi. Dobrze, że nie prowadzę listy, bo miałabym niezłą zagwostkę które z Twoich opowiadań uplasować wyżej. xD


    Dobra, to na tyle. Spadam do Nancy i jej blackout-u.

    Kocham, ściskam, całuje, weny, alkoholu, miłości czy tego tam chcesz, ważne byś napisała kolejny rozdział xD

    M.K

    ( http://last-direction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NO KOCHOM CIE KOCHOM CAŁYM SERDUSHKIEM XD LOTS OF LOVE FROM ME BAD, CRAZY CHICAAAAAA XD <3

      Usuń
  10. Przybywam powiedzieć, że uwielbiam nowy wygląd. Się napatrzeć nie mogę normalnie i to przerywa moją pracę nad rozdziałem. Ale co tam. Cała noc dla mnie. Mogę sobie patrzeć.

    Przepiękny jest, serio <3

    OdpowiedzUsuń
  11. yay, jestem, w końcu. Tak przypadkiem, przeczytałam komentarz Tess. I chciałam powiedzieć, że mi bardziej podobał się poprzedni szablon, ale przecież zawsze jakaś odmiana się przyda! :)
    Pierwsze, co powiem (żeby nie zapomnieć), ogromnie podobał mi się wybuch Dracy, wcale jej się nie dziwie, że tak zareagowała, szkoda może tylko tego telefonu (xd) Choć z drugiej strony, bez niego, życie jest raczej o wiele przyjemniejsze. Bo w końcu ten sprzęt, jest gorszy niż smycz, jest z Tobą wszędzie i ludzie zawsze cię odnajdą. UGH. Ale nie o tym.
    Hm.. tajemnicza puszka znaleziona na plaży, mam ciche wrażenie, jakby kiedyś coś podobnego obiło mi się o uszy, ale to nic, bo nie jestem pewna. A sposób, w jaki owijasz tą puszkę tajemnicą, jest fantastyczny. Do tego blond włosy chłopak, stojący na klifie. Chyba można się powoli domyślać kim on jest. No i co do tajemnic... dlaczego przerwałaś w takim momencie? Ja dopiero rozkręcałam się czytając (bo masz naprawdę fantastyczny styl) a tu bach. Koniec.
    Ben wydaje się być całkiem miłą osobą, takie jest przynajmniej moje początkowe wrażenie. Chociaż może dlatego powinno się na niego bardziej uważać, w końcu to on próbował utrzymać rozmowę, nawet gdy Dracy, chciała odejść. Tutaj będziemy się zastanawiać.
    No, a Laura? Czy trzeba komentować takie osoby? Wydaje mi się to zbędne, ale moje palce i myśli nie mogą się powstrzymać. Przyjaciółka od siedmiu boleści. Wcale nie ma co się dziwić, że Dracy nie mogła powstrzymać się przed przeczytaniem tego sms'a w końcu były przyjaciółkami, ale z drugiej strony, to aż mi jej żal. A Laura naprawdę pierwszego sms'a to chyba nie przemyślała. No dobrze nic, ja uciekam.
    Dziękuje Ci za ten długi rozdział, będę teraz z utęsknieniem czekać do 16 lutego ;(
    Życzę Ci powodzenia na sesji! :*

    OdpowiedzUsuń
  12. jej fajny blog :3 pewnie to będzie ten blondyn ;P no to czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  13. Czekam na Next! Zajebiste są wszystkie części ! aww.. zastawiałaś mnie w takiej nie pewności! Emocje się kumujują ! Mam nadzieję, że długo nie będę czekac na kolejny rozdział ! Oby wszystko szło w dobrym kierunku ! Normalnie PER-FECT!

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy kolejny rozdział! Szkoda, że tak późno dodajesz rozdziały ! Ale fajnie, że są długie, a nie jak , w niektórych gdzie jest zaledwie 5 minut czytania! Rozczulające! Rasowo to piszesz!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. O MATKO I CÓRKO.*-*
    JAK TY PIĘKNIE PISZESZ. !
    JEJKU. ... AJSBRDUFDB *-*
    KOCHAM TEGO BLOGA.
    JEST ON JEDNYM Z NAJLEPSZYCH JAKIE CZYTAM, CZYTAŁAM I BĘDĘ CZYTAĆ. :*
    ROZDZIAŁ JEST TAKI HSNDHSBDDNDKDBSKDMDJDJJDNDND *-* KURDE NIE ZNAJDĘ SŁÓW ŻEBY TO OPISAĆ.
    DZIĘKUJĘ BOGU Z CAŁEGO SERCA, ŻE ZNALAzłam TEGO BLOGA.
    MASZ DAR.
    CZEKAM NA NN :*/K.J.

    OdpowiedzUsuń
  16. Prawdę powiedziawszy w tym rozdziale Darcy zaczęła mnie trochę irytować. Nie wiem, czy to skutek mojego humoru, który jest dość kiepski, czy po prostu tak już jest, bo bardzo często bywa, że wkurzają mnie główne bohaterki xd Bez względu na powód, rozdział czytało się bardzo przyjemnie, coś mi się widzi, że to będzie kolejne opowiadanie, które zaliczę do grona ulubionych. Jak na razie akcja się rozkręca i z ciekawością się temu przyglądam ^^
    Zawartość puszki znalezionej przez Darcy wydała mi się jakaś taka... urocza xd Teoretycznie żadna z tych rzeczy nie ma jakiejś wartości materialnej, ale widać w nich przywiązanie, sentyment, prawdziwe uczucia, a już zwłaszcza w tej karteczce. Gdybym ją przeczytała, uśmiechałabym się od ucha do ucha już do końca dnia. Nawet jeśli potraktowałabym to jako dziecięce marzenia, i tak poprawiłoby mi to humor. Wcale się nie dziwię, że Darcy postanowiła spróbować odnaleźć właściciela tego "skarbu". W końcu Ardamine, chociaż piękne, wydaje się również nieco nużące, a ta puszka może być początkiem jakiejś przygody.
    Postać Nialla jest niezwykle tajemnicza ;o Podoba mi się to, bo jak na razie jawi się jako nieco zdystansowany, bardzo zamyślony człowiek, może nawet trochę samotnik, biorąc pod uwagę to, że przyszedł nad morze całkiem sam i zastanawiał się nad czymś. Myślałam, że chłopak poczeka, aż Darcy wejdzie do góry, a wtedy nastąpi ich pierwsza rozmowa, ale ku mojemu rozczarowaniu zniknął. Czyżby był nieśmiały?
    Ciotka Ellie obudziła moją sympatię już na samym początku i w dalszym ciągu utwierdza mnie w ciepłych uczuciach wobec niej. Wydaje mi się, że Darcy kiedyś zarazi się wreszcie jej entuzjazmem i radością, a na pewno pomoże jej to w wyjściu z czegoś, co poniekąd można nazwać depresją. Cóż, nie spodziewałam się, by wujostwo dziewczyny znało właściciela tajemniczej puszki, ale może faktycznie Devinowi uda się dowiedzieć, kto porzucił te rzeczy na plaży.
    Ponieważ Ben Barnes portretuje twoją postać, właśnie tak wyobrażam sobie Bena z opowiadania i muszę powiedzieć, że to robi naprawdę piorunujące wrażenie. Mam słabość do tego aktora, poza tym sama również podkreśliłaś jego wygląd, dlatego na miejscu Darcy chyba nie dałabym rady ustać na nogach. Na dodatek ten facet okazał się strasznie uprzejmy i po prostu miły. Sądząc z zakładki z bohaterami, będzie na głównym planie, więc jestem nim jeszcze bardziej zaintrygowana XD Może faktycznie nasza bohaterka zachowywała się nieco dziwnie, ale jego to najwidoczniej nie zraziło. Facet jest wyjątkowo serdecznie nastawiony do innych ludzi.
    Wiadomość przysłana przez Laurę dosłownie rozłożyła mnie na łopatki. O co i przede wszystkim komu robi pretensje? Jak ja nie znoszę takich fałszywych ludzi... Sami kopną cię w dupę, wykorzystają, zranią, a potem, kiedy człowiek również postanowi postawić na nich krzyżyk, wracają z wielką mordą i zwalają całą winę na tę drugą osobę. "Max nigdy nie był twoim chłopakiem" - i to ma być jej wytłumaczenie? Żadnego "przepraszam", które oczywiście też nie byłoby wystarczające, ale przynajmniej zabrzmiałoby przyzwoicie? Czasami tracę wiarę w ludzkość.
    Zakończyłaś w takim momencie, że aż mam ochotę Cię udusić XD Niby się wydawało, że ta puszka już dawno została zapomniana przez właściciela, a tu się okazało, że ten ktoś musiał cały czas odwiedzać to miejsce i sprawdzać, czy skarb jest na swoim miejscu. Tym razem go nie zastał, więc zostawił notkę. Strasznie jestem ciekawa, co na niej jest ;o
    Tak jak wspominałam, czytało się bardzo przyjemnie, opowiadanie ma naprawdę fajną atmosferę i podoba mi się coraz bardziej :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Błagam nie karaj nas tak i dodaj następny rozdział! Skończył się w takim momencie że chciałoby się od razu dowiedzieć więcej. Super pomysł na napisanie tego opowiadania. Świetnie piszesz aż chce się czytać. To moje drugie opowiadanie które czytam i przyznam, myślałam że, tamto jest świetne i nic go nie przebije ale się myliłam. Błagam dodawaj długie rozdziały i mam nadzieje że będą tak dobrze napisane jak dotychczas. Oby to opowiadanie szybko się nie skończyło <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam za powtórzenia i błędy ;)

      Usuń
  18. Zna ktoś jakieś fajne blogi o 1d podobne do tego??

    OdpowiedzUsuń
  19. No to trzeci rozdział za mną! :) Zawartość puszki była słodka. Zastanawia mnie tylko skąd Darcy ma pewność, że napisało go dziecko. Wiadomość może i jest infantylna, ale przecież to jeszcze o niczym nie świadczy. Szkoda, że nikt nic nie wie na ten temat, ale wierzę, że w końcu coś się rozjaśni. Ja na miejscu dziewczyny bym się nie poddawała :P
    No i Lauren, znowu ona, pfff... Co za dziewuszyszko. Zero lojalności XD
    Ależ ona jest irytująca!
    Czekam, aż Darcy spotka się z tym tajemniczym Blondynem <3

    OdpowiedzUsuń