28 kwietnia 2014

Rozdział 6: Burza

                - Nie boisz się przychodzić tutaj sama? - Usłyszałam nagle nad sobą i błyskawicznie podniosłam głowę jak oparzona, aby po sekundzie wprawdzie poczuć się, jakby ktoś wylał na mnie wrzątek bowiem stał przede mną nikt inny, jak blondyn znany mi już, jako „najlepszy dostawca w Irlandii”. W pierwszej chwili czułam się spetryfikowana, zastygłam w bezruchu jak na skutek działania wzroku Meduzy. Jedną ręką wciąż trzymałam kawałek bluzki, druga zaś zawisła w okolicy plamy, a zważywszy na to, że nie byłam w stanie poruszyć kończynami, taką właśnie pozą zaprezentowałam się podczas pierwszej interakcji z sąsiadem. Gdy tylko nasze oczy się spotkały, serce zaczęło mi walić tak szybko i tak mocno, że prawdopodobnie pobiłam swój rekord uderzeń na minutę, nie wspominając o fali gorąca, która w zawrotnym tempie rozpłynęła się po całym moim ciele, docierając do każdej, najmniejszej i najodleglejszej komórki, zupełnie jakby trafiła mnie niewidzialna strzała przebijająca balonik z ów uczuciem ulokowany w pobliżu serca. Bardzo, ale to bardzo powoli wyprostowałam się i odetchnęłam ciężko, na szczęście niezbyt głośno. Zamiast czym prędzej wymyślić porządną odpowiedź na jego pytanie, w mojej głowie nagromadziła się cała masa myśli sprawiających jedynie, że poziom mojej paniki wzrastał. Cisza pomiędzy nami nabierała na sile ze względu na moje rozkojarzenie i zwłokę, co wcale nie pomagało, a raczej pogarszało sytuację w związku z czym pognałam z najsłabszą ripostą, jakiej mogłam wówczas użyć.
                - A to niby czemu? - spytałam niezbyt miłym tonem, który usprawiedliwiłam przed sobą stresem wywołanym w wyniku tego niespodziewanego spotkania. Nie byłam także pewna w jakim kierunku sprowadziłam początek tej rozmowy. Mogłam mu się wydać durniem mającym w zanadrzu wyłącznie puste odzywki nie wnoszące niczego nowego do konwersacji, a fakt, że byłam blondynką wzmocnił moje obawy. Oby chłopak nie kierował się w życiu stereotypami.
                - Mogłabyś poślizgnąć się i spaść – odparł niby to z nutą troski o drugiego człowieka, niby to z pouczeniem, aczkolwiek gdzieś tam przewinęło się chyba niewielkie... rozbawienie? Nie ukrywam, że nieco mnie to podjudziło, bo niby co w tej całej scenie było zabawnego?
                - Ach tak? - oburzyłam się, w sekundę opanowując swoje roztargnienie. - Bo jestem dziewczyną?
                - Ty to powiedziałaś – odpowiedział ze stoickim spokojem, choć ten błazeński uśmieszek nie schodził mu z ust. Nie zmieniało to jednak faktu, że mimo takiej postawy nadal wydawał mi się być nad wyraz atrakcyjny, co jeszcze bardziej mnie denerwowało, bo nie do końca potrafiłam sobie z tym poradzić.
                 - Chodziło mi raczej o twoje buty – dodał jako uzasadnienie, a ja spojrzałam w dół i migiem zrobiło mi się głupio. Miałam ochotę rzucić na swoje nogi jakieś zaklęcie zmieniające moje wyjściowe sandałki w inne obuwie, co sprawiłoby przy okazji, że wyszłabym na mniejszego głupka niż dotychczas.
                - Dzisiaj ubrałam okazjonalnie – burknęłam, unikając kontaktu wzrokowego w razie, gdyby miało mnie to rozbroić. - Zazwyczaj noszę trampki – dorzuciłam wstydliwie w ramach wytłumaczenia. Może wiedział, że przyjechałam ze stolicy, a ta informacja w połączeniu z pozostałymi, czyli tym, że miałam blond włosy, beznadziejne riposty, odzywałam się nieuprzejmie do nowo poznanych osób i nosiłam eleganckie, damskie buty podczas podbojów dwumetrowych skał, a co lepsze wybrałam się na ów podbój w trakcie burzy, nie tworzyło najlepszego wizerunku.
                - Zauważyłem.
                Z powodu sporego zdziwienia, w jakie zostałam wprowadzona jego ostatnią wypowiedzią zerwałam swoje postanowienie odnośnie nie patrzenia na blondyna. Spojrzałam na niego, marszcząc brwi i zastanawiając się czy i on przypadkiem nie uskuteczniał potajemnego obserwowania mnie z ukrycia, co właściwie byłoby co najmniej dziwne, chociaż gdyby okazało się być prawdą nie ukrywam, że pochlebiłoby mi to i poniekąd ucieszyło.
                - Wyglądasz na co najmniej przerażoną faktem, że jakiś nieznajomy wie, że często nosisz trampki.
                Jego pewność siebie z jednej strony była nieco drażniąca, z drugiej zaś dodawała mu uroku, przez co ciężko było mi się skupić. Poza tym po całym dniu pracy niekoniecznie miałam siłę i sposobność do natychmiastowego wpadania na błyskotliwe odzewy, dlatego też nie wiedziałam co powiedzieć.
                - Jesteśmy sąsiadami, widziałem cię już wcześniej – dodał chłopak, widząc niemałą konsternację, jaka zagościła na mojej twarzy.
                - Bardzo ciekawe, że zwracasz uwagę na buty swoich sąsiadów – rzekłam uszczypliwie, zadowolona z tego, że wreszcie udało mi się wymyślić w miarę dobrą odpowiedź i przyprzeć go do muru. A przynajmniej wydawało mi się, że tak będzie. Niestety.
                Wzruszył ramionami, robiąc obojętną minę.
                - Jedni zbierają znaczki, inni jeżdżą konno, a ja zapisuje marki, modele i przypuszczam rozmiary butów ludzi, których mijam na ulicy – powiedział dość komicznie, trudno mi było zatem powstrzymać się choćby od chichotu. Koniec końców zaśmiałam się cicho, ale to bardzo cicho pod nosem i czym prędzej wróciłam do poprzedniej postawy.
                - Jesteś hipsterem? - zapytałam z przekąsem. Miałam ochotę trochę się z nim podroczyć, skoro miałam taką możliwość. Przez część tej nietypowej rozmowy to on górował, czas najwyższy na zmiany.
                - Co? - Tym razem to on ściągnął brwi na znak zdziwienia. Udało mi się go zbić z tropu choć na chwilę, co wtedy było dla mnie niczym osiągniecie niemożliwego.
                - Masz nietuzinkowe hobby.
                Zaśmiał się w iście czarujący sposób.
                - I to automatycznie czyni mnie hipsterem? - ciągnął dalej z lekkim uśmiechem, teraz dla odmiany nie tak bardzo irytującym, a raczej urzekającym. Już otwierałam usta, aby potwierdzić jego słowa, kiedy to zostałam zaskoczona przez potężny grzmot zwiastujący, że burza tuż tuż. Zamiast ów potwierdzenia wydobyłam z siebie siarczyste przekleństwo i aż podskoczyłam w miejscu na skutek tej niemiłej niespodzianki, natomiast mój towarzysz znów chichrał się w najlepsze. Miałam wrażenie, że moja złość albo powaga jeszcze bardziej go bawiły.
                - Lepiej chodźmy zanim stworzymy jedność z morzem – zaproponował trafnie, ale i tak mnie nie przekonał. Miałam coś do zrobienia i gdyby nie on, już dawno miałabym to za sobą i spokojnie wędrowałabym z powrotem do domu. Nie da się ukryć, że pokrzyżował mi plany.
                - Droga wolna – sarknęłam niemiło. Niekiedy zdarzało mi się zachowywać opryskliwie czy nieuprzejmie wobec osobników płci przeciwnej, którzy z jakichś względów mi się podobali. W tym przypadku nie podobało mi się również to, że blondyn wciąż rzucał we mnie ripostami jak świeżo naostrzonymi sztyletami i próbował mnie odwieść od zrobienia czegoś, co było dla mnie istotnym i ważnym aspektem pobytu w Ardamine, i naprawdę nie uśmiechało mi się stracić jakąkolwiek notatkę od Duine'a. - Ja muszę coś sprawdzić – dodałam i nie patrząc na niego, zrobiłam krok naprzód, chcąc go jakoś wyminąć. Naturalnie mogłam się spodziewać, że zastąpi mi drogę swoim ciałem.
                - Daj spokój, sprawdzisz jutro, jak burza ustanie.
                Po jego bohaterskim akcie dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, a kiedy podniosłam głowę do góry, aby zerknąć na niego złowieszczo i z niezadowoleniem, autentycznie przeraziłam się tą bliskością i czym prędzej odsunęłam się na bezpieczną odległość. Frustracja wzrosła, niemoc także, zabrakło też solidnych argumentów, bo niby czym dałabym radę przekonać go, aby pozwolił mi wejść do jaskini pełnej wody podczas burzy? Nie miałam ani ochoty, ani wystarczająco dużo cierpliwości, żeby wdać się z nim w kłótnię. Widząc, że i tak stałam na straconej pozycji, nie miało to najmniejszego sensu. Czując jak uczucie bezsilności pali mnie od środka, skrzywiłam się nieznacznie i odwróciłam tyłem do chłopaka, gotowa, aby teleportować się na dół, ale i to nie przypadło mu do gustu.
                - Zejdę pierwszy i ci pomogę – zaoferował niczym prawdziwy dżentelmen i mimo że było widać, iż jego intencje były szczere, a nie dokuczliwe, to i tak odmówiłam.
                - Dzięki, dam sobie radę sama – mruknęłam, ignorując jego wyciągniętą rękę i zeskoczyłam na piasek. Podniosłam się do pionu bez żadnych większych obrażeń i otrzepałam brudne spodnie. Tymczasem na niebie pojawiła się pierwsza, samotna, ale doprawdy przepiękna błyskawica, rozjaśniająca je na kilka sekund, po czym rozpoczął się pierwszy etap burzy, czyli mżawka. Nie często zdarzało się tak, że od razu wybuchała potężna nawałnica.
                Większość drogi przez plażę przebyliśmy w ciszy, która wcale mnie nie krępowała, ponieważ byłam zbyt zajęta analizowaniem zdarzeń mających miejsce po spotkaniu sąsiada. Jemu najwyraźniej zaczęło to przeszkadzać, gdyż co jakiś czas nerwowo zerkał w moją stronę, zupełnie jakby czekał, aż się odezwę, co rzecz jasna nie nastąpiło, więc w końcu sam przerwał drażniące go milczenie.
                - Nie jesteś stąd, prawda?
                - Nie.
                - I nie jesteś zbyt rozmowna... - szepnął bardziej do siebie niż do mnie, w dodatku w jego głosie można było usłyszeć nutę smutku, jednak w tamtym momencie nie zwróciłam na to większej uwagi.
                - Zgadza się – odparłam, nie zwalniając ani na sekundę i wciąż patrząc przed siebie.
                - Możemy to zmienić, tylko musimy dużo ćwiczyć – powiedział, odzyskując pogodę ducha i optymizm. Dlaczego w ogóle miałby mi z czymś pomagać? Przecież się nie znaliśmy. Ba, co jak co, ale on wciąż nie wyciągnął ręki w moją stronę z zamiarem przedstawienia się.
                - Nie powiedziałam, że chcę to zmieniać.
                - Introwertyk? - spytał złośliwie, unosząc brwi.
                - Hipster? - przedrzeźniłam go, gdyż na nic lepszego nie było mnie wówczas stać.
                - Mam rower górski, a nie holenderski – odparł śmiało, niesamowicie pewny swego. Musiałam przyznać, że znów mnie zirytował, a było już całkiem dobrze. Zdążyłam się nieco otrząsnąć z negatywnych emocji, a wtem do mnie powróciły. On faktycznie był mistrzem odnajdywania się w sytuacji i improwizacji. Jakby nie patrzeć za każdym razem wyławiał z odmętów swojego umysłu porządne odpowiedzi i to w mgnieniu oka. Nie da się ukryć, że było to co najmniej wkurzające.
                - I odpowiedź na każde pytanie – warknęłam, nie kryjąc zdenerwowania.
                - Przeszkadza ci to? - zagadnął, posyłając mi zalotne spojrzenie, które może i byłoby efektowne, gdyby wcześniej mnie nie rozjuszył.
                - Skądże – wykrzywiłam się, mając dość wysilania się i skupiania nad wygraniem tej rozmowy, a jednocześnie odetchnęłam z ulgą, wiedząc, że od uwolnienia się od chłopaka dzielą mnie sekundy, ponieważ zbliżaliśmy się do domu wujków. Przyspieszyłam, nie zważając na blondyna i nie mając zamiaru się z nim żegnać. Jedyne o czym marzyłam to, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju. Oczywiście moje plany ponownie zostały pokrzyżowane.
                - Słuchaj! - zawołał za mną, widząc, że skręcam już w stronę domu. Odwróciłam się niechętnie, co bodajże wprowadziło go w to całe zakłopotanie, którego byłam świadkiem. - Mogę cię jutro podwieźć do pracy, skoro będę jechać z jajkami – zaproponował jakby nieśmiało. Czyżby bał się odmowy? Kolejnej tego dnia z mojej strony.
                - Dzięki, ale mam transport.
                - Okej... - mruknął pod nosem, wyglądając na zawiedzionego. - Może innym razem.
                - Ta, może. Na razie! - pożegnałam się i natychmiast ruszyłam, nie czekając na żaden odzew z jego strony. Stawiałam jak największe kroki, a gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi frontowe, poczułam się, jakby spadł ze mnie ogromny ciężar. Momentalnie stałam się lekka jak piórko, a świadomość, że niezamierzona i nieplanowana interakcja właśnie się skończyła i już dłużej nie musiałam z nikim rozmawiać była czymś doprawdy przyjemnym. Cieszyłam się, że miałam to za sobą, lecz stawiając kolejne kroki w kierunku swojego pokoju coraz mocniej zdawałam sobie sprawę z tego jak bardzo odpychająco i niegrzecznie się zachowywałam. Właściwie fakt, że mimo mojego szorstkiego nastawienia chłopak i tak postanowił podwieźć mnie do pracy był podejrzany. Przeszło mi nawet przez myśl, że może ktoś mu powiedział o moich problemach z kontaktowaniem się z innymi ludźmi, co wyjaśniałoby zarówno tę kwestię, jak i to, że chciał popracować nad moją małomównością, ale było to zbyt absurdalne, bo niby dlaczego wujkowie mieliby mówić o tym obcej osobie, tym bardziej jeśli sami traktowali mnie normalnie.
                Usiadłam ostrożnie na krawędzi łóżka w ogromnym zamyśleniu, a po kilku minutach tkwienia tak i intensywnych zastanowieniach, schowałam swoją twarz w dłoniach i jęknęłam, opadając na mięciutką kołdrę.
                Tak strasznie chciałam poznać tego chłopaka, a gdy nadarzyła się ku temu okazja pokazałam się z najgorszej możliwej strony. Dopiero po fakcie byłam w stanie skupić się w pełni, przypomnieć sobie całe to zajście i pomyśleć obiektywnie jak wyglądało to z jego perspektywy. Na jego miejscu nie odezwałabym się do siebie nigdy więcej. Kto by chciał chociażby próbować zaprzyjaźnić się z taką nadąsaną osóbką, jaką mu sprzedałam? Jezu.
                Ponownie jęknęłam zrezygnowana i przerzuciłam się na bok, wpatrując się w szalejący za oknem deszcz, lecz dźwięk uderzających o szyby kropli nie zaburzył napływu ogromu myśli. Karciłam się w duchu za to, że postąpiłam jak naburmuszony gówniarz, próbowałam usprawiedliwić się przed samą sobą, że przecież działałam pod impulsem, byłam kompletnie nieprzygotowana na taką ewentualność, jak spotkanie go, w szczególności nie w takich okolicznościach. Panika pchnęła mnie do tej całej arogancji i chwilami, można by powiedzieć bezczelności, czego teraz żałowałam. Po fakcie. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że kiedy wpadałam na Bena byłam jakaś taka... Potulna i spokojna. Co prawda także niewiele mówiłam, ale opryskliwość chowałam do kieszeni i byłam całkiem uprzejma. Na czym to polegało? Nie rozumiałam tego, a chciałam zrozumieć. Być może zachowałam się tak, nie inaczej wobec blondyna z sąsiedztwa, ponieważ już samo jego nagłe pojawienie się wyprowadziło mnie z równowagi, ponadto naigrawał się ze mnie, czego nie mogłam tak pozostawić. Niemniej jednak wyszło słabo. Wyszło źle i miałam nadzieję, że następnym razem, o ile taki nastąpi, uda mi się przeprowadzić z nim porządną, naturalną rozmowę bez zbędnych dokuczliwości.
                Podeszłam do okna, aby popatrzeć na chaos, jaki się za nim rozpętał. Przeleciałam wzrokiem od wzburzonego morza poprzez szalejącą na wietrze trawę pokrywającą klif i piaszczystą drogą Evergreen dotarłam na samą farmę Horanów. Otóż to. Poza tym, że ów chłopak miał tak na nazwisko i dowoził towar do sklepu pani Sullivan, nie wiedziałam o nim absolutnie nic więcej. Nie znałam nawet jego imienia. Wyglądał mi na Noah lub Ellisa, chociaż zważywszy na fakt, że prawdopodobnie mieszkał na wsi całe swoje życie był jakimś Calumem albo co gorsza Alastairem.
                Zaraz, zaraz. Jednej rzeczy nie wzięłam pod uwagę, a mianowicie tego co niby robił w jaskini? Owszem, widywałam go w chwilach zadumy i refleksji, być może lubił pobyć w osamotnieniu, mimo to był jedyną osobą, którą widziałam aż tak blisko groty. Swoją drogą, ta jego druga twarz kłóciła się z jego radosną naturą. Z jednej strony był spokojnym, lubiącym rozmyślać w ciszy człowiekiem, zaś podczas naszej pierwszej rozmowy ukazał się z zupełnie innej strony, jako wesoły, wręcz przepadający za ironią chłopak z prowincji. Ale... Każdy z nas ma dwie twarze. Jedną dla siebie, drugą dla otoczenia i zdaje się, że ja przypadkiem dojrzałam tę jego prawdziwą część, a to, co sama mu zaserwowałam było ciężkie do określenia bowiem nie zaliczało się do żadnej z moich wersji.
                Odwracając się plecami do okna, aby wrócić na łóżko zerknęłam przelotem na szafkę nocną, gdzie znajdowała się puszka Duine'a, przez co myśli na temat jego osoby zastąpiły te dotyczące blondyna. Wzięłam ją i po raz kolejny dokładnie przebadałam jej zawartość, ponownie zastanawiając się kim był ów tajemniczy młodzieniec. Tak na dobrą sprawę, nadal pozostawałam z niczym konkretnym. Kiedy zbiorę więcej liścików od niego, przeprowadzę dogłębną analizę, może tak uda mi się dotrzeć do czegoś rzeczowego, co naprowadzi mnie przynajmniej na dobry szlak, którym dojdę do tego z kim koresponduję i wszystko się wyjaśni. Zresztą, nasuwało się tutaj też inne pytanie, czyli czy on wiedział kto był po drugiej stronie, czy tylko ja tkwiłam w niewiedzy?
                Oglądając tak te kilka przedmiotów wpadłam na pewien pomysł, który rzekomo miał mi odrobinę pomóc w poszukiwaniach. Wyciągnęłam z kieszeni klucze od sklepu i przyczepiłam do nich breloczek z Barcelony. Jeśli ktoś dziwnie na niego zareaguje, będę miała jakiś punkt zaczepienia.
                Spojrzałam na kalendarz wiszący obok drzwi i nie musiałam wcale liczyć dni, aby wiedzieć jak długo nie rozmawiałam z mamą. Ponad tydzień. Odkąd przyjechałam do Ardamine, tylko jeden jedyny raz zamieniłam z nią kilka słów przez telefon, w dodatku na samym początku. Ona nie dzwoniła, bo wiedziała, że na nic się to zda i sama skontaktuję się z nią, kiedy będę na to gotowa. I oto nadszedł ten moment, choć zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę kontemplowałam jakiś czas nad swoją vintage komórką.
                Pierwszy sygnał, drugi, trzeci...
                - Słucham?
                Brzmiała dość naturalnie, nie dosłyszałam w jej tonie żadnego zdumienia, może specjalnie tak go zmieniła, kto wie. Ponad to, gdy dotarł do mnie dźwięk jej głosu, tak jakby ulżyło mi. Zazwyczaj gdy miałam jakiś problem bądź coś wprawiło mnie w nie najlepszy nastrój wystarczyło z nią porozmawiać, czy tylko pobyć razem w ciszy i od razu wszystko nabierało kolorów, a ja uspakajałam się. Tak też było w tym przypadku.
                - Cześć, mamo.
                Mogłabym przysiąc, że po samym przywitaniu kąciki ust Vivien na pewno uniosły się ku górze ze szczęścia. Być może kobieta nie spodziewała się, że zadzwonię do niej z własnej, nieprzymuszonej woli tak prędko.
                - Cześć, kochanie.
                - Jak tam u was? - wypaliłam na jednym wdechu, lecz nie bezinteresownie, aby nie robić niepotrzebnych zastojów, które nie daj Boże sprawiłyby, że nie potrafiłabym się już więcej odezwać.
                - Całkiem dobrze. O nas się nie martw, lepiej mów co u ciebie! - Zgrabnie zmieniła temat przechodząc na strefę, jakiej w istocie się obawiałam. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeżeli zadzwonię do niej, nie obędzie się bez opowiadania, co dotychczas wydarzyło się podczas mojego pobytu tutaj.
                - U mnie w porządku – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nic złego się nie działo, więc status „w porządku” był raczej odpowiedni. - Właściwie to... znalazłam pracę.
                Wolałam podzielić się z nią tym od razu, nie owijać w bawełnę. W zasadzie była to chyba najważniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła. Historii o puszce nie chciałam jeszcze wydostawać na światło dzienne, wystarczyło, że wujkowie co nieco o tym wiedzieli.
                - Och... - zawiesiła się na trochę. Przeczuwałam, że ta informacja zbije ją z pantałyku. W końcu wyjechałam z miasta na wieś, aby odpocząć od ludzi, a tu nagle nowina o pracy. Co więcej w sklepie spożywczym, gdzie roi się od klientów gotowych do obsłużenia. - Tego bym się po tobie nie spodziewała – uznała szczerze z nutką rozbawienia zmieszanego z zaskoczeniem.
                - Uwierz mi, że ja też.
                - Więc... - zawahała się. Możliwe, że nie była do końca pewna, czy powinna o to zapytać, czy może nie za wcześnie na takie otwartości, mimo to zrobiła to. - Znowu rozmawiasz z ludźmi?
                Nie uraziła mnie tym. Ani trochę. Choć doceniłam to, jak ostrożnie wyrzuciła z siebie te słowa.
                - Staram się.
                - Poznałaś już kogoś? - brnęła dalej, słysząc, że nie krępuję się przed nią i rozmawiam całkiem swobodnie. W sumie, było mi to na rękę, że to ona objęła stanowisko osoby zagajającej i podtrzymującej konwersację bowiem nie musiałam się wysilać do wymyślania wątków samemu, a odpowiadanie na zadane mi pytania było znacznie, znacznie wygodniejsze. To nie tak, że w ogóle nie miałam ochoty na jakąkolwiek konwersację z mamą. Skądże. Po prostu pomogła mi ona i ułatwiła osiągniecie celu, jakim było właśnie pogadanie z nią. Choćby o niczym.
                - Kilka osób, głównie starszych – odparłam bez większego zastanowienia.
                - Nikogo w twoim wieku?
                - Nie. Ale jest taki jeden chłopak, który prac...
                - Chłopak? - przerwała mi, wchodząc w zdanie. Mało tego sposób, w jaki spytała wskazywał na jedno. Mogłam się domyślić o co jej chodziło, gdy spytała czy przypadkiem nie poznałam jakiegoś rówieśnika.
                - Mamo! - zawołałam automatycznie, zawstydzając się lekko na myśl o Benie.
                - No co? - spytała jak gdyby nigdy nic. Cała Vivien.
                - Już nic więcej nie powiem! - zastrzegłam się i w tym oto momencie zdałam sobie sprawę, że ostatnie sekundy tej rozmowy telefonicznej były niczym innym, jak tym, co odrzucałam od siebie jak najdalej po przegraniu wyścigu po stypendium. Znów zachowywałam się jak ja. Zachowałam się jak Darcy sprzed kilku miesięcy. W tamtej chwili zapomniałam czym było bycie opryskliwym i naburmuszonym, zażartowałam, nawet się zaśmiałam, a nie rzuciłam jakimś zgryźliwym komentarzem. Jak dawniej. I to sprawiło, że przyszła mi do głowa pewna rzecz, coś, od czego długo, długo uciekałam; coś, na co wreszcie byłam gotowa.
                - Powoli będę kończyć – zaczęłam taktownie, żeby nie sprawić mamie zbyt dużej przykrości. - Zadzwonię do ciebie za parę dni, dobrze? - zobowiązałam się w pełni świadomie.
                - Jasne, nie ma sprawy – powiedziała ze zrozumieniem. - Uważaj na siebie!
                Zdaje się, że jej ostatnie zdanie miało zastąpić to, czego już dawno sobie nie mówiłyśmy, ale nie znaczyło to, że miało mniejszą moc. Wręcz przeciwnie. Wtedy było o wiele, wiele silniejsze, a ja zdecydowałam się je wzmocnić odpowiednim zwrotem.
                - Kocham cię, mamo.
                Podczas, gdy Vivien zapewne uśmiechała się pod nosem, na linii zapadło wymowne milczenie, przerwane w końcu słowami:
                - Ja ciebie też, skarbie. Ja ciebie też.








                Burza rozpętała się w najlepsze, niosąc ze sobą niezły hałas. Cóż. Ciepłe dni w Ardamine nie trwały zbyt długo, co nauczyło mnie, żeby cieszyć się każdą słoneczną minutą.
                Zanim opuściłam swój pokój z zamiarem udania się do biblioteki i skorzystania z komputera, musiałam jakoś uporać się z wadliwym zamknięciem górnego okna, które wskutek silnego wiatru otworzyło się i uderzało o ścianę, jednocześnie wpuszczając do pomieszczenia sporo deszczu. W trakcie tej batalii zmokłam prawie że tak bardzo, jakbym przeszła się raz po ogródku. Nie obyło się zatem bez kilku przekleństw, ale kiedy udało mi się zamknąć zepsute okno raz, a dobrze nie przeszkadzało mi to, że byłam mokra. Wytarłam się w ręcznik suszący się na kaloryferze, po czym zdeterminowana ruszyłam na parter, gdzie zaraz obok salonu mieściła się ów biblioteka, w której znajdował się komputer z dostępem do internetu. Otóż to. Zamierzałam zatopić się w ruchomych piaskach, jakimi był internet i po raz pierwszy od ponad trzech tygodni sprawdzić mejla i swoje konta na portalach społecznościowych. Szczególnie zastanawiałam się co zastanę na facebooku, za pośrednictwem którego zazwyczaj kontaktowałam się ze znajomymi. Wcześniej średnio interesowało mnie to, czy miałam jakieś nowe wiadomości, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam ochoty wdawać się w jakiekolwiek rozmowy, wiedząc, że każdy chciał powiedzieć, że słyszał co się stało, jak to bardzo mi współczuje i jak bardzo mnie wspiera w tych „ciężkich i trudnych chwilach”, co absolutnie nie pomagało, a raczej pogarszało jedynie sytuację, wolałam zatem od tego stronić. Minęło jednak trochę czasu, miałam więc nadzieję, że cała sprawa poszła w niepamięć i ludzie znów zaczną traktować mnie jak zawsze, nie wspominając niczego na temat stypendium i tego, jak „Freya na pewno oszukiwała i to ja powinnam była je wygrać”. Dlatego też poczułam przypływ ciekawości odnośnie tego, co wówczas działo się w moim środowisku i czy przypadkiem wszyscy o mnie zapomnieli albo dali sobie spokój z próbą uzyskania kontaktu, czy też może wciąż zasypywali mnie wiadomościami. Czysta ciekawość, nic więcej. Jako pierwszego postanowiłam sprawdzić mejla, na którym aż roiło się od spamu i niczego poza nim. To było logiczne, że wizyta na facebooku zajmie mi nieco więcej czasu, wolałam zatem odłożyć ją na sam koniec, a gdy już nadszedł na nią czas to to, co tam zastałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Pięćdziesiąt sześć powiadomień, siedem wiadomości i jedno zaproszenie do grona znajomych. Zaczęłam od najmniejszego, czyli zaproszenia. Okazało się ono być od jakiejś dziewczyny, którą faktycznie poznałam kiedyś, na jakiejś imprezie, ale poza podaniem sobie rąk nie zamieniłyśmy ani słowa, więc to zignorowałam. Przed kliknięciem na obrazek z wiadomością nieco się zestresowałam. Bałam się, że znajdzie się tam coś od Maxa albo co gorsza od Lauren. Jaka kolosalna była moja ulga, gdy wśród tych siedmiu wiadomości znalazły się same głupoty i tylko jedna istotna rzecz – Cathy. Moja reakcja na widok jej nazwiska na tle błękitnego prostokąta i małego napisu „2 nowych” była kolejnym tego dnia zaskoczeniem bowiem momentalnie uśmiechnęłam się ciepło do siebie i omijając pozostałe, jeszcze nie wyświetlone wiadomości natychmiast przeszłam do tej.

                Cathy Donnelly                                 05/07/2013 14:56
                Cześć, Darcy :)! Jak tam u wujków? Poznałaś już kogoś? Nie nudzisz się za bardzo? Ja siedzę ostatnie kilka dni w Dublinie i wyjeżdżam z rodzicami na tydzień do Francji. Przywiozę Ci coś fajnego :D Może jakieś dobre winko? Z tego, co pamiętam to chyba zawsze wolałaś białe, ale jeszcze daj mi znać, żeby nie było gafy :p W Dublinie nudy. Prawie w ogóle nie spotykam się z Lauren i resztą, bo jakoś tak zaczęli mnie wkurzać. Zresztą to nie to samo jak nie ma z nami Ciebie. Nawet Frank powiedział ostatnio, że szkoda, że wyjechałaś, bo trochę za Tobą tęskni, a wiesz, że jak on zdobywa się na takie wyznania, to coś to znaczy, haha :D Teraz spędzam czas z Marnie i innymi ludźmi z klasy, swoją drogą oni też za Tobą tęsknią. Mam nadzieję, że spotkamy się, kiedy już wrócisz do domu :) Lepiej opowiadaj jak tam życie na prowincji :D

                Cathy Donnelly                                05/07/2013 15:01

                Aha! Bym zapomniała. Masz pozdrowienia od pani Higgins. Spotkałam ją wczoraj na zakupach i pytała co u Ciebie :)


                Po przeczytaniu tych wszystkich miłych słów nie mogłam przestać się uśmiechać. Tyle myśli i przyjemnych uczuć napłynęło w jednej sekundzie, że aż ciężko było je naraz opanować. Po pierwsze i stanowczo najważniejsze Cathy po raz setny udowodniła mi, że to ona od zawsze powinna była być postrzegana przeze mnie jako moja przyjaciółka, bo jako jedyna z całego mojego otoczenia na to zasługiwała, a głupia ja nie doceniłam jej osoby w porę. Ta dziewczyna szczerze interesowała się tym, co się ze mną działo i tak samo każde jej słowo było w zupełni szczere. Chciała pomóc, choć nie do końca miała na to pomysł i od samego startu, aż po koniec nie zostawiła mnie samej sobie. Powiedzenie, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, zyskało dla mnie nowego znaczenia. Bo gdzie była Lauren? Gdzie był Max? Zapewne gdzieś razem. Ale ich nie potrzebowałam. Nie potrzebowałam w swoim życiu już więcej zakłamania i obłudy, skoro zaraz obok miałam uczciwość i prawdziwą przyjaźń.
                Wzmianka o Franku także zrobiła swoje. Nigdy nie byliśmy ze sobą jakoś wyjątkowo zżyci, choć gdybym miała wskazać palcem osoby, które najbardziej lubiłam czy też darzyłam szacunkiem, myślę, że znalazłby się wśród nich. Należeliśmy do jednej paczki, dlatego spotykaliśmy się dość często, czasem zdarzało się, że wychodziliśmy gdzieś tylko w dwójkę, szczególnie, gdy chłopak miał jakiś problem i potrzebował z kimś porozmawiać. Frank był specyficzną osobą, miał ciężki charakter, nie obnosił się ze swoimi uczuciami, był raczej skryty, dlatego też jego wyznanie odnośnie tęsknoty za mną było czymś, co zapadło mi w głowie na długo, a także – nie da się ukryć - wzruszyło. Ponad to, zarazem pani Higgins, moja była wychowawczyni, jak i ludzie z klasy byli dla mnie równie dużym zaskoczeniem, co chłopak. Wydawało mi się, że moje ostatnie zachowanie odrzuciło ich ode mnie całkowicie i przestali o mnie myśleć, tymczasem oni wciąż o mnie pamiętali. Było to doprawdy miłe z ich strony.
                Śmiało odpisałam na wiadomość Cathy, notabene dość obszernie, z czego byłam zadowolona. Nie ukryłam przed nią niczego. Wspomniałam zarówno o pracy, jak i Benie, czy puszce. Skleiłam nawet ze trzy zdania o Horanie. Nie szczędziłam sobie słów na nic.
                No i tak doszłam do ostatniego punktu wycieczki po facebooku, jakim było ponad pięćdziesiąt powiadomień, z czego część tyczyła się zaproszeń do gier i jakichś polubień. Ominęłam większość, skupiając się tylko na komentarzach, które w jakiś sposób były ze mną związane. Pootwierałam paręnaście nowych kart, przejrzałam kilka pierwszych i wtem trafiłam na coś równocześnie interesującego i przykrego. Moim oczom ukazało się pewne zdjęcie dodane przez Ashtona, niby przeciętne, przedstawiające grupkę znajomych, choć dla mnie było to coś o wiele więcej.
                Na fotografii, sądząc po jakości zapewne zrobionej aparatem Valerie, widoczna była cała „nasza” grupa. W zasadzie to prawie cała, bo nie było tam mnie i nie wydaje mi się, aby ktokolwiek z nich pomyślał wtedy o tym, że kogoś brakuje do kompletu. Wszyscy wyglądali na przeszczęśliwych, wręcz cali byli w skowronkach. Nie zmartwiłoby mnie to aż tak mocno, nie przeszkadzałoby mi ani trochę, gdyby nie jeden szczegół. Uwodzicielsko uśmiechnięta Lauren, siedząca na kolanach Maxa. Zdjęcie zostało zrobione w naszej miejscówce na osiedlu Crumlin, niedaleko domu Hayesa, co nie było trudne do odgadnięcia zważywszy na fakt, że spędzałam tam ogrom czasu. Kolejno od lewej, na starej, rozklekotanej, krwistoczerwonej kanapie siedzieli Valerie, Frank, Ashton, Penny, Simon, Max i Lauren. Na pozach i wyrazach twarzy pozostałych nie skupiłam się tak bardzo, jak na ostatniej dwójce bowiem był to jedyny drażniący mnie „akcent”. Moja szanowna, teraz już kategorycznie była przyjaciółka siedziała wygodnie na kolanach chłopaka, którego jeszcze nie tak dawno darzyłam głębszym uczuciem. Oczywiście to nie wszystko, nie zdenerwowałabym się w tak wysokim stopniu tylko tym. Max trzymał dłoń na jej udzie, nie na kolanie, a na udzie i to dość wysoko, i nie tak, jakby po prostu ją sobie tam położył, tylko tak, jakby przed sekundą pieszczotliwie je pocierał, natomiast obie ręce dziewczyny wylądowały nigdzie indziej, jak na ręce Hayesa. Lauren, jak wcześniej zdążyłam zauważyć, uśmiechała się w ten okropnie irytujący sposób, aż mnie krew zalała, gdy się temu lepiej przyjrzałam. Przymrużyła zalotnie mocno wymalowane oczy, a na usta przybrała firmowy grymas, na widok którego nie jeden frajer złapałby się, jak durna ryba na haczyk. Max zaś szczerzył się od ucha do ucha, zawsze robił tak, gdy pozowaliśmy razem na imprezach. Mało tego, jego policzek znajdował się w niebezpiecznej odległości od twarzy Gallagher, która odrzuciła swoje piękne blond włosy za ramię, aby mu nie przeszkadzały. Reszta nie miała dla mnie znaczenia.
                Co wtedy poczułam? Przede wszystkim żal. Po raz kolejny. Po raz kolejny wobec tych samych osób, po raz kolejny wobec tej samej krzywdy. Zdaje się, że mój wyjazd był im na rękę. Ułatwiłam wiele spraw swoim zniknięciem z ich życia i wyglądało na to, że nie miałam po co wracać, przynajmniej do nich. Moje pojawienie się z powrotem zaburzyłoby tę sielankę i nie daj Boże, mieliby czelność oskarżyć mnie o popsucie się stosunków między nimi. Widząc tę dwójkę razem z początku rzeczywiście napełnił mnie smutek, lecz w mgnieniu oka zmienił się w złość. W pewnym momencie aż zrobiło mi się niedobrze i gdyby głębokie oddechy nie pomogły, możliwe, że zwymiotowałabym z tych nerwów. Zostałam oszukana, bezczelnie oszukana odnośnie tej samej sprawy. Ponownie.
                Spojrzałam na komentarze pod zdjęciem, w końcu to właśnie znacznik z jednego z nich mnie tutaj przyprowadził, i omal nie zemdlałam z napływu adrenaliny.

                Zoey Simms @Laurie, gdzie zgubiłaś @Darcy? :D
                Lauren Laurie Gallagher @Zoey, Sheen jest na urlopie i bawi się w farmera ;)

                Już po samym zobaczeniu zdjęcia moje zdenerwowanie rosło w siłę z minuty na minutę, nie możliwym zatem było wyobrazić sobie co się ze mną działo po dorzuceniu do tego komentarza Lauren i wymieszania go z resztą jej win. Szok? Nie, nie. To nie był tylko szok. To było coś zdecydowanie więcej. Wściekłość? Złość? Wszystkie synonimy tych słów razem wzięte nie miałyby takiej mocy, jak to co wówczas rozpętało się wewnątrz mnie. Przysięgam. Byłam rozgrzana niczym piec gotowy do stopienia żelaza. Gdyby ta dziewczyna stała teraz blisko mnie, przyrzekam, że długo by nie postała. Nie ręczyłabym za siebie. I to niestety było jasnym znakiem, że udało jej się osiągnąć zamierzony cel, czyli wyniszczyć mnie psychicznie. Tak, jakbym już nie wycierpiała wystarczająco.
                Ciche piknięcie wyrwało mnie z amoku. Nowe powiadomienie do tego samego zdjęcia, zaraz potem następne. Odświeżyłam.

                Simon Powell ej, wiecie gdzie moja bordowa bluza?
                Lauren Laurie Gallagher jest u mnie, Maxie ją wczoraj zostawił c;

                - Kurwa! - krzyknęłam wreszcie, waląc zamkniętą pięścią w biurko, a zarazem uwalniając z siebie zaledwie drobną namiastkę tych okropnych, negatywnych emocji, jakie się we mnie nagromadziły. Gdyby nie burza, wujkowie mogliby usłyszeć ten niemały huk i zainteresować się nim, chociaż w tej kwestii los mi dopisał.
                Skąd w tej dziewczynie tak nagle znalazło się tyle zawiści wobec mnie?! Jeszcze niecałe cztery miesiące temu siedziała ze mną na największej z sal dublińskiego uniwersytetu, ściskając za rękę w geście pocieszenia, a teraz miała czelność działać przeciwko mnie tak bezwstydnie. To przekraczało wszelkie granice mojego rozumu. Nie potrafiłam tego pojąć. Żadna wyjaśniająca rozmowa nie wchodziła w grę, chociażby dlatego, że nie byłabym w stanie spojrzeć jej w oczy po tych wszystkich chamskich zagrywkach. Spędzanie czasu z Maxem, kiedy miałam problemy psychiczne to jedno, a afiszowanie się na każdym kroku ze związkiem z nim to koniec. Ostateczny krok. Na nic więcej sobie nie pozwolę. Nie pozwolę komuś tak nic nie znaczącemu ingerować w moje życie, a już na pewno oczerniać mnie w tak żenujący sposób, co więcej pod moją nieobecność. Co prawda nic nie mogłam zrobić tkwiąc na wsi, ale po głębszym zastanowieniu przypomniałam sobie coś istotnego, czego Lauren nie chciałaby wypuścić w świat za żadne skarby, a ja byłabym ostatnią łajzą, gdybym jej to zrobiła. Uznałam ten sekret za swój plan awaryjny, nie byłam bowiem w stanie zrobić jej tak wielkiego świństwa, mimo tego, co ona zrobiła mi. Zdecydowałam jednak, że gdy dziewczyna przegnie na całej linii, nie zawaham się tego użyć. Gdy zada mi cios poniżej pasa, ja odpłacę się jej czymś silniejszym. I nie będzie to żadna zemsta, a zwykła nauczka. Kiedy notorycznie i z premedytacją się kogoś krzywdzi, prędzej czy później nerwy puszczają i jakkolwiek by się to nie kłóciło z moimi poglądami, nie pozostanę neutralna. Nie chcę być przez całe życie ofiarą i zezwalać innym na krzywdzenie mnie, a na pewno nie na bezpodstawne działania sprawiające mi ból. Nie miałam zbyt wiele siły, aby to znosić. Skoro ucieczka do Ardamine nie uchroniła mnie przed kolejnymi ciosami, wyglądało na to, że trzeba było się zatrzymać, odwrócić i obronić.







________________________________________
                Dobry wieczór, wszystkim! :) Znów poślizg, wiadomo czemu, ale za to rozdział ma prawie 9 stron w wordzie, więc chyba dobrze wyszło :o Mamy wreszcie pierwszą rozmowę Nialla i Darcy, na którą pewnie większość z Was czekała. Mam nadzieję, że nią Was nie rozczarowałam :p
                W następnym odcinku zacznie się rozkręcać (tak mi się przynajmniej wydaje XD).                 Dziękuję za komentarze! Jak zwykle było więcej niż na The Hesitate :o Przy okazji zapraszam tam, bo ostatnio też pojawił się rozdział :D
                Do napisania za jakiś czas! :)
                Meadow.

~ JESZCZE RAZ PROSZĘ PODAĆ NAZWY TWITTERÓW, JEŚLI CHCE SIĘ BYĆ INFORMOWANYM, BO MUSZĘ ZROBIĆ NOWĄ LISTĘ ~


ask

26 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze cudny, ale trzeba było się trochę na niego naczekać.
    Tym razem duuużo więcej Nialla, o tak. Uwielbiam sceny z nim i już nie mogę się doczekać, co się stanie następnego dnia, jak spotkają się w sklepie. On to zapewne nasz tajemniczy chłopak. Nie mam niestety teraz czasu żeby jakoś rozwinąć komentarz za co przepraszam :(
    Na zakończenie powiem, że to mój ulubiony blog o Niallu!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. @uaregoldenxx
    mogłabyś mnie informować? uwielbiam to opowiadanie c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczyłaś mnie, oczywiście bardzo pozytywnie bo myślałam, że Darcy spotka jednak kogoś innego a tu Niall :D To mi się bardzo spodobało. Ale jestem zawiedziona z ich pierwszej rozmowy. Myślałam, że przebiegnie zupełnie inaczej. Szkoda ;(
    I wgl to chciałabym żeby Niall występował przez cały rozdział bo ciągle mi tu go mało xp

    Oczywiście to tylko dwa takie moje zażalenia. Ale rozdział jak zawsze dłuugi, co uwielbiam i świetnie napisany. Jestem strasznie ciekawa nexta.
    Wspomne jeszcze, że to mój ulubiony blog o Niallu <3

    Duużo weny życze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niach, niach. Dobrze więc muszę się uspokoić. Rozdział czytałam od wczoraj z wielkimi nieprzyjemnymi przerwami co raczej nie wpływa na mnie dobrze.
    Z reguły nie przeszkadza mi to, że rozdziały są takie długie, ale ten jakoś tak umh, może przez te przerwy.
    Jest! Wiedziałam, że w końcu kiedyś będzie musiała spotkać Niallera, którego od samego początku polubiłam. Jednak przyznam, że też spodziewałam się ciut trochę innej rozmowy. Co wcale nie oznacza, że mi się nie podobała bo tak nie było. Może nie powinnam, ale śmiałam się w niektórych momentach.
    Tak bardzo mi przykro Dracy, że nie wiem co powiedzieć. Z jednej strony wcale jej się nie dziwie, jej złości i tak dalej, ale z drugiej też, trochę nie rozumiem. Życzę jej żeby po prostu to wszystko wyrzuciła, przecież po to tam chyba też pojechała. Cóż, przyznam że mimo, że Horana dziś jest o wiele więcej wciąż mi go braknie i mam nadzieję, że z rozdziału na rozdział będzie go choć trochę więcej.
    Weny! :) x

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny, a mój kometarz do dupy, pisany na szybko. Zostawiam tt i obietnice, ze nastepny kom bedzie lepszy xd @Irie1945

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam długie rozdziały <3
    Rozmowa Bezimiennego Horana (taaa, nikt nie wie o kogo chodzi xd ) z Darcy jest świetna. Złość dziewczyny bardziej mnie rozbawiła niż zirytowała.
    Juz nie mogę się doczekać rozwoju akcji ^_^

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurwa... Kurwa..!
    Dziewczyno jak ty wspaniale piszesz *-* Matko i córko.. Ale masz wielki dar.
    Rozdział jest meegggaaa boski ! ;* Rozmowa Darcy i Nialla! *-* Zakochałam się w Tym opowiadaniu i nie mam pojęcia co zrobię jak go kończysz pisać. ;-; Mam cichą nadzieję, że będziesz pisać drugą, trzecią, czwartą, piątą.... część ! :* <3
    Uzależniłam się od Twojego bloga! :o Co chwilę sprawdzam czy jest nowy rozdział chociaż i tak wiem, że nie powinnam, bo robię sobie tylko nadzieje. ;/ Ale i tak będę sprawdzać :3
    Kurewsko się cieszę z tego że Darcy rozmawiała z Niallem! *-* Ale szkoda mi jej ;-; Nie wiem jak ja poradziłabym sobie, gdybym dowiedziała się o czymś takim. ;-; Głupia Lauren!
    Życzę weny ! :* Pozdrawiam i mocno przytulam i całuje :*

    OdpowiedzUsuń
  8. MEEEEADOW!
    Musiałam trzy razy czytać ten rozdział, żeby dowiedzieć sie co o nim myślę. Taki ze mnie nieogar totalny. Wybacz. :((
    Nie było Cię długo, że się stęskniłam, Pani ciężko-pracująca-studentko-umk.
    Zacznijmy do początku, ładnie, spokojnie, hronologicznie.
    (a przynajmniej spróbujmy, czy coś)
    Wielkim zaskoczeniem nie było to, że osobą, która odezwała się w jaskini był Horan. W głębi serca wszystkie romantyczne komórki mojego ciała tego chciały, ale z jakiś powodów brałam pod uwagę, że mógłby to być też Ben. Nadal gościowi nie ufam, ale Darcy się tak ładnie w jego towarzystwie zachowuje. Takie MarySue do ostatniej kropli, co powoduje, że ich połączeni wydaje się w oczywisty sposób tworzyć idealną parę romansu. Jestem zadowolona, że to Niall się pojawił, aczkolwiek chyba oczekiwałam po Tobie nieoczekiwanego, czyli zagrania wszystkim na nosie. Nie raz już tak robiłaś, zwłaszcza na The Hesitate. Tym razem skróciłaś nasz czas oczekiwania i męki też, ale mogę się założyć, że wcale tak różowo nie będzie.
    Reakcja Darcy na Najlepszego Dostawcę w Irlandii przebija tą, którą mieliśmy okazję obserwować w sklepie. Przede wszystkim teraz byli sami. Dziewczyna nie miała się za kim schować, oprzeć i przede wszystkim nie mogła się oszukiwać - jej ciało i szalejące serce samo ją zdradzało. Parzy się mięta jak nic. Chyba, że ona tak na każdego faceta, to wtedy byłoby to zrozumiałe. Małe aspołeczne stworzonko dostaje stanu przedzawałowego na widok każdego przystojniak jakiego zobaczy. Ale w to wątpię, nasza harda Darcy? Wściekła na przyjaciół i zdeterminowana niczym terminator? Dobrze to sobie wymyśliłaś, Meadow, co? Pewnie siedziałaś sobie, wcinałaś coś dobrego i pomyślałaś: Tak, niech bohaterka padnie ofiarą depresji. Będzie mogła zachowywać się jak chora psychicznie i nikt nie będzie mógł się doczepić. Świstek ma.
    I pewnie siorbałaś z zadowolenia herbatkę, co? xD
    Nancy i Darcy są moimi ulubionymi bohaterkami jeśli chodzi o dialogi. Są złośliwe, wredne i starają się zdominować rozmowę za każdym razem, gdy otwierają usta. Nie stają na głowie by przypodobać się bohaterowi, przez co ich relacja jest autentyczna. Blondyneczka pokazuje, że nie można jej lekceważyć, że jest kimś więcej niż może się wydawać po jej powierzchowności. Rozmowa z Horanem pokazuje, że już powoli walczy z tą depresją. Walczy o siebie i o swoje. Po tym jak stypendium przeszło jej koło nosa uciekła i się po prostu poddała. A teraz? No popatrz: obcy człowiek, co z jej apatią powinno kazać jej podwinąć ogon pod siebie i wiać gdzie pieprz (albo mięta xD) rośnie, a ona szczeka i warczy broniąc swojego terytorium. Coś w odkryciu tej puszki, która pewien WCALE NIEZNANY NAM OSOBNIK umieścił na plaży musiało ją złamać. I nie będzie depresji, więc będzie musiała skubana zacząć zachowywać się logicznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niall to nie tylko przystojniak, który ciężko pracuje, ale ma mózg. Ta mała wymiana uwag między nim a bohaterką nie tylko udowodniła, że jest inteligent, ale też zdeterminowany. Podoba mi się taki. Podoba mi się też to, że ją obserwował i, że wie o niej trochę więcej. Ciekawe co go tak zainteresowało? Może wie, że to ona odnalazła tą puszkę? A może zna kogoś, kto ją tam umieścił. (BOŻE, co ja pieprzę. To jasne, że wie, że to ona znalazła JEGO puszkę, a teraz chce się z nią hajtnąć i zaciągnąć do łóżka. Niekoniecznie w tej kolejności. I może ją zaciągnąć też na siano, jeśli nie do łóżka.) XDD
      Tekst o zbieraniu znaczków jest epicki. Dobry, bardzo dobry i po prostu widziałam uśmiech na jego twarzy jak się z niej naigrywał. Ale nie naigrywał sie z niej jak z idiotki, ale z równego sobie przeciwnika. Nosz, kocham ich już i zaraz wymyślę jakieś shipperskie imię, tylko daj mi chwilę. To nic, że raptem pojawili sie obok siebie w jednym rozdziale i pewnie moje nadzieję, że zobaczę ich częściej razem są płonne - w końcy mamy do czynienia z Meadow, nie ma tak łatwo.
      Co do suki przyjaciółki. Może ktoś już pojechać do Dublina i urwać jej łeb koło samej dupy? Proszę?
      No, do jasnej ciasnej. Laska przegina pałę. Dobra, fajnie odbiła chłopaka najlepszej przyjaciółce. Super. Osz, zesz w mordkę. Biedna szara gąska wyszła z cienia przyjaciółki i w dupie się poprzewracało. Przecież, własny status społeczny jest o wiele bardziej istotny niż pomoc przyjaciółce, której życie zwaliło sie na łeb. Ech, najlepiej Darcy postąpił jeśli po prostu oleje laskę zimnym moczem i będzie szczęśliwa. Nic tak bardzo nie wkurza ludzi, którzy chcą nas wkurzyć, jeśli pokażemy im, że wcale nas to nie rusza, a co więcej - bawimy się lepiej bez nich.
      A teraz poważniejąc.
      Spodobał mi się ostatni akapit. Darcy jest osobą zdeterminowaną, pokiereszowaną przez złamane ambicję i zdradę przyjaciół. Z pewnością jest też zagubiona, bo nie ma pojęcia co dalej robić ze swoim życiem. I mimo tego wszystkiego nadal pozostaje dobrą osobą. Wściekła, rozżaloną, ale nie upada tak nisko by z premedytacją ranić. W przeciwieństwie do pseudoprzyjaciółki, która usilnie próbuje zwrócić na siebie uwagę. Dojrzałe przemyślenia bohaterki doprowadziły ją do słusznego wniosku, że walka z tą osobą byłaby bezcelowa tylko wyczerpałaby jej siły. Poza tym zemsta wywołałaby kolejną i tak dziewczyny kręciły by się w spirali nienawiści bardzo długo. Mam nadzieję, ze nauka zaboli Lauren mocno i może zrozumie swój błąd. A jeszcze - mam nadzieje, że nauczka jaką Darcy da exprzyjaciółce nie sprawi, że będzie się źle czuła ze sobą.

      Usuń

    2. A na sam koniec, z racji tego, że jesteś zabiegana i w ogóle, to trochę Ci posłodzę. I to w całkiem poważnym tonie. Uwielbiam to opowiadanie. Nie tylko za jego dojrzałość, formę, styl i inne oczywiste fakty. Kocham je za wieloplatformowość. Nie zrobiłaś z bohaterki płaskiej bohaterki, która zaczyna w punkcie A jako kompletna niedojda, a kończy w punkcie B z cudownym facetem u boku. Darcy ma swoje problemy, swoje ambicje i swoje życie. Jest najnormalniejszym człowiekiem na świecie. Jej historia z Maxem pokazuje, że potrzebuje miłości i jak każdy o zdrowych zmysłach marzy o miłości, ale nie leży to u podwalin jej życia. To jedna sprawa. Choroba Darcy i sposoby jej leczenia otworzył na prawdę wiele możliwości dla tego opowiadania. Mamy oczywisty wątek miłości, ale to pomińmy teraz, ale dzięki temu widzimy życie wujostwa, które prowadzi wiejski tryb życie i bardzo się kocha, widzimy typowe osobistości małych miejscowości i młodych ludzi, którzy muszą ciężko pracować by spełniać marzenia - tutaj oczywiście przykładem jest Ben, który pracuje fizycznie by mieć środki na studiowanie. Wszystko w tym opowiadaniu jest prawdziwe. Po prostu jest jak jest. Życie. Nie żyjemy tylko w romantycznych chmurkach i morkach. Pracujemy, odpoczywamy i szukamy drogi do szczęścia. Cenię to opowiadanie, bo jest historią o dziewczynie, a nie historią o miłości. I cała ta wartość dodana, jak opis życia w Ardamine to coś co jest dla mnie warte o wiele więcej niż ekstrawaganckie wyścigi samochodowe czy elektryzujące sceny seksu.
      Tylko dlaczego w tym rozdziale nie było psa?!
      Z pociągu na północ:

      M.K

      http://last-direction.blogspot. com
      http://feedback-ff.blogspot.com

      Usuń
  9. Wiedziałam, po prostu wiedziałam - chociaż może lepiej powiedzieć: CZUŁAM - że to właśnie Niall przykulał się właśnie w pobliżu Darcy, w końcu to nie mógłby być nikt inny, prawda? Masz rację, ja strasznie czekałam na ich pierwszą rozmowę i nie, nie rozczarowałaś mnie. Właśnie bardzo mi się podoba, że nie zrobiłaś z tej sceny jakiegoś cukierkowego flirtu, bo chyba mnie szlag trafił. Nawet jeśli przez większość czasu miałam ochotę strzelić Darcy w mordę albo nią potrząsnąć, to i tak wielbię Cię za przebieg tej akcji XD Ale może po kolei.
    Jezusie, reakcja Darcy na widok jej wciąż dość anonimowego sąsiada była w stu procentach taka, jak to sobie wyobrażałam (i pewnie sama bym się tak zachowała). Ta adrenalina, gorąco, brak języka w gębie... W sumie co się dziewczynie dziwić? Niall jest atrakcyjnym młodym facetem, pewnie niejedna kompletnie traci przy nim głowę. Rozbawił mnie trochę tekst: "Mogłabyś poślizgnąć się i spaść" - no shit, Sherlock! Nie wiem, czy on sobie zdawał sprawę, że Darcy była bliższa upadku dopiero kiedy on się zjawił, a nie wcześniej, ale ok XD Tak swoją drogą to rozwalił mnie ten fakt z sandałkami. Serio, kobieto? Nawet w wygodnych trampkach/adidasach chyba bym zawału dostała, łażąc po takich skałach, a ta se kurde sandały ubrała. Mogłabym się dłużej nad tym rozwodzić, ale zupełnie mnie pochłonęła ta słowna przepychanka, jaka rozegrała się między Niallem i Darcy. Tak jak już wspomniałam, miałam ochotę udusić główną bohaterkę za tak opryskliwe potraktowanie naszego uroczego blondyna, bo naprawdę, mimo tego całego swojego wycofania w kontaktach z innymi ludźmi potrafiła nieźle człowieka podsumować. Ten nie pozostawał jej dłużny, co sprawiało, że uśmiechałam się jak głupia do ekranu. Czułam, że Darcy nie będzie mogła ziścić swojego planu ze względu na zbierającą się burzę i już czekałam, aż szarmancki Horan pomoże jej zejść, ale oczywiście odrzuciła jego pomoc. Ech, szkoda! Tak swoją drogą od razu zauważyłam, że chłopak jest autentycznie zainteresowany nową sąsiadką. Już pominę fakt, że mniej więcej wie, jakie ta buty nosi, przede wszystkim zależało mu na pociągnięciu rozmowy, nie wyglądał też na zachwyconego, kiedy zrozumiał, że dziewczyna nie jest zbyt otwarta. Poza tym, chociaż starała się mu za wszelką cenę dopiec i tak zaproponował jej podwózkę. Ma naprawdę dużo cierpliwości, zresztą może tak opryskliwe zachowanie Darcy podziałało na niego z odwrotnymi skutkiem, niż ta sama sądziła: poczuł się jeszcze bardziej zaintrygowany jej osobą. Cóż, w każdym razie mam nadzieję, że następnym razem lepiej się poznają, a Horan będzie w końcu łaskaw się przedstawić.
    Tak właśnie czułam, że Darcy dopiero po fakcie zrozumie, że nie zachowywała się zbyt grzecznie. Byłam na nią zła, owszem, jednak jej zachowanie jest w pewien sposób umotywowane: po tej nieudanej walce o stypendium odsunęła się od innych, poza tym Niall nieustannie ją prowokował i chociaż pragnęła go bliżej poznać, uruchomiła naturalny mechanizm obronny i zachowała się tak, jak zachowała. Mleko się rozlało, może później będzie lepiej.
    Ten pomysł z wykorzystaniem breloczka z Barcelony jest naprawdę dobry. Co prawda podejrzewam, kto może być tym tajemniczym nieznajomym, ale sama jestem ciekawa, jak zareaguje na widok tego drobiazgu xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że Darcy się przełamała i zadzwoniła do mamy. Tak swoją drogą to dosłownie w sekundzie polubiłam tę kobietę. Cenię to, że dała córce przestrzeń, doskonale rozumiejąc, jak ciężko zniosła tamtą przegraną w związku ze stypendium. Na pewno strasznie się martwiła, kiedy widziała, jak jej pociecha odsuwa się od innych ludzi, ale zamiast się załamywać czy na nią wrzeszczeć, wysłała ją do Ardamine, nie narzucając się ze swoją osobą i po prostu czekając, aż sama Darcy będzie gotowa na telefon. Ich rozmowa może nie była ani długa, ani jakaś szeroka, ale pokazała relacje matka-córka. Widać, że bardzo im na sobie zależy, martwią się o siebie nawzajem i tęsknią. Poza tym byłam naprawdę zachwycona, kiedy Darcy napomknęła o Benie, rozluźniając się i zachowując dokładnie tak, jak dawniej. Mam nadzieję, że niedługo znowu porozmawia z mamą, bo najwyraźniej dobrze jej to robi.
      Szczerze powiedziawszy kiedy tylko pojawił się wątek z zajrzeniem na facebooka, to od razu poczułam niepokój. Przeczuwałam, autentycznie przeczuwałam, że wydarzy się coś nieprzyjemnego, że ten powrót do rzeczywistości - bo w sumie pobyt w Ardamine sprawił, że Darcy mogła zapomnieć o paru przykrych rzeczach - skończy się tak, że dziewczyna na nowo wpadnie w paskudny humor. Zaczęło się naprawdę niegroźnie, wiadomość o Cathy również i mi sprawiła przyjemność. Jak dotąd nie poznałam jej bardziej jako bohaterkę, ale i tak poczułam do niej sympatię. Widać, że to szczera, taka kochana dziewczyna i naprawdę wielka szkoda, że Darcy wcześniej tego nie dostrzegła, zamiast tego trzymając się nie tych osób co trzeba. A ta wiadomość była urocza! Bez względu na to, co się dzieje, zawsze miło wiedzieć, że ktoś za nami tęskni, a jak widać, nasza outsiderka zostawiła za sobą małą, ale świetną grupkę zżytych z nią ludźmi, którym brakuje jej towarzystwa. Niestety nie zdążyłam się nacieszyć tą dość wzruszającą atmosferą, bo pojawiła się kwestia tego cholernego zdjęcia. Nadal nie mogę w pełni opisać tego, jak bezczelnie zachowała się Lauren, to się po prostu w głowie nie mieści! Oczywiście Max też zachował się jak skończony debil, bo przecież coś do z Darcy łączyło, ale to jednak w kierunku tej pożal się Boże przyjaciółki kieruję większość moich pretensji. Aż sobie wyobrażam ten jej wkurzający uśmieszek dumnej posiadaczki cudzego faceta ;/// To zdjęcie już i tak mnie uruchomiło, miałam ochotę wychylić się i jakimś cudem dać jej z kopa w twarz, a potem doszły do tego te komentarze. Po prostu nie wierzę! Wiesz, co jest najbardziej smutne w tym wszystkim? Że wielu z nas ma w swoim otoczeniu takich fałszywców i czasem jest za późno, żeby się zorientować, z kim tak naprawdę ma się do czynienia. Darcy również dowiedziała się zbyt późno, ale cieszę się, że przynajmniej nie zareagowała ciągiem dalszym tej ogromnej melenacholii, tylko poczuła w sobie wolę walki. Gorąco jej kibicuję, mam nadzieję, że odegra się na tej wymalowanej szmacie.
      Co do samego rozdziału, to ja wprost kocham Twoje opisy. I w ogóle Twoje opowiadania. Zawsze mi się tak przyjemnie czyta, dlatego nic, tylko Ci tego pozazdrościć. Mam nadzieję, że wkrótce ciąg dalszy, bo już nie mogę się doczekać :D Kochom <333

      Usuń
  10. Jezu, dlaczego z Darcy jest taki dzikus? Biedny Niall, pewnie wziął ją za jakąś nienormalną haha. Ale dobre i to, że chociaż trochę z nim porozmawiała. Cóż, jeśli można to nazwać rozmową. Dlaczego ona była dla niego taka chamska? No ej. Jej pytanie 'Jesteś hipsterem?' rozwaliło mnie na łopatki hahahaha, Darcy, widać, że nie miałaś do czynienia z rówieśnikami przez długi czas lol.
    Bardzo, ale to bardzo lubię czytać twoje opisy i rozmyslania Darcy, dlatego cieszę się, że w tym rozdziale ich nie brakuje. Oby tak dalej haha. O, to coś nowego, że Darcy zdecydowała się zadzwonić do mamy. Najwyraźniej dziewczyna powili dochodzi do siebie. To dobze, jej mama na pewno się o nią martwiła.
    Ugh, coś tak czułam, że te odwiedziny na facebooku nie skończą się dobrze... Dobrze, że chociaż Darcy otrzymała miłą wiadomość od Cathy. Boże, to obrzydliwe, że Lauren zrobiła takie świństwo swoje byłej przyjaciółce. Co za szmata, jezu. Nienawidzę takich osób. Z resztą Max nie lepszy. Biedna Darcy, mało się nacierpiała? Mało tego jeszcze przyjaciółka odwróciła się od niej plecami.
    Świetny rozdział, życzę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. tragiczny szablon....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię. Mnie się podoba :D

      Usuń
    2. Mi też się podoba ;) (jak każdy twój szablon) Chociaż poprzedni był ładniejszy :)

      Usuń
  12. Szablon jest przepiękny! <3 I kto tutaj komu robi konkurencję, co? XD
    Wrócę z komentarzem pewnie jakoś pod wieczór dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem! Nieco zmęczona i ze szczypiącymi oczyma, ale mam nadzieję, że jakoś dam radę napisać ten komentarz i będziesz zadowolona!
      W ogóle zacznijmy może od tego, że strasznie się jaram pierwszą rozmową Darcy i Nialla! Chociaż trzeba przyznać, że to dosyć nieudany pierwszy raz. Horan, jak to Horan wykazał się po prostu tak wielką troską, totalnie bezinteresowną, a dziewczyna najzwyczajniej w świecie go zbyła. I jeszcze zachowywała się w taki wredny sposób, odpowiadając jakimiś docinkami. No heloł, Darcy jesteś dziwna czy dziwna? Ok, ja rozumiem, że bardzo trudno jest jej się przyzwyczaić na nowo do kontaktów z ludźmi, że boi się takich relacji i po prostu najlepszą obroną jest nie okazywanie prawdziwych uczuć, ale przecież Niall był tylko miły. Widać, że jest bardzo wygadany i chciał sobie nieco pogawędzić ze swoją sąsiadką, ale niestety nie było mu to dane - też bardzo żałuję. Czy Darcy już zawsze będzie odrzucała każdą nowo poznaną osobę w jej wieku szczególnie? Czy zawsze już będzie odrzucała każdą pomoc, od kogokolwiek? Mam nadzieję, że to wkrótce się zmieni i będzie mogła wrócić stara Darcy.
      Rekompensatą dla mnie niech będzie to, że jednak coś jej tam prześwitywało i sama stwierdziła, że zachowała się w chamski sposób względem Nialla. No to już coś, w dobrą stronę idzie, Darcy. Trzymaj tak dalej!
      Najpiękniejszy moment w tym rozdziale to chyba jej rozmowa z mamą. Fakt, że nie odzywały się do siebie przez tydzień, potęgował to napięcie jeszcze bardziej. Ale dobrze, że kobieta ze spokojem przyjęła wszystkie wiadomości od córki, na pewno ucieszyła się z jej pracy, choć jednocześnie bardzo ją to zdziwiło. No i oczywiście natychmiastowe ożywienie na dźwięk "chłopak", no cóż, chyba każda mama tak ma. Nie ma się co dziwić, w końcu rodzicielka chce wiedzieć, z kim jej córka ma do czynienia. Myślę, że takie rozmowy na pewno są w stanie pomóc Darcy w pewien sposób i kto wie, może przy trzecim czy czwartym telefonie zwierzy się ze wszystkiego, co ją trapi. Tak czy owak, cieszę się bardzo, że postanowiła zadzwonić do mamy i mogła spędzić przyjemnie tych parę minut na rozmowie z nią.

      Usuń
    2. Nie dziwię się dziewczynie, że kompletnie odcięła się od tego świata wirtualnego. Zrobiła to samo ze światem rzeczywistym, więc tym bardziej nie miała ochoty zaglądać na jakieś portale, gdzie zawsze roi się o jakiś plotek, przykrych zdjęć czy nowinek, o których nie koniecznie chcielibyśmy wiedzieć. Ta ilość powiadomień nawet mnie przeraziła, powiem Ci :O Sama kiedy miałam ostatnio 18, stwierdziłam, że świat się skończył XDDDD Nie ważne XD Cieszę się, że w stosie jakiś bzdur znalazła się ta jedna, piękna wiadomość od Cathy, która wyraźnie poruszyła serce Darcy. Może mówić co chce, ale pewnie tęskni za swoją paczką. I w zupełności się z nią zgadzam - Cathy jak najbardziej zasługuje na miano przyjaciółki. Widać, że troszczy się o Darcy, o wszystkim jej mówi, jest wtedy, kiedy dziewczyna jej potrzebuje. Szkoda, że wcześniej nie została dostrzeżona i doceniona, ale myślę, że nasza bohaterka już więcej nie popełni tego błędu. Na widok zamieszczonego zdjęcia również zrobiłoby mi się smutno. Szczególnie widząc Lauren i Maxa, których Darcy tak szczegółowo opisała. Skoro to zrobiła, to znaczy, że naprawdę boli ją ich powiązanie, ale przecież nie ma się czemu dziwić. Z chłopakiem była bardzo blisko, a L. uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę! Ciężko jest dowiedzieć się o zdradzie, a jeszcze bardziej ją zaakceptować. To chyba niemożliwe.
      Ale komentarz laluni L. był w ogóle nie na miejscu - no co to miało być? Pojechała bawić się w farmerkę? No straszne mi rzeczy. Przynajmniej odpoczywa, nie musi ciągle wysłuchiwać jakiś żali, pytań, pretensji i przede wszystkich nie musi oglądać niektórych fałszywych twarzy. Kuuuuurde, ale jestem ciekawa jakiego to haka Darcy ma na L. Toż to może być mega ekscytujące i coś mi się zdaje, że niedługo znajdzie się okazja, by nasza bohaterka mogła to wykorzystać. Ha, będę czekać ;>
      Kochana, rozdział wspaniały! Cieszę się, że w końcu udało Ci się go skończyć i mam nadzieję, że kolejny pójdzie gładko i szybko go wstawisz. Dużo weny życzę, natchnienia, czasu i wszystkiego, czego potrzebujesz! I jeszcze raz - przepiękny, szablon, na który nie mogę się napatrzeć, awwwwwww <3
      Ściskam, całuję, kocham i wszystko <3

      Usuń
  13. Świetny rozdział :) czekam na następny!
    Nareszcie rozmowa Niall i Darcy :D
    Masz zajebisty talent i ten blog jest zajebisty!
    Lauren to suka!!!
    @pudelek12

    OdpowiedzUsuń
  14. Fajny rozdział :)
    C.

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć, zostałaś nominowana na: http://mysterious-zm.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nominowałam cię do Liebster Award :)
    Szczegóły na moim blogu: http://onedirection1d-pain-and-payne.blogspot.com/2014/05/liebster-award-d.html

    Pzdr. :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Czekam, czekam i doczekać się nie mogę.. :/ Kiedy kolejny rozdział?! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. @asia_jsl. Wczoraj tutaj zawitałam u suuupeeer blog kiedy kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń